Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzliwe dzieje domu krakowskiego zegarmistrza Anastazego Holika

Jerzy Gawroński
Kamienicę wybudowano pod koniec XIX wieku
Kamienicę wybudowano pod koniec XIX wieku
Historia. Kamienica należała do dwóch zamożnych mieszczańskich rodzin. W czasie II wojny światowej zajęli ją Niemcy, potem budynek przez kilkadziesiąt lat należał do milicji. Spadkobierca właścicieli odzyskał go w 1995 roku i chce, aby to był dom otwarty dla krakowian.

Kiedy znany krakowski architekt Maksymilian Nitsch projektował w 1873 roku potężny, trzypiętrowy budynek u zbiegu Karmelickiej i Batorego, ta ostatnia ulica była niezamieszkałą jeszcze Drogą nad Ściekiem. Narożny budynek spinający ulice Karmelicką i Batorego, z początkiem XX wieku kupił zegarmistrz i jubiler Anastazy Holik, który miał pracownie przy ulicach św. Anny i Sławkowskiej. Odtąd kamienica należała do dwóch zasobnych mieszczańskich rodzin Holików i Sucheckich.

Ich dzieje połączone zostały dwoma małżeństwami, z których jedno – Holików pozostało bezdzietne, zaś drugie doczekało się ośmiorga potomstwa. Anastazy Holik adoptował dwie córki brata swojej żony: Anatolę i Józefę, które po śmierci przybranych rodziców stały się właścicielkami kamienicy. Decyzja Holików była zgodna z obowiązującą wówczas zasadą, że chłopcom rodzice zapewniają wykształcenie, a dziewczętom majątek. Panny Holikówny ukończyły prowadzone na wysokim poziomie ogólnokształcące kursy im. Adriana Baranieckiego, na których wykładali m.in. Lucjan Rydel i Stanisław Wyspiański.

Niemieckie porządki
W latach 20. w budynku wybuchł groźny pożar, w wyniku którego spalił się dach. Właściciele przez wiele lat prowadzili kosztowny remont, zaciągnięty nań kredyt został spłacony w całości tuż przed wybuchem wojny. W wyniku tego remontu na parterze od strony ulicy Karmelickiej usytuowano pięć sklepów.

Solidny, położony w samym centrum Krakowa budynek o powierzchni ponad 2000 mkw. z obszernym dziedzińcem, pozwalającym na wjazd samochodów ciężarowych, wpadł w oczy Niemcom, którzy na mocy prawa wojennego usadowili tu w 1942 r. wojewódzkie struktury NSDAP. Przebudowali wszystkie piętra (pokoje mieszkalne na biura) oraz klatkę schodową. Znajdowała się tu też stołówka.

Prawowici mieszkańcy zostali oczywiście wyrzuceni. Anatolę Holik-Krzysiak wraz z córkami przyjęli znajomi z ulicy Kochanowskiego. Pewnego dnia została powiadomiona, że ma się pilnie zgłosić na ulice Batorego 25 do swojego dawnego mieszkania. Obawiała się najgorszego. Było to jednak spotkanie kurtuazyjne, nowi właściciele chcieli się po prostu pochwalić. Oprowadzili ją po całym domu i wyraźnie zadowoleni z tego, co dokonali, powiedzieli: Widzi pani – tak powinien wyglądać budynek.

Była właścicielka z okna swojego nowego mieszkania widziała dom rodzinny. Kiedy w styczniu 1945 roku ostatni Niemcy w popłochu opuszczali budynek, wróciła do porzuconej kamienicy. Ale już następnego dnia pojawił się tam Batalion Operacyjny Milicji Obywatelskiej. Milicja uznała, że było to „mienie poniemieckie”, pozwoliła jednak właścicielce mieszkać, a nawet płaciła niewielki czynsz za użytkowanie lokalu. Aż do 1953 roku, kiedy to przejęto budynek na skarb państwa, a właścicielkę z córkami wyrzucono do pustostanu w Dębnikach o powierzchni 18 metrów kwadratowych bez wody i światła.

Anatola Holik była żoną sędziego i adwokata Feliksa Krzysiaka, trochę znała się więc na prawie, była też osobą energiczną. W 1945 roku zdołała przeprowadzić reprywatyzację budynku. Dzięki temu rodzina mogła w 1990 roku wystąpić o zwrot zawłaszczonego mienia.

8 lat walki o kamienicę
Mimo że w nowych warunkach ustrojowych w Polsce przestało obowiązywać ustawodawstwo PRL-owskie, walka – już z policją – o odzyskanie własności trwała osiem lat. Zajął się tym jedyny dziś spadkobierca rodzin Holików i Sucheckich, nie chce ujawniać nazwiska.

Punktem zwrotnym w staraniach o zwrot kamienicy był wniosek o stwierdzenie nieważności decyzji wywłaszczeniowej z 1953 roku. Złożył go szkolny kolega obecnego właściciela, później sędziego Sądu Najwyższego. W 1995 roku Ministerstwo Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa uchyliło tę decyzję z powodu naruszenia ówcześnie obowiązującego prawa. – Tej sprawy nigdy bym nie przeprowadził w Krakowie _– mówi właściciel. – _Korzystny dla mnie wyrok podtrzymało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Naczelny Sąd Administracyjny.

Właściciel po uzyskaniu korzystnego orzeczenia nie chciał wyrzucać policji. Prosił tylko o przekazanie na początek sklepu, żeby mógł mieć jakikolwiek dochód, zaś za pomieszczenia biurowe żądał niewielkiego czynszu. Nie było jednak odzewu. Jak twierdzi, policja to specyficzna struktura. Odsyłano go z Komendy Wojewódzkiej do Komendy Głównej i z powrotem. Wykorzystywano wszelkie możliwości, żeby przeciągać sprawę. Twierdzono, że jego starania – to próba odwracania historii. Kiedy ostatecznie otrzymywał z Komendy Wojewódzkiej w maju 1998 roku klucze od domu, usłyszał: pan tego domu nie utrzyma, w ciągu trzech miesięcy pan splajtuje.

Ta przepowiednia się nie sprawdziła. Może dlatego, że obecny właściciel jest człowiekiem bardzo zdeterminowanym. Z wykształcenia inżynier mechanik, z zainteresowań humanista. Absolwent Wydziału Mechanicznego AGH przez jakiś czas pracował jako asystent na uczelni, później przez siedem lat był inżynierem mechanikiem w siłowni Huty im. Lenina.

Mimo pozorów stabilizacji i przydziału mieszkania własnościowego w Nowej Hucie, pensja w wysokości 1200 zł nie dawała nadziei na utrzymanie rodziny. Inżynier z konieczności, a także dzięki własnej pomysłowości jako samouk przekształcił się w konserwatora dzieł sztuki: rzeźb, porcelany. W konserwacji pomagała mu znajomość fizyki, chemii oraz niezwykła sprawność manualna, którą wykazywał już jako uczeń V Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie. U znajomego wynajął mały lokal, gdzie raz w tygodniu mógł przyjmować zlecenia. – Pracowałem jak minister – mówi.

Radził sobie na tyle dobrze, że nawiązał współpracę z firmą podległą Ministerstwu Handlu Zagranicznego i w 1977 roku wyjechał do Dusseldorfu. Tam mieszkał i pracował przez 12 lat aż do 1989 roku. Do Polski nie mógł wracać, nie miał też do czego, gdyż pod jego nieobecność odebrano mu mieszkanie w Nowej Hucie, podrabiając podpis. Kiedy w wyniku zmian ustrojowych mógł wrócić do Krakowa, był już znanym na niemieckim rynku konserwatorem ceramiki, miał tam mieszkanie i dobrą sytuację materialną. W odzyskanie rodzinnego domu długo nie wierzył, ale dał się namówić kuzynce, aby w imieniu rodziny rozpocząć walkę. W oparciu o dokumenty, które w 1945 roku wywalczyła jej matka.

Prywatne muzeum
Dzisiaj po 15 latach od tego czasu dom Maksymiliana Nitscha przeżywa najlepszy okres w swojej liczącej blisko półtora wieku historii. Wszystkie zarobione pieniądze właściciel lokował i lokuje w odzyskany budynek, aby przywrócić mu dawną świetność. I to widać – zarówno w wysokiej estetyce wnętrz i korytarzy jak też w systemie zabezpieczeń.

Z tarasu na trzecim piętrze rozciąga się widok na centrum Krakowa z Rynkiem i Wawelem, dobre miejsce na letnią kawiarnię. – Widziałem raz – opowiada – jak dwóch osobników raczyło się na moim dziedzińcu piwem. Wiesz tu jest k .... fajnie – powiedział jeden z nich. Była to dla mnie duża pochwała.

W budynku znalazło siedzibę kilkanaście firm. Ale charakteru nadaje mu coś innego. Wszędzie na korytarzach wiszą obrazy, grafiki, plany starego Krakowa. To takie małe prywatne muzeum. Znalazły tu też miejsce kolekcje ceramiki, drewnianych łyżek z całego świata ( jest ich ponad tysiąc ), papierośnic, biżuterii obozowej. Robione ręcznie przez więźniów obozów koncentracyjnych i łagrów pierścionki z wyrytymi w metalu nazwami miejscowości oraz imionami bliskich, robią duże wrażenie.

Dom otwarty
Ma tu też swój pokój znany grafik i poeta krakowski Adam Macedoński. Kilka lat temu właściciel zorganizował wystawę prac artysty, opisywaną szeroko przez krakowską prasę. Jedną z relacji autorka „Dziennika Polskiego” zatytułowała „Wystawa w kryminale”. Tytuł nieco szokujący, ale w śródmiejskim komisariacie przy Batorego 25 przesłuchiwany i przetrzymywany był zarówno Adam Macedoński, jak też uczestnicy zamieszek marcowych w 1968 roku, protestów w Ursusie i Radomiu oraz w okresie stanu wojennego.

Przed wojną w naszym domu odbywały się koncerty muzyczne – mówi właściciel. Rodzina była uzdolniona muzycznie, wszyscy grali na instrumentach i śpiewali. Przychodziło dużo znajomych. Chciałbym podtrzymać tę tradycję, żeby był to dom otwarty dla krakowian, żeby mogli tu zetknąć się ze sztuką i historią naszego miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski