Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co po wyborach?

Redakcja
Wielu komentatorów i ekspertów uznaje ukraińskie wybory za wydarzenie o ogromnym znaczeniu, które wyznaczyć może kierunek rozwoju Ukrainy. Zbliżyć do Europy, bądź przesądzić o popadnięciu tego kraju w strefę wpływów Rosji. Dość powszechne są oczekiwania, że równocześnie z nowym prezydentem Ukraina wybiera wizję rozwoju według "modelu europejskiego" bądź wizję kontynuacji obecnych porządków. Że wybory wpłyną na klimat i charakter relacji Ukrainy z sąsiadami, w tym - najważniejszym z nich, Rosją.

Kierunek rozwoju Ukrainy nie ogranicza się do obecnych zmagań o prezydenturę i nie zależy tylko od Ukraińców

   Ukraińskie wybory prezydenckie mają ogromne znaczenie w wielu wymiarach. To najbardziej intrygujące w ostatnich latach wybory na Starym Kontynencie, najważniejsze w tej części Europy co najmniej od 1996 roku, kiedy ważyły się losy sukcesji w Rosji. To wybory, w których, wbrew tradycji i procesom, zachodzącym w państwach powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego, realne szanse na zwycięstwo ma kandydat opozycji.
   Wydarzenia te dzieją się w najważniejszym, obok Federacji Rosyjskiej, państwie regionu; w kraju, który jako jedyny w regionie dość skutecznie opiera się ekspansji Rosji. Stara się z większym lub mniejszym powodzeniem - budować z Rosją relacje na w miarę partnerskich zasadach. Wybory są jednocześnie wyzwaniem dla Rosji. Mimo iż Kreml poparł Janukowycza, kandydata obozu władzy, może go czekać przykra niespodzianka niezależnie od tego, kto zostanie następcą Leonida Kuczmy.
   To wybory, w których ogromną rolę odgrywa prosty Ukrainiec, który poczuł, że jego głos jest dziś wart więcej niż kiedyś i decyduje nie tylko o wyborze tego czy innego kandydata. Wybory, w których Ukrainiec poczuł się obywatelem własnego państwa. W tym sensie, nieco upraszczając, ukraińskie wybory prezydenckie określiłbym również w kategoriach zmagania się społeczeństwa obywatelskiego, skupionego przede wszystkim wokół kandydata opozycji, z antydemokratycznym oligarchiczno-biurokratycznym obozem władzy. Oprócz zasadniczej kwestii - kogo wybierze Ukraina - pojawia się też jednak pytanie: co po wyborach.

(R)ewolucja obywatelska

   Jesienny, październikowo-listopadowy Kijów. Ciepły i słoneczny. Pomarańczowy. Dziesiątki samochodów przejeżdżających przez Kreszczatik, ulicę wizytówkę stolicy Ukrainy, pędzą z rozwianymi na wietrze, przytwierdzonymi do dachów jaskrawymi wstążkami w kolorach kampanii wyborczej Juszczenki. Wiele osób chodzi po ulicach w pomarańczowych koszulach i swetrach. Demonstruje nie tylko swą sympatię do opozycyjnego kandydata na prezydenta, ale też sprzeciw wobec władzy, rozbudzoną świadomość obywatelską i, w realiach ukraińskich, pewna odwagę cywilną. Ta demonstracja kijowian robi duże wrażenie.
   Zwolennicy Juszczenki to dziś najbardziej aktywna część ukraińskiego społeczeństwa. Młodzież, studenci. Zachodnia i centralna Ukraina. Kijów. 31 października, w pierwszej turze wyborów, kandydat opozycji na prezydenta osiągnął miażdżące zwycięstwo w stolicy, która po raz pierwszy tak licznie stawiła się na wybory. "Tak" dla Juszczenki oznacza tutaj także sprzeciw wobec władzy, wobec "donieckich" - za reprezentanta których uchodzi kandydat władzy, Wiktor Janukowycz - postrzegany tu jako obcy. Sprzeciw wobec obecnego porządku, polityki presji i zastraszania, nachalnej antyjuszczenkowskiej propagandy prowadzonej w kontrolowanych przez szeroko pojęty obóz władzy mediach. Przeciwko "obcym".
   "Wybuch" społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie w okresie kampanii prezydenckiej, a zwłaszcza w czasie samych wyborów, jest w pewnym sensie zwieńczeniem procesu, trwającego już co najmniej kilka lat. Przyznać należy wiele racji tym, którzy w aktywizacji społecznej widzą jedną z największych wartości związanych z wyborami prezydenckimi.

Plusy i minusy

   Polityka władz, która wpłynęła na przebieg kampanii wyborczej przed pierwsza turą wyborów - nachalna propaganda sukcesu i lansowanie wszechobecnego w mediach premiera i kandydata na prezydenta Wiktora Janukowycza, połączona z totalnym oczernianiem lidera opozycji Wiktora Juszczenki - spowodowała raczej odwrotny od zamierzonego efekt. Niezbyt przekonywająca okazała się sama kampania kandydata władzy na Ukrainie, oparta na prorosyjskich hasłach i gestach.
   Wybór dla wielu Ukraińców sprowadzony został do bezalternatywnego i bezwarunkowego poparcia Juszczenki. To wybór często na zasadzie naturalnego odruchu, sprzeciwu wobec władzy, wzmagającego się i mobilizującego tym samym coraz większe rzesze społeczeństwa. Poparcie dla lidera opozycji można jednocześnie interpretować w kategoriach symbolicznego wyboru modelu czy raczej nadziei na wybór bliżej nieokreślonego (bo nieznanego i nie sprecyzowanego w programie wyborczym) "modelu europejskiego", prozachodniego - innego od obecnego, nieakceptowanego modelu sprawowania władzy w państwie, utożsamianego z urzędującym premierem i kandydatem na prezydenta Wiktorem Janukowyczem.
   Wielu moich ukraińskich rozmówców, w tym również takich, których nie można posądzić o jakąkolwiek sympatię do Juszczenki, obawia się perspektywy "Ukrainy Janukowycza". Poważnie rozważa emigrację z kraju po ewentualnym zwycięstwie kandydata obozu władzy. Dla wielu z nich rządy Janukowycza oznaczać będą w najlepszym razie "wariant gorszego Kuczmy". Obawiają się oni nie tyle kontynuacji i stagnacji, ile zaszczepienia na gruncie ogólnoukraińskim dalekich od demokracji metod sprawowania władzy, charakterystycznych dla obwodu donieckiego, którego Wiktor Janukowycz był gubernatorem w latach 1997-2002.

Oczekiwania a realia

   Strach przed "donieckimi" jest zjawiskiem realnym. Pytanie zasadnicze: czy Janukowycz prezydent zdołałby rozwiać ten strach, niemal paraliżujący znaczną część elit i społeczeństwa, strach mogący stanowić bardzo poważną przeszkodę dla wypracowania niezbędnego, powyborczego kompromisu. Potrzebnego nie tylko samemu prezydentowi do budowy zaplecza politycznego, ale i niezwykle spolaryzowanej obecnie scenie politycznej Ukrainie.
   Równocześnie bez odpowiedzi pozostaje pytanie: co stanie się z tym ogromnym społecznym potencjałem, skoncentrowanym wokół kandydata opozycji, w wypadku jego przegranej? Nie powinniśmy takiego scenariusza wykluczać a priori, choć większość obserwatorów, zwłaszcza z zagranicy, zdaje się oczekiwać zwycięstwa ukraińskiej demokracji utożsamianej ze zwycięstwem Wiktora Juszczenki. A co stanie się z tym potencjałem, jeśli zwycięży Juszczenko, a nie nastąpi oczekiwana zmiana na lepsze?
   Obecne wybory na Ukrainie są grą o wszystko: stawka jest ogromna, bowiem i zakres władzy prezydenckiej w tym kraju jest ogromny. Tymczasem obozy obu kandydatów zdają się być przygotowane na wygraną, ale już nie - na własna porażkę. Przy niezwykle spolaryzowanej scenie politycznej, brudnej, negatywnej kampanii wyborczej i ogromnych oczekiwaniach społecznych trudno dziś wyobrazić sobie pozytywny scenariusz, który mógłby prowadzić do kompromisu między zwycięskim a przegranym obozem, pozwolić na uspokojenie nastrojów i spożytkowanie wyzwolonej energii społecznej.

Prozachodnia czy prorosyjska?

   W drugiej turze wygrać może zarówno Juszczenko, jak i Janukowycz. Pytanie - co to oznacza dla Ukrainy? Czy na pewno oczekiwania związane ze zwycięstwem pierwszego bądź drugiego oznaczać będą wybór opcji prozachodniej lub prorosyjskiej, jak postrzegają ukraińskie wybory np. zagraniczne media?
   W polityce zagranicznej wybór "prorosyjskiego Janukowycza" nie musi oznaczać uzależnienia od Rosji. Dziś głównym na Ukrainie konkurentem pozostaje dla Rosjan wielki biznes z Donbasu, z którego wywodzi się Janukowycz. Z drugiej strony nadzieje na reformy i europeizację Ukrainy Juszczenki mogą zostać boleśnie zweryfikowane, a wierzący w optymistyczny scenariusz poddani rozczarowaniom. Oligarchiczno-biurokratyczny system władzy na Ukrainie jest zakorzeniony bardzo głęboko i wątpliwe, by w najbliższych latach ktokolwiek mógł podważyć struktury tego systemu, i przemienić mentalność wszystkich jego uczestników - od najwyższych urzędników i oligarchów po urzędników najniższego szczebla.
   Jednocześnie Rosja jest i pozostanie kluczowym sąsiadem i partnerem Ukrainy. Od rosyjskich surowców zależy funkcjonowanie energochłonnej ukraińskiej gospodarki, będącej jednym z największych na świecie importerów gazu. Juszczence - liberałowi ekonomicznemu - trudniej będzie dyskryminować inwestorów rosyjskich, którzy kontynuują konsekwentną ekspansję na Ukrainie. Może powtórzyć się sytuacja z Gruzji, gdzie po przejęciu władzy przez prozachodniego Michaiła Saakaszwilego Rosjanie kontynuują skuteczną ekspansję ekonomiczną.
   Wybór kierunku rozwoju Ukrainy nie ogranicza się jednak do obecnych zmagań o prezydenturę i nie zależy tylko od Ukraińców. Z jednej strony wymaga wielkiego wysiłku konsekwentnych reform na samej Ukrainie. Z drugiej strony, zależy też od takiego rozwoju Unii Europejskiej, który dałby w przyszłości - dalszej raczej niż bliższej - szansę Ukrainie.
ARKADIUSZ SARNA
   Autor pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski