MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co łaska na… książki

Redakcja
Przed jednym z hipermarketów pojawiła się ostatnio kobieta z może ośmioletnią dziewczynką. Przyszły na zakupy, ale najpierw musiały uzbierać – czyli nazywając rzecz po imieniu wyżebrać – pieniądze na nie. Razem, bo datki, jak przekonywała matka, potrzebne były na podręczniki i zeszyty dla dziecka.

Barbara Rotter–Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Być może była to tylko wygodna przykrywka do najzwyczajniejszego w świecie żebrania, które jest często sposobem na niekiedy niezłe życie bez wysiłku, ale nie można wykluczyć, że kobieta i dziecko faktycznie zostały zmuszone sytuacją do takiej akcji. A to już jest przerażające…

Podobnie zresztą jak to, że przed aptekami spotkać można starszych ludzi, którym zabrakło pieniędzy na wykupienie leku. Że to przeważnie nie przedstawienie, lecz smutna rzeczywistość, najlepiej wiedzą farmaceuci.

Wracając jednak do szkolnych wydatków – nie przypominam sobie, by którakolwiek z moich koleżanek, chodzących do podstawówki na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych miała problem z podręcznikami. A w klasie były przecież dzieci z różnych rodzin – w większości z nich pracowali tylko ojcowie, sporo było wielodzietnych. Stanowiska, jakie zajmowali rodzice, przeważnie nie były zbyt eksponowane – dozorca w zoo, urzędnik, kierowca… Na książki i zeszyty dla dzieci stać było jednak wszystkich.

Wiązało się to zapewne również z tym, że podręczniki (a raczej: dręczniki – od dręczenia uczniów, jak sugerował jeden z moich licealnych profesorów) przechodziły przez wiele lat z rąk do rąk. W praktyce kupowało się je tylko dla najstarszego, a potem służyły kolejnym dzieciom w rodzinie. Teraz jest to prawie niemożliwe, bo po pierwsze wybór podręczników dla tych samych klas jest ogromny i w gestii nauczyciela leży, jaką książkę będzie się "przerabiało”, a po drugie stale zmienia się szkolny program i stare podręczniki stają się nieaktualne w ciągu paru lat, zasilając w najlepszym przypadku punkty skupu surowców wtórnych.

Autorzy reform i nowych programów nie zastanawiają się nad tak banalnymi szczegółami, jak konsekwencje ekonomiczne i ekologiczne ich coraz to nowych – oczywiście lepszych – pomysłów. Na radosną twórczość sfer rządzących rady jednak nie ma – z biedą, także szkolną, radzić musimy sobie sami. Zostają charytatywne akcje, zbiórki, otwarte serca i portfele. Tylko na co idą nasze podatki?

 

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski