Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chichot Fortuny

Redakcja
Jeżeli coś wydaje się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, to zazwyczaj prawdziwe nie jest

Adam Rymont

Adam Rymont

Jeżeli coś wydaje się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe,

Jacek Krawczykowski, prywatny przedsiębiorca, śmiało może opowiadać, że urodził się w czepku. Codziennie przejeżdża przez jedno z ruchliwych krakowskich skrzyżowań. Wśród ulotek, które otrzymuje, czekając na zmianę świateł, są zdrapki pewnego biura podróży. Zgromadził ich już kilkanaście. I co powiecie? Na każdym z kuponów pod ścieralną warstwą kryły się trzy jednakowe symbole - znak głównej wygranej, czyli darmowej wycieczki do egzotycznego zakątka świata!
   Krawczykowski jak dotąd nie podążył jednak za swoim szczęściem, nie sprawdził, co kryje się za obietnicami na kolorowym kartoniku. Dobrze wie, że jeżeli coś wydaje się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, to zazwyczaj prawdziwe nie jest.
   Jego nieufność wobec niespodziewanych uśmiechów Fortuny wynika z bogatego doświadczenia. Na początku lat 90., wkrótce po wejściu Polski na drogę ku wolności i gospodarce rynkowej, w czasach, gdy nikt nie przejmował się ochroną danych osobowych czy zwalczaniem niedozwolonych klauzul w umowach handlowych, zatrzymał go na ulicy sympatyczny, młody człowiek, zapraszając do udziału w sondażu połączonym z konkursem. Ankieter pytał o zawód, zarobki, wakacyjne plany. Na koniec pokazał zdjęcie przedstawiające fragment meczu piłkarskiego. Na dole kilku zawodników w dynamicznej akcji, na górze białe, podzielone na kratki pole. Zadaniem ankietowanego było wskazanie miejsca, w którym znajduje się piłka.
   Kilka dni później w mieszkaniu Krawczykowskich zadzwonił telefon. Kobiecy głos w słuchawce przypomniał o ulicznym konkursie, a następnie uroczyście oznajmił, że Jacek jest jednym z laureatów nagrody w postaci bezpłatnych rodzinnych wczasów w renomowanym hotelu w Europie Zachodniej. O szczegółach zwycięzcy zostaną poinformowani na specjalnym spotkaniu zorganizowanym przez fundatora, firmę AMF Holidays. Proszę koniecznie przyjść z żoną i przynieść ze sobą grubszą gotówkę. Po co? O wszystkim dowiedzą się państwo na miejscu...
   Kiedy Krawczykowscy zjawili się w sali Pałacu Pugetów w Krakowie, dowiedzieli się, że wraz z innymi, podobnie jak oni zaintrygowanymi parami będą obserwatorami prezentacji systemu, polegającego na sprzedaży dożywotnich abonamentów zapewniających spędzenie jednego tygodnia w roku w kurorcie nad ciepłym morzem. Koszt - prawie 9 tysięcy dolarów od osoby. Była to oferta typu "dzisiaj i tylko dzisiaj", wymagająca natychmiastowego podjęcia decyzji. Niektórzy z oszołomionych bajecznymi wizjami uczestników spotkania od ręki podpisywali stosowne umowy. Później próbowali się z nich wycofać. Niestety, okazało się to trudne ze względu na zapis, przestrzegający, iż "Klienci muszą rozumieć, że już podpisana umowa nie może być unieważniona i wszystkie kwoty pieniężne muszą być spłacone".
   Szybko na ziemię zostali sprowadzeni również ci, którym przypadł losowany na zakończenie prezentacji bonus: gratisowy rejs po Karaibach. Dowiedzieli się, że na Florydę, skąd miał wyruszyć statek, muszą dotrzeć własnym sumptem. W trakcie załatwiania formalności organizator żądał uiszczania kolejnych, słonych opłat: rejestracyjnych, manipulacyjnych, gwarancyjnych itp. Podliczywszy wszystkie wydatki, okazywało się, że "darmowy" rejs kosztował więcej niż podobna wycieczka wykupiona za pełną cenę w biurze podróży.
   A co z "bezpłatnymi wczasami w renomowanym hotelu w Europie Zachodniej"? Jak w sławnych odpowiedziach Radia Erewań. Wszystko się zgadzało, z wyjątkiem szczegółów. Owszem, noclegi w Plas Owen Hotel w Clwyd (Walia), Le Logis De La Bresche Arthur w Narbonne (Francja) czy innym równie uroczym miejscu były darmowe, ale pod warunkiem, że zapłaciło się za dwa posiłki dziennie, "oferowane przez hotel po stałej cenie menu".
   Działalnością AMF Holidays zainteresowały się organa ścigania i firma musiała wycofać się z Polski. Krawczykowscy, choć szczęśliwie uniknęli kłopotów związanych z jej machinacjami, stali się ostrożniejsi. Konsekwentnie wyrzucali do kosza wyjmowane ze skrzynki na listy oferty zakupu po okazyjnych cenach cudownych pigułek odchudzających, kompletów "garnków-które-same-gotują", urządzeń pozwalających bez najmniejszego wysiłku nadać każdemu ciału sylwetkę kulturysty, "złotych zegarków wysadzanych diamentami", ultranowoczesnych japońskich maszyn do szycia na baterie z pilota TV czy wreszcie tajemniczej "Monety Obfitości Baraka", do pozyskania za jedyne 90 zł.
W podobny sposób do dziś traktują wszelkie wiadomości o przyznaniu im "dotacji w wysokości 30 000 zł", która "jest już sprawdzona i przygotowana do przekazania". Wystarczy zatelefonować pod numer 0-700... (koszt połączenia 4,22 zł z VAT) i wpłacić symboliczne 69 zł na koszty przesyłki.
   Zlekceważyli również ostrzeżenia nadsyłane przez "Esmeraldę - Światowej Sławy Jasnowidza-Medium". "Mój drogi Jacku - pisała wróżka - w najbliższych dniach czekają Cię dwa niezwykle wstrząsające wydarzenia. Wiedząc dokładnie, co ryzykujesz, postanowiłam Cię ostrzec jak najszybciej. Musisz zareagować, błagam Cię, dopóki nie jest za późno, żebym mogła skutecznie interweniować...".
   Jeżeli adresat chce uniknąć złego losu zgodnie z radą Esmeraldy, powinien zdobyć się na "mały gest", polegający na wpłaceniu na podany w liście numer konta 65,5 zł oraz zamówieniu "Studium Zmysłowych Przepowiedni" z "Wielką Specjalną Interwencją Ochronną".
   Jacek nie wpłacił i nie zamówił, czego potem trochę żałował, ponieważ wkrótce jego firmę nawiedzili kontrolerzy z urzędu skarbowego, co można było uznać za wieszczone przez Esmeraldę "wstrząsające wydarzenia".
   "Światowej Sławy Jasnowidz-Medium" czyhał na ludzi błądzących w czwartym wymiarze. W podstępną pułapkę zastawioną przez oficynę wydawniczą z Barcelony wpadła spora grupa skądinąd całkiem rozsądnych przedsiębiorców. Otrzymali propozycję zamieszczenia informacji o swoich firmach w European City Guide, przedstawianym jako międzynarodowy przewodnik po świecie biznesu. List w języku angielskim, z symbolami Unii Europejskiej w nagłówku, sugerował, że jest to oferta bezpłatna. Nic dziwnego, że wielu dało się na nią skusić. Łatwo wyobrazić sobie ich zaskoczenie, gdy przekonali się, że niewinny z pozoru kwestionariusz był ni mniej ni więcej tylko oficjalnym zamówieniem reklamy w trzech kolejnych wydaniach ECG. Koszt zamieszczenia anonsu w każdej edycji wynosił 817 euro, o czym uprzedzał drobny, trudny do odczytania dopisek na dole formularza. Na taką też kwotę opiewały rachunki, które dotarły niebawem do reklamodawców. Niektórzy zapłacili bez szemrania, inni wdali się w targi z wydawcą, strasząc się wzajemnie sądami, jeszcze inni postanowili, że nie dadzą naciągaczom ani eurocenta i nie reagowali na przysyłane z Barcelony faktury i ponaglenia.
   Na 250 spośród około 3000 stron hiszpańskiego katalogu swoje usługi i produkty zachwalają m.in. delikatesy z Andrychowa, wypożyczalnia kaset wideo w Augustowie, Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Białaczowie, pralnia z Białej Podlaskiej, kantor wymiany walut w Białymstoku, magiel elektryczny w Bolesławcu, ginekolog z Brodnicy, apteka w Ciechanowie, jubiler w Grodzisku Mazowieckim, sklep spożywczy w Kołeczkowie...
   Intratne propozycje nasiliły się z chwilą, gdy Jacek Krawczykowski zainstalował komputer ze stałym dostępem do Internetu. Bardzo szybko zauważyła to Hajia Mariam Abacha, wdowa po nigeryjskim generale. Od chwili śmierci małżonka stała się ofiarą prześladowań. Miejscowe władze poddają ją torturom psychicznym i cielesnym. Aresztowały pod fałszywym zarzutem ukochanego syna. Skonfiskowały również oszczędności rodziny Abachów, okrągłe 700 mln dolarów. Udało się uratować jedynie niewielką sumkę w gotówce - 40 mln "zielonych" - przechowywaną teraz w kasie pancernej jednej z firm ubezpieczeniowych w Europie. To są uczciwie zarobione pieniądze, o czym może zaświadczyć zaufany prawnik śp. generała, Barrister Frederick Alade William. Niestety, ani wdowa, ani nikt z jej bliskich nie może podjąć depozytu osobiście. Choćby z braku paszportów, odebranych im przez nigeryjską bezpiekę. Jedynym wyjściem jest dyskretne przekazanie pieniędzy na rachunek zagranicznego, anonimowego dla reżimu w Lagos przyjaciela. Autorka listu obiecuje, że sowicie odwdzięczy się za przysługę, proponując 20 proc. od całej kwoty, czyli 8 mln dolarów. Prosi oczywiście o zachowanie pełnej dyskrecji.
   Opisana wyżej historyjka jest przykładem tzw. nigeryjskiego szwindlu, znanego również jako przekręt 419 (od numeru paragrafu w kodeksie karnym Nigerii, dotyczącego podobnych przestępstw). To jedno z najstarszych i najlepiej znanych rodzajów oszustw. Prawdziwy klasyk. Pomimo to afrykańscy naciągacze wciąż znajdują naiwnych, którzy ulegają roztaczanym przez nich mirażom. Są na tyle sugestywni, że udaje im się przekonać zainteresowanych do przelania na wskazane przez siebie konto pewnej kwoty w celu pokrycia kosztów związanych z ostatecznym sfinalizowaniem transakcji. Ludziska płacą, bo cóż znaczy kilka czy kilkanaście tysięcy dolarów wobec perspektywy zarobienia milionów...
Pół biedy, jeżeli ofiary naciągaczy tracą własne, prywatne oszczędności, gorzej gdy w "interes życia" inwestują pieniądze firmy, w której pracują; tak jak Peter Bell, prezes brytyjskiej spółki Ashburton Ltd., który sprzeniewierzył 3,5 mln dolarów, lub Ann Marie Poet, księgowa z kancelarii prawniczej w Kalifornii, która otumaniona przez dr. Nelsona Mbuso, rzekomego wysokiego urzędnika Ministerstwa Górnictwa RPA, ukradła i przekazała za granicę 2,1 mln dol.
   Policja odnotowuje przypadki porwań dla okupu, a nawet zabójstw nieszczęśników, którzy wyjechali do Afryki dla omówienia szczegółów przedsięwzięcia.
   FBI ocenia, że "przekręt 419" kosztuje obywateli USA średnio milion dolarów dziennie. Podobno dla Nigerii dochody z tego tytułu stały się trzecim co do wielkości źródłem dopływu dewiz. Dlatego miejscowe władze niezbyt energicznie zwalczają oszukańczy proceder.
   Mechanizm wyłudzeń jest zawsze jednakowy, różnice dotyczą towarzyszącej mu fabule. Trzeba przyznać, że naciągaczom nie brakuje fantazji. W katalogu dziesiątków wersji "nigeryjskiego szwindlu", zgromadzonych na stronie internetowej www.scamorama.com, szczególnie ciekawie prezentuje się opowieść o majorze Abacha Tunde, pierwszym afrykańskim astronaucie, który w 1989 r. został wysłany w kosmos w tajnej misji (dlatego nikt nigdy o nim nie słyszał) na pokładzie statku Sojuz T-16Z. Rozpad Związku Radzieckiego zastał go w stacji kosmicznej Salut 8T. Zapomniany, przebywa na orbicie do dzisiaj. Ostatnio, po piętnastu latach (!), pojawiła się szansa sprowadzenia bohaterskiego majora z powrotem na Ziemię. Jego kuzyn, dr Bakare Tunde, ma na ten cel pieniądze, trzy miliony dolarów, ale...
   I tak historia zatoczyła koło, ponieważ za pierwowzór "przekrętu 419" uważa się pochodzące z lat 1904-1911 listy z prośbą (oczywiście popartą obietnicą godziwej prowizji) o pośrednictwo w przekazaniu pieniędzy na wykupienie rosyjskiego arystokraty z więzienia w Hiszpanii.
Adres poczty elektronicznej Jacka Krawczykowskiego został również błyskawicznie włączony do krążących po globalnej sieci łańcuszków szczęścia. Większość z nich ma całkowicie niewinny charakter. Często odwołują się do ludzkiej szlachetności, tak jak gorący apel o przyłączenie się do światowego protestu przeciwko hodowli kotów bonsai, które umieszczane za młodu w butelkach, spędzają w nich całe życie, służąc jako dekoracja kredensów bogatych Japończyków i Amerykanów. W rzeczywistości chodzi tu o makabryczny żart. Koty bonsai nie istnieją, podobnie jak śmiertelnie chory chłopczyk, którego ostatnim marzeniem jest zebranie rekordowej liczby wizytówek (pocztówek). Parę lat temu, o czym pisaliśmy na naszych łamach, w rozsyłanie próśb o spełnienie życzenia mitycznego Johna Craiga zaangażowały się najpoważniejsze w Polsce instytucje i osobistości.
   Nie wszystkie łańcuszki są jednak równie bezinteresowne. Inicjatorzy niektórych proszą o wysłanie na adres cierpiącego na raka małego nieszczęśnika zdawkowej monety - 10 centów, 50 groszy... Dla nadawcy drobnostka, dla sprytnego odbiorcy stos wypełnionych bilonem ciężkich worków.
   Jackowi Krawczykowskiemu zdarza się kliknąć myszką i rozesłać łańcuszkową korespondencję między znajomych. Po co narażać się na los "pewnego pułkownika z Mediolanu, który zlekceważył ten list, a następnego dnia spadł ze schodów łamiąc obie nogi". Skrzętnie kasuje natomiast wszelkie e-maile nadsyłane przez oszustów, podających się za przedstawicieli banków. Treść owych wiadomości jest zredagowana nader przebiegle: "Ostatnio odnotowujemy znaczne nasilenie się prób wyłudzenia poufnych danych na temat naszych klientów. W związku z tym zachodzi konieczność ich weryfikacji. Prosimy o niezwłoczne nadesłanie na podany niżej adres numeru PIN pańskiej karty kredytowej oraz hasła dostępu do rachunku internetowego. Jest to procedura obowiązkowa. Jeżeli nie otrzymamy wyżej wymienionych informacji, będziemy zmuszeni do zablokowania karty i konta" - ostrzega Sun Trust Bank, skądinąd nieobecny w Polsce.
   Nie wszyscy jednak, tak jak "banki", grożą. Większość obiecuje. Na przykład... wyższe wykształcenie. Jacek Krawczykowski regularnie otrzymuje propozycję kupna dyplomu ukończenia jednego z szerzej nieznanych amerykańskich uniwersytetów. Nie skorzystał. Podobnie jak z oferty pracy w firmie, która zapewnia, że płaci 2,5 dolara za każdą wysłaną przez niego kopertę z materiałami reklamowymi jej klienta ("Tylko pomyśl - 1000 kopert to 2500 dolarów!"), rzecz jasna po uiszczeniu przez zainteresowanych pewnej kwoty wpisowego. Nadal za to gromadzi zwycięskie "zdrapki". Może trafi dzięki nim do Księgi rekordów Guinnessa? Przecież rzadko się zdarza, aby jeden człowiek miał tyle szczęścia...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski