Najpierw ambasador Unii w Kijowie (skądinąd krakowianin) Jan Tombiński musiał oznajmić, że w maju nie zostaną zniesione wizy dla Ukraińców. W Kijowie zaś spodziewano się, że co najmniej ta, względnie mało kontrowersyjna, decyzja zostanie ogłoszona w Rydze, jako realny efekt zaplanowanej na 21-22 maja konferencji Partnerstwa Wschodniego.
Tombiński użył dla wytłumaczenia sytuacji dość dziwacznego argumentu, iż: „nie ma już czasu, aby taką decyzję podjąć”. Musiało to zabrzmieć dla Ukraińców mało przekonywająco, zważywszy, że termin ryskiej konferencji znany jest od przeszło roku i było dość czasu, aby przygotować projekty decyzji, jakie mieliby tam podjąć szefowie państw.
Nic więc dziwnego, że z wyraźnym wyrzutem zabrzmiały słowa prezydenta Poroszenki, skierowane w Kijowie do reprezentantów Unii – Donalda Tuska i Jean-Claude Junckera, iż: „Ukraińcy jako naród europejski mają prawo do jednej z głównych swobód, które są podstawą integracji europejskiej: poruszania się i utrzymywania relacji międzyludzkich”.
Samemu Tuskowi także pozostała do odegrania na szczycie rola nie nazbyt przyjemna. Wyjeżdżając do Kijowa przestrzegał w wywiadzie dla polskiej TV, iż w Unii „nie ma zbyt wielu entuzjastów bezpośredniego wsparcia militarnego Ukrainy”. Nie było to wprawdzie dla nikogo wielką niespodzianką, ale tak mocna przestroga, iż na wypadek dalszej wojny z Rosją Ukraina zostanie osamotniona, padło po raz pierwszy z ust polskiego polityka.
Co gorsze, dwa dni później w Kijowie, Tusk poszedł w swej otwartej szczerości wobec Ukraińców jeszcze dalej. W imieniu Unii odrzucił bowiem ponawianą przez Poroszenkę prośbę o wysłanie europejskich sił pokojowych do strefy buforowej, rozdzielającej wojska obu stron w Donbasie. Ukraiński prezydent zabiegał o to już od jakiegoś czasu, uważając, że obecność unijnej misji wojskowej istotnie zmniejszyłaby ryzyko kolejnej rosyjskiej ofensywy. Ale w Europie politycy boją się jak ognia, że taka unijna misja wojskowa mogłaby – nawet przez przypadek – zostać ostrzelana przez Rosjan, a państwa europejskie zostałyby w ten sposób, wbrew własnej woli, wciągnięte w zbrojny konflikt. Tymczasem Rosjanie zadbali, aby odmowa Tuska nabrała wyrazistego znaczenia.
Dokładnie w tym czasie, gdy Tusk powiadamiał Ukraińców, że misji nie będzie, BBC donosiła o największym od połowy lutego ostrzale rejonu Mariupola, rozpoczętym przez czołgi i artylerię rosyjską, teoretycznie wycofaną z frontu na mocy rozejmu mińskiego. Zaś szef prezydenckiej frakcji w parlamencie Jurij Łucenko oceniał, że ryzyko wznowienia wojny wynosi 80%.
W trzeciej kluczowej dla Kijowa kwestii, czyli otwartej perspektywy członkostwa w Unii, do czego – jak twierdzi Poroszenko – jego kraj będzie w pełni gotów za pięć lat, rolę posłańca złych wiadomości wziął na siebie szef Komisji Europejskiej Juncker, wyręczając tym razem Polaków. „Z myślą o tym zasadniczym celu wprowadzamy teraz wszystkie reformy” – mówił podczas szczytu Poroszenko. Od Junckera usłyszał, że „nie jest to sprawa bezpośredniej aktualności”, a jeszcze gorzej zabrzmiały (w założeniu chyba dowcipne) następujące potem uwagi szefa Komisji, iż oczywiście Ukraina może czynić takie starania, bo „jest w końcu częścią rodziny europejskiej, a nie afrykańskiej albo subsaharyjskiej”.
Można mieć zasadniczą wątpliwość, czy wobec takiego unijnego przesłania, organizowanie owego szczytu w Kijowie w obecnym czasie w ogóle miało jakikolwiek sens. Zapewne bowiem ani nie dodał on ducha Ukraińcom w krytycznej sytuacji ich kraju, ani nie pobudził wśród nich zaufania do Unii Europejskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?