MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chlipiąc pójdziemy naprzód

Redakcja
Mamy chyba pewien problem genetyczny. W PRL zniechęcano do samodzielnego myślenia, bo było niebezpieczne dla totalitarnego państwa. Ci, którzy chcieli system ulepszyć lub zmienić, siedzieli w więzieniach. Myślenie ludzi, pracujących na państwowych posadach, zastępowały przepisy. Ustanawiali je, na polecenia towarzyszy z Komitetu Centralnego, rząd i administracja terenowa. Zasada była prosta: wolno było robić to, na co dawano zezwolenie. Wszystko inne – zakazane.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Po 1989 roku wszystko się zmieniło, przepisy też, ale z urzędowym myśleniem nadal krucho. W urzędach i urzędnikach pozostały złe geny. Nie jest to kwestia pokoleń. Słyszę często teorię, że muszą odejść ci, którzy pamiętają PRL i jego praktyki. Młodzi będą już działać inaczej, jak przyjaźni interesantowi Europejczycy, którzy swoją urzędową władzę i misję postrzegają jako ułatwianie i pomoc. Szczerze mówiąc, też miałem taką nadzieję. Niestety, to nie jest takie proste. Geny są silniejsze.

Ostatnio sporo czasu spędzam w urzędach miejskich. Ciągle pamiętam te, może udawane, ale miłe dla ucha brzmiące odzywki z moich londyńskich czasów. "May I help you” (czy mogę Panu pomóc) czy "What seems to be a problem” (co wydaje się być problemem) na dzień dobry.Potem troska urzędnika, żeby sprawę załatwić jak najmniejszym nakładem czasu i mitręgi interesanta. To wynika nie tylko z doktryny działania sprawnego państwa, ale i nieustannie przypominanej prawdy, kto komu płaci. Podatnik płaci pensje urzędnikom, nie odwrotnie.

Ze sfery marzeń powracam na krajowe podwórko. Coraz częściej w okienkach siedzą młodzi ludzie, dwudziesto–, trzydziestokilkuletni, którzy PRL pożegnali w szkole i nie zdążyli nasiąknąć złymi zwyczajami. Niemniej jakoś jednak ich dopadły. Urząd jest dla nich azylem od myślenia. Nie działają logicznie, tylko mechanicznie międlą przepisy. Prawie zawsze interpretują je na niekorzyść petenta. Nie myślą, jak pomóc, działają tak, żeby utrudnić lub zaszkodzić. Tak postrzegają swoją funkcję. Bronią autorytetu państwa, a szacunek budzi – w ich mniemaniu – ten, który mówi "nie”.

Poza tym, przeciąganie sprawy, decyzje negatywne, żądanie nienależnych lub niemożliwych do zdobycia dokumentów jest bezpieczne. Nie słyszałem jeszcze, żebyukarano jakiegoś urzędnika to praktykującego. Być może są jakieś systemy oceny, ale z pewnością sprawności i gotowości pomocy interesantowi nie obejmują.

Brak bodźców pozytywnych wzmacniają potężne mechanizmy negatywne. Urzędnicy oglądają w telewizji, jak od czasu do czasu ludzie w kominiarkach wywalają drzwi i z wrzaskiem "na glebę” aresztują kogoś podejrzanego o korupcję. Jesteśmy zakładnikami niezwykle destrukcyjnego przekonania, że negatywna decyzja urzędu jest normą, pozytywna – musi być podejrzana. Jeśli tak, lepiej jej nie podejmować. Niech petent miota się, skarży i sądzi. Jego sprawa. Urzędnik jest zabezpieczony przed poranną wizytą.

Bardzo niebezpieczne założenie. Chlubimy się dobrym wzrostem gospodarczym, jesteśmy "zieloną wyspą” Europy. O ile wyższe byłyby wskaźniki i żywsza zieleń, jeśliby nasze urzędy działały tak jak w Tatarstanie. W tej postkomunistycznej republice autonomicznej Rosji kilku łebskich ludzi u władzy stworzyło supernowoczesną, skomputeryzowaną administrację. Pracuje w wyścigowym tempie, zgody wydaje na lewo i prawo. Republika kwitnie, inwestycje zagraniczne płyną tam szeroką strugą, udział nowych technologii w PKB jest dwa razy większy niż przeciętna dla Rosji. W urzędach nie ma papierów, wszystko załatwia się przez internet. Nie ma też korupcji. W Rosji!

Jeśli tam można, dlaczego nie u nas? Były co prawda jakieś pogadanki na temat konieczności wyczyszczenia tych zapyziałych zakątków państwa. Pracowała nawet komisja "Przyjazne państwo”. Wylansował się jej przewodniczący, innych skutków brak. Podobnie jak brak pełnokrwistych polityków, którzy wagę problemu zrozumieją, a jego rozwiązanie potraktują jako ważny szczebel ich kariery.

Kiedy zaczynałem chodzić po urzędach, szybko się irytowałem, powoływałem na prawo, krytykowałem urzędników. Zachowywałem się jak idiota. Przywołano mnie do porządku. Zmieniłem taktykę. Przekształciłem się w niepewnego, zagubionego ludzika, który sam nic nie wie, ale podziwia mądrość urzędników. Trochę to mogło być podejrzane w wykonaniu 100–kilogramowego draba, ale poskutkowało.

Kilka dni temu urzędniczka wydała mi zaświadczenie. Mimo że jeden z załączników był kserokopią, nie oryginałem, jak przepisy wymagają. Zadziałał pokorny wygląd i płaczliwy głos.

Dziękuję za tę łaskawość władzy. Proszę o następne. Może zamiast żądać od państwa naprawy, trzeba wziąć je na litość. Chlipiąc pójdziemy naprzód.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski