MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byle jak

Redakcja
Dzisiaj trochę o sprawach publicznych. Kiedy codziennie rano siadam za kierownicą samochodu, zdaję sobie sprawę z tego, że oto zaczynam grę z innymi użytkownikami jezdni.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Celem gry jest bezpieczne dotarcie do celu. Niestety, w większości wypadków tylko ja trzymam się reguł zawartych w kodeksie drogowym, pozostali przemieniają się w kierowców arabskich lub hinduskich, nie zwracających uwagi na ich treść. Zajeżdżanie drogi, wymuszanie pierwszeństwa i gnanie z niedozwoloną szybkością - to nie jedyne przewinienia. Czasem chciałoby się uciec przed niebezpieczeństwem na trawnik dzielący asfalt od chodnika. Nic z tego. Kiedy ostatnio wykorzystywano unijne pieniądze i poprawiano nawierzchnię ulic w Rzeszowie, podniesiono wysokość krawężników do mniej więcej piętnastu centymetrów, co całkowicie uniemożliwia ten manewr. Może nawet dobrze? Może gdyby były niższe, bractwo jeździłoby dwoma kołami po chodniku i dwoma po jezdni? Znając fantazję rodaków, trudno wykluczyć tego typu zachowanie.

Ostatecznie to nie kto inny, lecz miłościwie panujący prezydent, jeszcze zanim został prezydentem, przypomniał powiedzenie jednego z wojennych kanadyjskich instruktorów pilotażu: "Polacy potrafią latać nawet na drzwiach od stodoły".

Ba! Ostatnio, gdy popsuły się dwa z rzędu samoloty pasażerskie mające zabrać z lotniska w Witebsku do kraju bliskich oraz członków rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, przedstawiciel LOT-u był łaskaw oświadczyć przed kamerami telewizyjnymi, że "usterki te nie miały wpływu na bezpieczeństwo pasażerów". No cóż! Po takim dictum oświadczam uroczyście, że już nigdy i nigdzie nie polecę samolotem PLL LOT. Mam już wprawdzie 75 lat, ale właśnie dlatego bardzo cenię sobie życie.

Koszmarny wypadek pod Nowym Miastem i osiemnaście ofiar śmiertelnych przypomniały sytuację, w jakiej się znalazłem w czasie jazdy "busikową" linią na trasie Lublin-Rzeszów. Do dziewięcioosobowego samochodu pan kierowca wtłoczył aż o czterech pasażerów (wraz z bagażem) więcej, co zmusiło mnie do telefonicznego przywołania przyjaciela z grodu nad Wisłokiem, by ratował niżej podpisanego z opresji, w jakiej się znalazł, i wziął go do swojej toyoty już w Janowie Lubelskim, czyli w połowie trasy. I tak zresztą wysiadłem z kontuzją kolana wtłoczonego w czasie jazdy mercedesem (a jakże!) w jakiś twardy element fotela przede mną.

W Polsce wyznaje się powszechnie zasadę, że może nie jest tak, jak być powinno, ale czy tak, czy owak "jakoś to będzie". Gdy potem nagle okazuje się, że zepsute jest nie tylko to, co powinno się zepsuć, ale jeszcze parę innych rzeczy, podnosimy wrzask o pociągnięcie winnych do odpowiedzialności. A bez nieszczęśliwych wypadków się nie da? Czy bylejakość ma być polskim znakiem firmowym, a ułańska fantazja rodzimą metodą działania?

Mimo wszystko jestem przekonany, że dożyję czasu, w którym w cenie będzie solidność, a nie jej przeciwstawienie.

Wciąż wyłazi ze mnie niepoprawny marzyciel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski