Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Był patriotyzm – zabrakło wiedzy

Zbigniew Wojtiuk
Stanisław Piwowarski
Stanisław Piwowarski FOT. ZBIGNIEW WOJTIUK
Historia. Stanisław Piwowarski, historyk, w przededniu 152. rocznicy bitwy miechowskiej mówi o jej przebiegu i o tym, dlaczego stała się ona dla powstańców totalną klęską, a dla zaborców zwycięskim bojem.

17 lutego 1883 rok. Dzień, który przeszedł do historii nie tylko Miechowa. Jak wyglądało wtedy miasto, a zwłaszcza miejsca, w których rozegrała się tragiczna bitwa?

– Obecnie dysponujemy wiedzą, która pozwala nam dość dokładnie odtworzyć tamto pole walki. Nie było ulicy Krakowskiej – aktualnie Piłsudskiego – o takim wyglądzie jak obecnie. Był to dość długi, biegnący ku rynkowi parów o stromych zboczach i znacznym nachyleniu – mówi historyk, Stanisław Piwowarski.

–Miejsce boju rozpoczyna się bezpośrednio na drodze do miasta od południa; dla znającego rzemiosło wojenne taktyka, mogło być niezłym polem do ataku. Walki toczyły się też w obrębie cmentarza oraz w rynku, gdzie stacjonował garnizon rosyjski.

Oddział uformowany w Ojcowie wyruszył 16 lutego około godziny 14 w sile ponad 1800 powstańców. Na przedmieściach Miechowa znalazł się świtem następnego dnia. Był duży mróz, nad polami ścieliły się mgły.

– Wojsko powstańcze tworzyli niedoświadczeni piechurzy; rzemieślnicy, technicy, oficjaliści, studenci gimnazjalni i akademiccy. Ich fotografie wykonał przed wyjściem z Krakowa do obozu powstańczego słynny fotograf Walery Rzewuski w swoim atelier przy ul. Krupniczej 26. Tymi pełnymi entuzjazmu patriotami, gorącymi lecz niezaprawionymi w boju,i dowodził człowiek o słabym przygotowaniu wojskowym, naczelnik wojenny województwa krakowskiego Apolinary Kurowski – opowiada Stanisław Piwowarski. Różne źródła historyczne podają różne pory rozpoczęcia wojskowych działań, ale ostatecznie ustalono, że bitwa zaczęła się 17 lutego świtem, około godziny 6.

Pierwotnym zamiarem Kurowskiego było podążać w kierunku północno-wschodnim i połączyć się z silnym ugrupowaniem powstańczym naczelnika wojennego województwa sandomierskiego, gen. Mariana Langiewicza w okolicach Staszowa. Jednak do bitwy ostatecznie doszło w Miechowie.

Stało się tak, ponieważ – jak mówi Stanisław Piwowarski – oddział Apolinarego Kurowskiego organizowany w Dolinie Prądnika, w bezpośredniej bliskości granicy państwowej z Austrią – mimo pewnych militarnych sukcesów, polegających na oczyszczeniu trójkąta granicznego między trzema zaborami – narażony był na łatwe zniszczenie przez nieprzyjaciela.

Na wieść o wyjściu w kierunku Ojcowa trzech rosyjskich, dobrze uzbrojonych i wyposażonych kolumn, Kurowski uznał, iż należy opuścić zagrożony teren, wykonać jakiś spektakularny manewr militarny i ewentualnie połączyć się z Langiewiczem.

– O zamiarze uderzenia na Miechów mówiono głośno nie tylko w sztabie. Pewne dane i opinie przeniknęły do żołnierzy… Wydaje się, iż nie doceniono rosyjskiej służby wywiadowczej, bowiem cel przyszłego uderzenia był, na co najmniej dwa dni przed bojem, przygotowany do obrony. Wzmocniono jego załogę oraz uniemożliwiono jakiekolwiek poruszanie się mieszkańcom po mieście. Zakaz ten sparaliżował powstańczą organizację miechowską, która po przekazaniu wcześniej części swoich członków do oddziału Kurowskiego, już nie zdążyła nawiązać z nim kontaktu – wyjaśnia historyk.

Kurowski, podejmując plan zdobycia Miechowa, nie dysponował pełną wiedzą o nieprzyjacielu. Rozpoczynając walkę źle zaplanował wprowadzenie do niej poszczególnych formacji.

– W trakcie zmagań na polu walki przestał panować nad sytuacją: zabrakło myśli taktycznej, koordynacji. Sposobem złamania oporu przeciwnika było rzucenie do walki nowych pododdziałów, również jazdy. Mieliśmy do czynienia z klasyczną improwizacją, czemu należy się nieco dziwić, ponieważ w sztabie Kurowskiego znajdowało się kilkunastu byłych oficerów zawodowych z armii austriackiej i rosyjskiej. Nieprzyjaciel, w liczbie około 800 żołnierzy był zdeterminowany, posiadał przygotowane wcześniej stanowiska obronne, dysponował lepszym uzbrojeniem i wyszkoleniem. Zdawał sobie też sprawę, że może być wycięty do nogi,walczył więc z ogromną zajadłością – wskazuje Stanisław Piwowarski przyczyny klęski.

– Zginęło ponad dwustu powstańców i tyle samo zostało rannych. Zaborca odnotował w swoich raportach tylko siedmiu zabitych. Rannych powstańców dobijano, mordowano ludność cywilną – mieszkańców Miechowa – na niespotykaną dotąd skalę. Rozpoczęto rabunek, grabież mienia, a na koniec miasto spalono. W pożodze uległy zniszczeniu i rozproszeniu bogate zbiory Wincentego Piątkowskiego, długoletniego naczelnika obwodu miechowskiego.

Całkowicie został rozproszony oddział Apolinarego Kurowskiego. Dopiero w pierwszych dniach marca pojawił się w rejonie Miechowa korpus powstańczy generała Mariana Langiewicza, który na miechowskiej ziemi został ogłoszony dyktatorem powstania styczniowego.

– Po samej bitwie wiele krakowskich rodzin okryło się żałobą. Na murach kościołów pojawiły się klepsydry, w świątyniach odprawiono nabożeństwa za dusze zabitych. Matki, żony i siostry poległych przywdziały stroje żałobne oraz zaczęły nosić patriotyczną biżuterię. Były to między innymi: korale, broszki, krzyżyki, pierścionki, bransoletki, medaliony. Można je oglądać w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, w którym przez wiele lat pracowałem – mówi Stanisław Piwowarski.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski