Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burmistrz Alwerni już działa

Rozmawiała Magdalena Balicka
Tomasz Siemek w fotelu burmistrza Alwerni od kilku dni jest zawalony robotą
Tomasz Siemek w fotelu burmistrza Alwerni od kilku dni jest zawalony robotą Magdalena Balicka
Rozmowa. Tomasz Siemek to aktor, piłkarz, a przede wszystkim mąż i tata. Jako burmistrz chce postawić na rozwój gospodarczy gminy

- Dla mieszkańców powiatu chrzanowskiego, tych spoza Alwerni, jest Pan nową twarzą w lokalnej polityce. Kim jest Tomasz Siemek?

- Przede wszystkim rodowitym alwernianinem. Przed wyborami bankowcem. Wcześniej aktorem i cały czas miłośnikiem piłki nożnej.

- Brzmi intrygująco, szczególnie to aktorstwo...

- Jako nastolatek uczyłem się w jednym z bardziej elitarnych krakowskich liceów artystyczno-teatralnych. Tam dowiedziałem się m.in., jak zagrać... kolor czerwony. Pod koniec szkoły docenił mnie dyrektor Teatru KTO, który zaproponował angaż. Z KTO jako młody człowiek zwiedziłem całą Europę, a nawet Brazylię.

Bardzo dobrze wspominam ten okres. Jako 20-letni kawaler w ciągu dwóch wakacyjnych miesięcy dzięki mojej pasji zarobiłem więcej niż mój ojciec przez rok. Gdy poznałem przyszłą żonę Agnieszkę, zacząłem poważniej myśleć o przyszłości; postanowiłem zmienić pracę na bardziej stabilną i poważną. Dziś realizuję aktorskie pasje, udzielając się przy misteriach świątecznych organizowanych przez ojców bernardynów oraz podczas mikołajek w przedszkolach.

- Został Pan bankowcem.

- Wcześniej pracowałem jako sprzedawca reklam w telekomunikacji. Potem zatrudniono mnie w banku, gdzie przeszedłem kilka szczebli kariery aż do stanowiska audytora, którym byłem do niedawna.

- Po drodze jest jeszcze sport i piłka nożna. Jest Pan w zarządzie klubu sportowego Alwernia.

- Jak każdy młody chłopak lubiłem kopać piłkę. Mój tata zabierał mnie na wszystkie mecze alwernijskiego klubu i czasami nawet na te Wisły Kraków. Potem zacząłem grać w lokalnym klubie na bramce jako trampkarz, potem junior i otarłem się o pierwszą drużynę. Zacząłem nawet studia na AWF, jednak kontuzja kolana i operacja pokrzyżowały moje plany. Musiałem zrezygnować z kariery sportowej i nie skończyłem studiów. Dziś zdarza mi się jednak trenować piłkę, ale tylko w hali. Jestem też w zarządzie klubu, gdzie zajmuję się m.in. marketingiem i kontaktem z mediami.

- A skąd pomysł, by zostać burmistrzem?

- Polityką zacząłem się interesować, gdy w 2002 roku na fotel burmistrza kandydował mój tata. Przegrał wtedy z Janem Rychlikiem. Chcąc nie chcąc, napatrzyłem się, jak wygląda kampania wyborcza, jak buduje się program. Osiem lat temu przyjaciel namówił mnie do startu w wyborach do rady powiatu chrzanowskiego, ale nie odniosłem sukcesu. Cztery lata później spróbowałem ponownie i tym razem się udało, choć przyznam szczerze, że w okresie kampanii zmarł mój tata i nawet nie miałem czasu, by walczyć o wyborców.

- Tym razem postanowił Pan powalczyć o wyższy stołek...

- Jako radny wiele się nauczyłem. Napatrzyłem się też na pracę burmistrza i nie wszystko mi się podobało. Ubolewałem nad tym, że jako radny niewiele mogę zdziałać.

- Twierdzi Pan, że podczas kampanii wyborczej czuł się Pan zlekceważony przez kontrkandydata...

- Opozycja nie traktowała mojej kandydatury poważnie. Uważali, że Jan Rychlik jest pewniakiem. Pomogli mi jednak przyjaciele, znajomi. Naprawdę przygotowałem się do pojedynku i udało się.

- Dziś nie chce Pan jednak wytykać błędów swemu poprzednikowi.

- Uważam, że Janowi Rychlikowi należy się szacunek za 20-letnią pracę w urzędzie, w tym 12 lat na stanowisku szefa gminy. Jest wiele rzeczy, które zrobiłbym inaczej, ale na pewno nie będę go krytykował.

- Jednym z Pana priorytetów jest budowa strefy ekonomicznej. Gdzie miałaby powstać?
- Wydaje mi się, że najodpowiedniejszym miejscem byłby teren przy Zakładach Chemicznych. Ma dobry dojazd, już działa tam przemysł. Ogród botaniczny na pewno tam nie powstanie. Nie upieram się jednak przy tej opcji. Zamierzam wsłuchać się w argumenty mieszkańców i radnych.

- Zamierza Pan zatrudnić zastępcę. Jan Rychlik nigdy go nie miał...

- Mój poprzednik nie ufał ludziom, dlatego bał się powierzać im swe obowiązki. Ja chcę otoczyć się takimi osobami, na których będę mógł polegać. Nie podjąłem jeszcze decyzji. Muszę wdrożyć się w pracę i sprawdzić, czy podołam sam, czy potrzebna mi będzie pomoc. Uważam jednak, że niektóre sprawy, jak na przykład zgoda na wycięcie drzewa, nie powinny czekać na mnie, tylko być podjęte od razu przez kompetentnego urzędnika.

- A w urzędzie szykują się zmiany kadrowe, jakieś zwolnienia?

- Daję sobie około miesiąca, by poznać wszystkich pracowników, pozwolić im spokojnie pracować, nie przeszkadzając. Będę miał możliwość przyjrzeć się im i sprawdzić, czy każdy jest na właściwym miejscu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski