MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chwila dla Grażyny

Redakcja
Gorzko, smutno... O, jak niezamierzona ta moja kolekcja żałobnych kartek. Pożegnań piwnicznych przyjaciół... Lecz chcę, i potrzeba jest taka, aby choć parę zdań, utrwalonych na piśmie, zostawało. Parę zdań przywołania, świadectwo smutku i wdzięczności... Zmarła Grażyna Karaś. A dla nas, piwnicznych ludzi z dawnych lat, zmarła Grażynka Karasiówna. Z naszej, tamtej Piwnicy pod Baranami. Była tancerką.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Grażyna Karaś-Piekarczyk, po mężu, Jerzym Piekarczyku, znanym dziennikarzu, córka Adama, mistrza fotografii. Sławnej postaci, oryginała, wynalazcy, osobowości przez dziesięciolecia ubarwiającej krakowski pejzaż artystyczno-towarzyski. Zresztą cały ten Dom - mieszkanie, pracownia - przy Szewskiej, to dopiero był Adres, instytucja nieomal! Oryginalna, przyjazna, barwna, super krakowska! Z tego domu - z którym, poczytuję sobie to za wyróżnienie, czułem się zaprzyjaźniony - Piotr Skrzynecki pod koniec lat sześćdziesiątych przyciągnął młodziutką Grażynę, początkującą wtedy tancerkę i wprowadził, wplątał ją do programów Piwnicy pod Baranami. To był jeden z natchnionych jego pomysłów. Grażyna była więc pewnie pierwszą klasyczną tancerką w kabarecie. No i od razu w Piwnicy pod Baranami. Wyfrunęła potem w świat. Zaiste dla tancerki klasycznej podłoga piwniczna, to stanowczo niewystarczająca przestrzeń. Odbyła staż w słynnym Balecie XX wieku Bejarta, w Lozannie, potem w rodzimym Krakowie pracowała jako solistka tutejszego Teatru Muzycznego. Nie pora tu pisać o tradycji, czy o dzisiejszej kondycji sztuki baletowej w Krakowie. Zgodny rozlega się chór - nie jest to miasto życzliwe tej sztuce. (Oddzielny to temat.) Grażyna kochała taniec. Na tym polu realizowała się jej potrzeba działania, aktywności.

Wiadomo, ile trwa żywot tancerki na scenie. W pełni sil i zapału, z pozyskanym do współpracy Przemysławem Śliwą, gwiazdą baletu, międzynarodowego formatu, kiedy ten zjawił się pod Wawelem, powołali do istnienia Fundację Baletową. Powzięła ona trud i ambicję, aby mieszkańcom Krakowa przybliżyć to, co w tej dziedzinie najlepsze na świecie. Skoro sami tu nic nie umiemy wytworzyć. I skoro, jakby jakiś zły czar sprzysiągł się przeciw tej sprawie pod Wawelem... Grażyna stanęła na czele tej fundacji. Pominę opisy trudu i zabiegów w zdobywaniu pieniędzy i kontaktów. Dość, że dzięki wymyślonemu przez Nich festiwalowi - Krakowskiej Wiośnie Baletowej, działającej permanentnie, mieliśmy szanse oglądania widowisk, zdawało by się, niemożliwych. Niemal wszystkiego, co aktualnie najlepsze w tej dziedzinie. I zawiązała się jakby pewnego rodzaju tradycja. Regularnie powraca do Krakowa, i to ze szczególną sympatią, zespół Borysa Ejfmana z Petersburga! To wielkość dominująca obecnie w tej kategorii sztuki, na świecie - przypominam profanom. Dziś można rzec - pamiątka to jest po Grażynie. Kochała i wyróżniała ten zespół. Śmiertelnie chora, czekała na ostatni Ich (olśniewający zresztą) spektakl, baletową wersję Oniegina... Umarła w dniu Ich premiery w Krakowie. Taki wyszedł scenariusz. Splot życia i sztuki... Smutny pojawia się uśmiech, ależ przecież także Ona, Grażyna, mogłaby powtórzyć za Toską, słynną bohaterką Pucciniego: Visi darte, visi damore... Żyłam sztuką, żyłam miłością...

Obraz sprzed lat z Piwnicy... Moment ukazania się Prawdziwej Tancerki, jak wołał Piotr, na zatłoczonej, zadymionej scence kabaretowej. Partnerował jej w tej operze kabaretowej, Krzysztof Litwin. Widzę tamtą widownię... Zdumienie i olśnienie. Tak było wszędzie, gdzieśmy z Piwnicą wtedy nie wędrowali. A się akurat trafiło, że wypuszczono nas wtedy, na pierwsze wojaże zagraniczne - Arezzo, Nancy, Wiedeń. Wszędzie roziskrzone spojrzenia i spontaniczne oklaski. Grażyna, w bieli, w klasycznym kostiumie tancerki, wpływała jak nierealny cytat z baletów Czajkowskiego. Pomiędzy piosenkami Ewy Demarczyk, produkcjami Wieśka Dymnego, Krzyśka Litwina, Majki Zającówny, pomiędzy tym całym zamętem kabaretowym, była czystą liryką. Upostaciowanym symbolem niedzisiejszej harmonii, urody świata. Taką Cię, Grażynko, zapamiętamy. Smutki i cierpienie, walka o "jeszcze" i umieranie... Te części spektaklu życia zostawiłaś w kulisach. Publiczność tego nie powinna oglądać. Choć to przecież rzeczywistość najprawdziwsza, najbardziej samotna. Już jesteś poza nią. Dołączam Cię do tej niechcianej kolekcji moich żałobnych kartek. Ktoś je spisywać powinien? Dołączam Cię do tej kolekcji niezapomnianych Piwnicznych Cieni. Z którymi, i my przyjaciele, wspólnicy z tej samej gry, i publiczność, nie umiemy się rozstać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski