MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ciągle walczę o niezdecydowanych

Redakcja
Wiktor Kielan Fot. Maciej Hołuj
Wiktor Kielan Fot. Maciej Hołuj
ROZMOWA. Z WIKTOREM KIELANEM, kandydatem na burmistrza Myślenic - o frekwencji i zaufaniu

Wiktor Kielan Fot. Maciej Hołuj

- Najtrudniejszy moment kampanii już był czy dopiero się zaczyna?

 

- To, co było najbardziej pracochłonne na pewno mamy już za sobą. Teraz została tylko ostatnia prosta i finisz, który najprawdopodobniej będzie decydujący. W tym sensie - najważniejsze dopiero przed nami. Mam świadomość, że właśnie teraz należy skoncentrować wszystkie wysiłki. Nie tylko moje, ale wszystkich, którzy mnie wspierają.

- Przewiduje Pan II turę?

- Jest ona rzeczywiście prawdopodobna. Ale do końca będę robił wszystko, żeby rozstrzygnąć wynik w I turze.

- Co, Pana zdaniem, może być kluczem do sukcesu w tych wyborach?

- Dla mnie kluczowa będzie frekwencja. Im większa, tym lepiej. Dlatego, że wokół obecnego burmistrza jest grono ludzi, którzy nie są zainteresowani żadnymi zmianami. Oni pójdą głosować niezależnie od wszystkiego. My, to znaczy myślę o sobie i o Leszku Gowinie, musimy zainteresować tych mieszkańców, którzy na co dzień machają ręką na taką politykę. Żeby jednak oddali swój głos. Bo tylko wtedy zmiany będą możliwe.

- Procent takich ludzi - niezdecydowanych - jest jeszcze duży?

- Myślę, że bardzo duży. Może nawet kilkadziesiąt procent?

- Kilkadziesiąt?

- Tak, nawet tyle.

- Jeszcze na początku września, kiedy zaczynała się kampania, Pana rozpoznawalność nie była zbyt duża. Dzisiaj jest dużo większa? Ludzie wiedzą, kto to jest Wiktor Kielan?

- Nie mam wątpliwości, że rozpoznawalność mojej osoby zdecydowanie wzrosła, choć przed wyborami pewnie postaramy się jeszcze dowiedzieć, na ile kampania była skuteczna.

O tym, że jestem rozpoznawalny przekonują się w zasadzie na każdym kroku. Spotkania, w których brałem udział zrobiły swoje. Mam wiele ciepłych sygnałów od zupełnie postronnych ludzi. To sympatyczne.

- Mimo że były już wstępne ustalenia odnośnie debaty między kandydatami, nagle taka konfrontacja stanęła pod znakiem zapytania. Wczoraj burmistrz Ostrowski odmówił debaty w Dzienniku Polskim, za wcześniejszy brak porozumienia obarczył winą Pana i Leszka Gowina.

- Było nieco inaczej, ale burmistrz Ostrowski zapewne woli przypisać winę komuś innemu niż wziąć ją na siebie.

Jak już wiadomo odbyło się spotkanie sztabów w tej sprawie. Ze strony mojej i Leszka Gowina uczestniczyły w nim osoby decyzyjne. Rozmawialiśmy prawie dwie godziny i ustaliliśmy - jak myślę - warunki obiektywne i równe dla wszystkich kandydatów. Uznałem, zresztą nie tylko ja, że sprawa jest jasna. Narzucanie potem innej formuły debaty, a tak zrobił Maciej Ostrowski, jest co najmniej nieeleganckie. Uważam, że kultura i szacunek dla innych kandydatów wymagały poważnego potraktowania tych ustaleń, które zapadły.

Poza tym, nie było żądnych przeszkód, żeby na spotkanie przyszedł również burmistrz Ostrowski.

- Rozmowy na ten temat nie zaczęły się za późno?

- Ja byłem do nich gotowy od samego początku. Powtarzam: debata powinna się odbyć, a warunki powinny być równe dla wszystkich. Rozumiem pluralizm mediów, ale warunki powinny być przede wszystkim czytelne dla słuchaczy.
Gdybyśmy pomnożyli liczbę kandydatów przez liczbę dziennikarzy, to powstałaby nie debata, ale chaos informacyjny. A przecież chodzi o to, by prezentowane stanowiska były jak najbardziej przejrzyste, by każdy z uczestników wiedział, co wybiera, głosując na konkretnego kandydata.

Dlatego nie czas rozmów był tu najważniejszy. To bardziej kwestia dobrej woli, której zabrakło.

- To może przed II turą?

- Będzie prawie dwa tygodnie czasu. Nie widzę żadnych problemów, jeśli będzie wola dwóch stron i sprawiedliwe warunki.

- Porozmawiajmy teraz o Pańskim programie. Kilka punktów zwraca uwagę, niektóre wymagają doprecyzowania. Każda szkoła wiejska ze swoją salą sportową?

- Jest to możliwe, potrzebne i realne. Na wielu spotkaniach, w których uczestniczę pojawia się ten temat. Ludzie dopominają się od lat o takie inwestycje, ale nie mogą się ich doczekać.

Sala gimnastyczna o wymiarach 12x24 m to minimum, które powinno być przy każdej szkole.

- Najważniejsze jest jednak finansowanie. Ile taka sala kosztuje i skąd wziąć na to pieniądze? Bo to może być główny problem.

- Około półtora miliona złotych. W skali różnych wydatków ponoszonych przez gminę, jest to kwota absolutnie realna. Oczywiście, nie w ciągu jednego roku. Ale chcę stworzyć program dla wszystkich szkół, gdzie takich obiektów jeszcze nie ma. A potem kolejno je realizować za przyzwoite pieniądze, żeby nadmiernie nie obciążać budżetu.

Mówię o tym z dwóch powodów. Po pierwsze, rozwiązałoby to problem zajęć z wf-u i mogło pomóc w zagospodarowaniu czasu po szkole; po drugie - takie obiekty mogłyby integrować lokalną społeczność; być miejscem spotkań, może swego rodzaju świetlicą dla młodzieży.

- To taki najbardziej namacalny przykład tego "zrównoważonego rozwoju", o którym Pan mówi? Co w ogóle Pan rozumie pod tym pojęciem?

- Zrównoważony rozwój społeczny ma dosyć szerokie znaczenie. W skrócie chodzi o to, żeby wszyscy mieszkańcy gminy mieli możliwość korzystania z dobrodziejstw rozwoju; żeby w każdej wiosce było poczucie, że jednak stanowimy wspólnotę; żeby ludzie nie czuli się odrzuceni. Odbyłem kilkadziesiąt spotkań w ostatnich trzech miesiącach, zwiedziłem naprawdę wiele zakamarków naszej gminy i widzę, że w niektórych jej częściach nic się nie dzieje. I widać to zarówno w infrastrukturze - drogach czy chodnikach - jak i np. w wyglądzie strażnic.

- Jest coś, co zwróciło Pana szczególną uwagę?

- Dotychczas myślałem, że stosunek władzy do mieszkańców - taki jak często w Myślenicach - jest jednak marginalny. Teraz mam przekonanie, że to bardziej reguła niż wyjątek. To znaczy, władza ma wokół siebie pewną grupę, która może czuć się zadowolona, a z resztą społeczeństwa się nie liczy. To problem spotykania się z mieszkańcami, braku rzetelnej informacji albo podejmowania decyzji z zaskoczenia. Na spotkaniach z wyborcami najczęściej słyszę właśnie takie argumenty.
- Pisze Pan w programie: "wykonamy poważną analizę strategii rozwoju sieci kanalizacyjnej". Co to oznacza?

- Jako inżynier stwierdzam, że zaprojektowaliśmy najdroższą kanalizację w gminie Myślenice. Polega ona na tym, że mamy setki kilometrów kolektorów z drogich rur kamionkowych, mamy wiele przepompowni na sieci kanalizacyjnej i ogromne koszty, które trzeba będzie ponieść. Są rozwiązania techniczne, które mogłyby obniżyć te koszty, np. przydomowe oczyszczalnie ścieków, także dla kilkunastu domów.

Musimy sobie jasno powiedzieć, że taka kanalizacja wybudowana za pozyskane pieniądze, ale również z wielomilionowego kredytu odbije się w kosztach za wodę i ścieki. W skali roku to jest naprawdę duży wzrost. Nie wiem, czy wszyscy są na to przygotowani. Uważam, że można wszystko budować, tylko trzeba mieszkańców rzetelnie informować o skutkach takich inwestycji.

- Ale proces już się rozpoczął. Jak Pan chce go zmienić?

- Wykonując różne usługi dla gmin, wiem, że korekty w trakcie realizacji projektu są możliwe. Nie wiem, na ile byłoby to możliwe tutaj. Chcę jednak jasno podkreślić: chodzi o racjonalną analizę kosztów. Jeśli ich obniżenie stanie się możliwe, będę do tego dążył.

- Z podobnym mechanizmem mamy do czynienia w przypadku Zakładu Zagospodarowania Odpadów. Pan zapowiada "stanowczy sprzeciw", aby na terenie gminy były składowane śmieci spoza Myślenic. Jednak obecne władze uruchomiły już procedury, które mają na celu budowę zakładu. Chce Pan zatrzymać ten proces?

- Przez cały czas mieszkańcy informowali władze gminy, że proces inwestycyjny przebiegał w wielu punktach nieprawidłowo. Zastrzeżenia odnośnie planu zagospodarowania są ciągle poważne. Odpowiedzialna władza powinna rozpatrzyć te zastrzeżenia. Do rzetelnej dyskusji nigdy nie doszło. Problem polega na tym, że ta inwestycja jest budowana na bardzo niestabilnych fundamentach. Gdyby okazało się, że Sąd Administracyjny uchylił plan zagospodarowania, to pod znakiem zapytania stoją wszystkie wcześniejsze decyzje.

Zasadniczą rzeczą jest przestrzeganie przepisów prawa, niezależnie od konsekwencji.

Nie mam żadnych wątpliwości, że w gminie Myślenice można skonstruować program gospodarki odpadami w inny sposób. Rozmawiałem na ten temat z fachowcami i wiem, że to jest możliwe. Przede wszystkim zachęcać mieszkańców do segregacji "u źródła", może również w sposób finansowy.

- To znaczy?

- Odbiór śmieci mógłby być tańczy dla tych, którzy je segregują. Chodzi o budowanie świadomości ekologicznej.

- Leszek Gowin mówi: niech Zakład Zagospodarowania Odpadów powstanie, ale trzeba wypracować model zrekompensowania mieszkańcom uciążliwości z tym związanych.

- Nie wiem, czy Leszek Gowin ma świadomość co to oznacza. Rekompensaty mogą gminę Myślenice wiele kosztować. Ja wiem o tym, że jeśli dojdzie do inwestycji, a okaże się, że plan był uchwalony z naruszeniem prawa, to mieszkańcy będą mogli mieć nawet wielomilionowe roszczenia.
 

Zwracam uwagę: sprawą fundamentalną jest przestrzeganie prawa. Tylko tyle i aż tyle.

- Stawia Pan silny akcent na współpracę z innymi gminami. Teraz tego brakuje?

- Tak. Mam kontakty z wieloma wójtami oraz burmistrzami i wiem, że możnaby wiele zrobić, gdyby ta współpraca była. Po to, żeby promować cały region. Wtedy każdy na tym zyskuje. Myślenice, z niezrozumiałego dla mnie powodu, unikają jej, może poza Sułkowicami.

- A jaki Pan ma pomysł na promocję Myślenic?

- Nasza gmina to - jeśli mogę tak powiedzieć - zagłębie usługowe. Żeby na tym zarabiać, potrzebny jest realny program tworzenia miejsc pracy w sektorze, który powinien się u nas rozwijać, czyli w turystyce. Mówiąc najkrócej, powinniśmy zarabiać na środowisku naturalnym. Co można zrobić konkretnie? Mamy niedaleko zalew, należy zinwentaryzować ścieżki piesze i rowerowe, punkty widokowe, miejsca noclegowe, stadniny koni, wszystkie obiekty przyciągające uwagę... Czyli zebrać to, czym dysponujemy i przedstawić jednolitą ofertę.

- Dosyć często pojawiają się komentarze, że "ten Kielan nie jest taki zły, ale to jego zaplecze...". Źle dobrał Pan sobie współpracowników?

- Rozumiem te zarzuty, bo łatwiej byłoby moim przeciwnikom, gdybym był sam. Mam jednak zaufanie do współpracowników i osób, które mnie wspierają. Zapewniam, że nigdy nie pojawiły się żadne zarzuty, którymi należałoby się przejmować i które by osłabiły moje zaufanie.

I rzecz najważniejsza: od czasu, kiedy postanowiliśmy coś zmienić w Myślenicach, nigdy nie usłyszałem od żadnego współpracownika, że po wyborach na cokolwiek liczy. Stwierdzam jednoznacznie: nie jestem człowiekiem, który by realizował takie zamówienia. Jeśli ktoś tak twierdzi, to się myli.

- Jeśli zostanie Pan wybrany, zapowiada Pan powrót do czasów, gdy byli zastępcy burmistrza. Widzi Pan możliwość, żeby takie stanowisko objął Leszek Gowin?

- Poznałem Leszka i mam do niego wiele sympatii. Natomiast o koalicjach i sojuszach będzie można mówić po I turze, jeśli ona nie przyniesie rozstrzygnięcia. Wiele zależy od tego, jak będzie wyglądała przyszła Rada Miejska. Dzisiaj mogę powiedzieć tak: osoba Leszka Gowina - w takich warunkach, o jakich mówimy - będzie poważnie brana pod uwagę.

Rozmawiał

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski