Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem karateką

Redakcja
O problemach i nadziejach na lepszą przyszłość nowosądeckiego sportu "Dziennik Polski" rozmawia z prezydentem miasta Ryszardem Nowakiem

Zdaje sobie Pan sprawę, że wśród jego elektoratu znalazła się mocna grupa działaczy, trenerów, zawodników oraz kibiców Sandecji?

- Naturalnie i muszę powiedzieć, że bardzo sobie ten fakt cenię. Dziękuję za oddane na mnie głosy. Wiem, że w znaczący sposób przyczyniły się one do mojej elekcji. Schlebiam sobie, że sympatycy Sandecji dali w ten sposób dowód na to, iż doceniają to, co w przeszłości dla tego klubu dobrego uczyniłem. Nie ukrywam, że ze współpracą właśnie z szeregowymi kibicami wiążę ogromne nadzieje na lepszą przyszłość klubu.
To lepsze jutro Sandecji miało rozpocząć się już dzisiaj, od elekcji nowego zarządu klubu, podczas Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo**-**Wyborczego. Tymczasem wiele wskazuje na to, że prezes wyłoniony zostanie "z łapanki"...
- To przykre, że nie ma osoby gotowej do podjęcia się misji poprowadzenia klubu. Mam wciąż nadzieje, że w ostatniej chwili pojawi się jednak właściwy kandydat na prezesa, że ten węzeł gordyjski zostanie przecięty. Nie jest moją intencją ingerowanie w wewnętrzne sprawy klubu, choć nie ukrywam, że zależy mi na tym, by w skład zarządu weszli ludzie doświadczeni, zarazem entuzjaści. Jestem zwolennikiem kilkuosobowego zarządu. Wychodzę z następującego założenia: im liczniejszy zespół, tym efekty jego pracy są lepsze. Wiem przy tym, że w Nowym Sączu żyje sporo osób, które mogłyby dla Sandecji wiele pożytecznego uczynić. Rzecz w tym, by przekonać te osoby do aktywności.
Podczas przedwyborczych spotkań obiecał Pan, że pierwszym krokiem, jaki uczyni na niwie sportowej, będzie oddłużenie Sandecji. Podtrzymuje Pan to zobowiązanie?
- Nie jestem czarnoksiężnikiem, który przez dotknięcie różdżką nagle uwolni klub od wielotysięcznych zobowiązań finansowych. Poczyniłem już jednak pewne konkretne kroki, mające na celu zasadniczą poprawę materialnej sytuacji MKS. Zdecydowałem m.in. o przekazaniu Sandecji dochodu płynącego z parkingu w rynku oraz oddania w administrację tzw. maślanego rynku.
Jaka konkretna kwota kryje się za tą decyzją?
- Przychód powinien zamknąć się roczną sumą 700 tys. zł brutto. Po potrąceniu podatków daje to pół miliona netto. To pomoc doraźna, na dzisiaj. Systemowa poprawa sytuacji finansowej wymaga większego programu. Myślę, że już niedługo takowy program zostanie opracowany.
Nie obawia się Pan, że skoncentrowanie uwagi na Sandecji wywoła kwaśne uwagi działaczy innych sądeckich klubów, które przecież też mają swoje potrzeby? Już słyszę głosy prezesów: - Nowak był kiedyś wiceprezesem Sandecji, dlatego ją faworyzuje...
- Uznanie Sandecji za priorytetowy w mieście klub nie ma nic wspólnego z prywatą, z sympatią do niej, a tym bardziej z uprzedzeniami do innych organizacji sportowych. Musimy jednak raz na zawsze uświadomić sobie, że Sandecja to przede wszystkim ogromne tradycje, że to jeden z najstarszych klubów sportowych w Polsce, będący synonimem miasta, jego wizytówką, rzekłbym nawet - logo. Nie oznacza to jednak bynajmniej poniechania wsparcia dla innych mniejszych nowosądeckich klubów. Jestem za rozwojem takowych. Kosztem Sandecji nie może dziać się im krzywda. Postawmy sprawę jasno: albo chcemy wielkiej Sandecji i jej podporządkujemy nasze działania, albo nadal będziemy wiązać koniec z końcem. MKS powinien być wiodącym piłkarskim klubem. Przy całym szacunku dla, powiedzmy, Biegoniczanki, to nie można jej kłaść na równoważnej szali z Sandecją. Nie podlega kwestii, że żaden klub w mieście nie ma takiej marki, jak właśnie Sandecja.
Ale przecież i z Dunajca, i ze Startu wywodzą się medaliści mistrzostw świata i Europy, olimpijczycy przynoszący chwałę miastu, a sport to nie tylko piłka nożna.
- Uważam, że akurat dla wymienionych przez pana klubów ogromną szansą powinno być utworzenie Instytutu Sportu. Dzięki niemu rozkwitną inne dyscypliny. Liczę, że na bazie Startu i Dunajca powstaną wkrótce obiekty, m.in. hala i pływalnia, a na Stadionie Międzyszkolnym - urządzenia lekkoatletyczne z prawdziwego zdarzenia, gdzie będą mogli ćwiczyć młodzi zawodnicy. Od przedszkolaków do studentów. Wiadomo, że egidę nad Instytutem sprawować będzie Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa. Dlatego marzy mi się taki rozwój sytuacji: obecni trampkarze czy juniorzy zostaną za kilkanaście lat studentami tejże uczelni i zajmą się szkoleniem następców. Od rektora Andrzeja Bałandy otrzymałem zapewnienie, że zatrudnienie w tymże Instytucie znajdą wszyscy trenerzy i instruktorzy pracujący dzisiaj w Dunajcu i Starcie. Wykorzystane zostanie również doświadczenie działaczy.
Brzmi to pięknie, ale wspomniany Instytut Sportu wymaga zaangażowania ogromnych środków. Budżet miasta wytrzyma takie obciążenie?
- A kto mówi o środkach budżetowych? Cały dowcip na tym właśnie polega, że miasto nie wyda na te inwestycje ani złotówki! Wszystkie pieniądze pochodzić będą ze środków unijnych.
Mówi Pan, że obiekty Instytutu Sportu mają powstać na terenach obecnych stadionów Startu i Dunajca. Dlaczego nie w Zawadzie?
- Decydują o tym dwa czynniki: po pierwsze obydwa stadiony znajdują się w centrum miasta, a po drugie o rozbudowie bazy Zawady nie może być obecnie mowy. Nie do końca ustalona jest kwestia własności terenu, na którym rozłożył się stadion, hala i korty LKS, a poza tym już wkrótce, przez środek tego obszaru, przebiegnie obwodnica. Nie oznacza to, że zapomnimy o Zawadzie. Właśnie dzisiaj zastanawiałem się nad problemami wspomnianego klubu. I doszedłem do wniosku, że obiekty należy poddać gruntownej renowacji.
Upieram się w dalszym ciągu, że mimo wszystko pokrzywdzone mogą się poczuć mniejsze od Dunajca czy Startu kluby. Choćby taki bokserski Superfighter, czy słynące z kobiecej piłki ręcznej Beskid i Olimpia. Albo siatkarki STS Sandecja. Co Pan może tym klubom obiecać?
- Dla każdego podmiotu musi się znaleźć miejsce na sportowej mapie miasta. Rozumiem, że te wymienione przez pana sekcje mają służyć jedynie jako przykład. Odniosę się więc właśnie do nich, nie zapominając o innych dyscyplinach. Superfighter może być spokojny o swą przyszłość. Jego zawodniczka Beata Małek za wiele dobrego dla miasta uczyniła, byśmy potraktowali ten klub marginesowo. Piłka ręczna... Stanowczo upieram się przy opinii, że sekcje w Beskidzie i Olimpii powinny zostać połączone. Jedna silna drużyna szczypiorniaka w Nowym Sączu w zupełności nam wystarczy. Zapewniam, że dla takiego zespołu też znajdą się odpowiednie pieniądze. Siatkarki STS Sandecji? W ich szeregach przez kilka lat trenowała moja córka i choćby z tego względu mam do tej drużyny sentyment.
Co zamierza uczynić Pan, by honorować indywidualne wybitne osiągnięcia poszczególnych sportowców?
- Jestem zwolennikiem utworzenia funduszu stypendialnego, z którego mogłyby korzystać szczególnie uzdolnione jednostki. Powstanie takowego funduszu wymaga jednak określonych rozstrzygnięć prawnych.
Rozpoczęliśmy tę rozmowę od Sandecji i pewnie na niej zakończymy. Czy jest Pan zwolennikiem finansowania klub przez pewne firmy z zewnątrz, które w zamian za pozyskanie prawa do terenów miejskich chcą łożyć na klub?
- O jego sprzedaży nie ma nawet mowy. Sandecja nie jest własnością Nowaka czy innej grupy osób. To dobro społeczne, duma całego miasta. I pozostanie klubem nowosądeckim. Inną kwestią jest natomiast zainteresowanie ewentualnych inwestorów w jego sponsorowaniu. Żadnych ofert nie będziemy lekceważyć.
Zastanawiał się Pan nad formami zatrudnienia piłkarzy Sandecji, którzy obligowani treningami, nie mogą pozwolić sobie na normalną pracę w swych wyuczonych zawodach?
- Zapewniam, że każdy zawodnik, który ukończył kurs trenerski lub instruktorski może znaleźć zatrudnienie w Wydziale Oświaty. Trener to przecież też nauczyciel. Co do innych graczy, to mam deklarację pewnych przedsiębiorców, ze ci przejmą ich na swój garnuszek.
A NORS, MOSiR? Przecież i te instytucje miejskie mogłyby dać piłkarzom zatrudnienie?
- Rozważam koncepcję połączenia tych ciał w jedną organizację. Po fuzji, i o wspomnianej przez pana możliwości możemy porozmawiać.
Sandecja będzie więc wielka, a i pozostałe kluby sądeckie nie muszą się bać o swą przyszłość?
- Szczerze wierzę, że jeszcze za mojej prezydenckiej kadencji piłkarska drużyna Sandecji zagra w drugiej lidze, a inne kluby będą mogły w spokoju prowadzić swą działalność.
Pozwoli Pan, że na koniec wkroczę w kwestię prywatności. Czy jako młody człowiek uprawiał Pan sport?
- Byłem jednym z zawodników sportów walki, którzy pod okiem sensei Andrzeja Krawontki tworzyli podwaliny pod rozwój karate kyokushin w Nowym Sączu. Pewnych wyuczonych technik nie zapomniałem, a trener wpoił we mnie wolę walki. Kłopotom łatwo się więc nie poddam.
ROZMAWIAŁ: DANIEL WEIMER

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski