MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co zmieni Obama?

Redakcja
Amerykańska publicystka Anne Applebaum, prywatnie małżonka ministra Radosława Sikorskiego, wyznała w poprzednim tygodniu, dlaczego John McCain stracił jej poparcie. Według niej McCain, który przez większość swojej kariery senatorskiej prezentował się jako polityk centrum, umiejący w niepopularny sposób odciąć się od oficjalnej linii partii i sprzeciwiać się woli prezydenta Busha, w trakcie kampanii przesunął się radykalnie na prawo sięgając po głosy prawicy religijnej stanowiącej fundament ostatnich sukcesów republikanów. Nie będąc bezkrytyczną wobec Obamy stwierdziła na łamach Washington Post, że jeżeli wygra, to przynajmniej może być pewna, że "motłoch wrzeszczący ťterrorystaŤ na dźwięk nazwiska Obamy będzie trzymany z dala od Białego Domu".

Obawy co do Obamy

Kontrowersyjna przeszłość Baracka Obamy nie stała się głównym tematem kampanii prezydenckiej. Niemniej znajdowanie się w otoczeniu Obamy takich osób, jak: lewicowy terrorysta Bill Ayers czy wzywający Boga do przeklęcia Ameryki pastor Jeremiah Wright, mówi coś o samym kandydacie. Nie to, że utożsamia się on z ich poglądami. To by było za proste. Ale, jak zauważa konserwatywny publicysta Charles Krauthammer, Obama "wyraźnie nie uważał ich poglądów za znajdujące się poza krytyką. Przez wiele lat pływał z łatwością i bez protestów w tym cuchnącym bagnie".
W dużym uproszczeniu zatem wybór Amerykanów przedstawiał się następująco: albo kandydat białego establishmentu, albo czarnoskóry outsider o kontrowersyjnej przeszłości. Jakie to ma znaczenie dla polityki zagranicznej USA?
McCain budził obawę kontynuacji unilateralnej polityki Busha. Obama z kolei był prawdopodobnie najbardziej niedoświadczonym kandydatem w historii wyborów prezydenckich w USA. Ostatecznie ta pierwsza obawa okazała się silniejsza.
Z punktu widzenia życiorysu Baracka Husseina Obamy kontrowersje wzbudza muzułmańska przeszłość, której zresztą sam prezydent elekt się wyrzeka. Faktycznie jednak to, czy w dzieciństwie był rzeczywiście praktykującym wyznawcą Mahometa, nie ma znaczenia. Ważne jest, iż wielu tak sądzi. Dla jednych stanowi to jego atut, gdyż wierzą, że doświadczenie to będzie uwrażliwiało Obamę na problemy Trzeciego Świata. Istnieje jednakże inna, bardziej prawdopodobna, interpretacja skazująca nowego prezydenta na wzmożone zagrożenie terrorystyczne ze strony fundamentalistów, dla których jest on odstępcą od wiary, co jest niewybaczalne.
Sam brak doświadczenia Obamy też stanowi powód do obaw, choć paradoksalnie argument ten był wysuwany raczej przeciwko Sarze Palin, kandydatce na wiceprezydenta McCaina. Tymczasem, jak na łamach Wprost zauważył Thomas Sowell, sam Obama ma go znacznie mniej, gdyż w przeciwieństwie do niej nigdy nie sprawował żadnych funkcji wykonawczych. Brak doświadczenia zresztą już dał o sobie znać w trakcie kampanii, gdy popełnił dwa zdecydowane błędy, określając konkretną datę wyjścia z Iraku, co według Henry'ego Kissingera umożliwi bojówkarzom lepsze przygotowanie się do przejęcia władzy, oraz deklarując gotowość negocjacji z Iranem bez żadnych warunków wstępnych, co może okazać jego słabość.
Do tego jego własny wiceprezydent, Joe Biden, ma duże doświadczenie, które stanowi "jedno wielkie pasmo błędnych decyzji i stanowisk sprzecznych z amerykańską racją stanu". Sowell zalicza do nich poparcie wstrzymania pomocy dla południowego Wietnamu, sprzeciw wobec militarnej polityki Reagana oraz wzmocnienia kontyngentu w Iraku w 2006 roku.
Wśród amerykańskich konserwatystów strach wzbudzają również ideologiczne przekonania Obamy. Pomijając samą ich treść (m.in. bezkompromisowe poparcie dla prawa do aborcji) obawiają się oni, jak np. Bret Stephens w The Wall Street Journal, że Obama może wprowadzać kosztowne programy społeczne na miarę koncepcji "Wielkiego Społeczeństwa" Lyndona Johnsona, co skutkować będzie obniżeniem wydatków na armię.

Siła realpolitik

Ta ostatnia obawa, stanowiąca jednocześnie nadzieję liberałów w Ameryce i Europie, może być jednak przedwczesna. Według Kori Schake z amerykańskiego Hoover Institution programy wyborcze kandydatów na prezydenta w kwestiach zagranicznych jeszcze na wczesnym etapie kampanii wykazywały znacznie więcej podobieństw niż różnic. Do tego wiele z nich zgadzało się z aktualną polityką administracji Busha.
Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta. Amerykańskie interesy w polityce zagranicznej są stałe i nie podlegają radykalnym zmianom wraz z nową władzą. Dziś niechętnie pamięta się o tym, iż kontakty między USA a Europą zaczęły się psuć za demokraty Clintona, a jego sekretarz stanu, Madeleine Albright, określiła USA mianem "niezbędnego kraju".
Wracając do Kori Schake warto podkreślić jej spostrzeżenia nt. wypowiedzi Obamy dotyczących polityki zagranicznej. Otóż nie odcinał się on w trakcie kampanii od tak kluczowych cech polityki neokonserwatystów, jak atak wyprzedzający czy unilateralizm. Trudno też sądzić, że stosunek USA do ONZ w zakresie bezpieczeństwa zmieni się radykalnie, dla Stanów Zjednoczonych, bowiem "ONZ jest pożądanym, ale nie kluczowym podmiotem uzasadniającym ich politykę". Warto dodać, iż mimo Abu Ghraib oraz ogólnej niechęci do wojny w Iraku sondaż Gallupa z 2007 roku wykazał, że wojsko pozostaje wciąż najbardziej szanowaną instytucją w USA.
Część obserwatorów zwracała uwagę, że Barack Obama wyraźnie zaznaczał swoje żądania silniejszego zaangażowania militarnego od państw europejskich w przypadku zwycięstwa w wyborach. Bez wątpienia stanie się to kolejnym punktem sporu między sojusznikami po obu stronach Atlantyku. Niezrozumiała jest zatem europejska euforia z powodu sukcesu Obamy. Cytowana wcześniej Kori Schake zauważa, iż Obama oferuje "retorykę współpracy wyraźnie zgodną z preferencją UE dla efektywnego multilateralizmu. Ale jest mało prawdopodobne, aby jego administracja prowadziła politykę według europejskiego upodobania".

Punkty odróżniające

W prezydenturze Baracka Obamy będzie można odnaleźć prawdopodobnie trzy punkty, które wyraźnie odróżnią go od jego poprzednika. Pozytywna wartość dwóch z nich jest dyskusyjna, zaś trzeci stanowił będzie oczywistą porażkę.
Pierwszą kwestią może być Irak. Możliwe, iż wbrew sugestiom wojskowych doradców Obama zdecyduje się na wczesne wycofanie wojsk amerykańskich z tego kraju. Był to w końcu jeden z punktów programu, który przysparzał mu ogromnej popularności. O negatywnych skutkach takiego posunięcia wspomniałem powyżej.
Drugim punktem będzie stosunek do zmian klimatycznych. Obama wykaże na pewno większą skłonność do współpracy z Europą w zwalczaniu zmian klimatycznych, ale sama skuteczność protokołu z Kioto w tym przedsięwzięciu jest wątpliwa, szczególnie, jeżeli nie uda się namówić Chin do współdziałania. A taki rozwój sytuacji można z góry wykluczyć. Skądinąd koncepcja niekorzystnych zmian klimatycznych jako skutku działań człowieka przez wielu przyjmowana jest na wiarę, gdyż brak jednoznacznych dowodów naukowych.
Trzecią sprawą, najmniej dyskutowaną, ale o najgorszych skutkach, będzie powrót do finansowania programów aborcyjnych ONZ i innych organizacji międzynarodowych, które George Bush wstrzymał na samym początku kadencji, a w czym Stany Zjednoczone zostały hojnie zastąpione przez Unię Europejską.

Zwycięstwo Ameryki i Europy?

W chwili obecnej połowa Ameryki i większość Europy trwa w euforii z powodu "zmiany", która ma nastąpić. Ale jaka to ma być zmiana? Odpowiedź na to pytanie pojawia się rzadko.
Bez wątpienia będziemy mieli do czynienia ze zmianą retoryki. Ale retoryka zagraniczna Busha bywała tak zła, że wybór każdego innego prezydenta dokonałby tej zmiany. Zresztą sam Bush zmienił się w drugiej kadencji.
Czy zmiana retoryki wnosi coś zasadniczego. Według znanego brytyjskiego dziennikarza, Edwarda Lucasa, tak. Jedynie bowiem Barack Obama może przyczynić się, poprzez swoją popularność, do odbudowania trwałości sojuszu transatlantyckiego. Zmiana ma jednak, w powszechnej opinii, dowartościować Europę. Anne Applebaum przewidywała kilka miesięcy przed wyborami, że nowa administracja będzie za wszelką cenę poszukiwała nowych rozwiązań i ideałów, również za granicą. Te rozwiązania może dostarczyć Europa. Wybiła więc "godzina Europy". Publicystka zastanawiała się tylko, "czy Europejczycy o tym wiedzą?".
McCain uchodził za nieobliczalnego w swoich reakcjach na zachowania Rosji. Według liberalnych komentatorów świat nie potrzebuje nowej zimnej wojny ani lokalnych wojen pod patronatem wrogich potęg. Jak wyraził to jeden z nich, James Caroll: "prezydenci, którzy używali śmiertelnej dumy, aby zaradzić poczuciu osobistego niebezpieczeństwa, wplątali Amerykę w trzy katastrofalne wojny w Azji. Psychologiczna nienawiść, która jest charakterystyczna dla McCaina, była cechą tych najbardziej znaczących porażek polityki zagranicznej naszego kraju. Obama reprezentuje całkowicie odmienny typ sprawowania przywództwa".
Założenia te oparte są na istotnych lukach. Po pierwsze, siła NATO zależy przede wszystkim od siły Stanów Zjednoczonych. Po drugie, o czym już pisałem, interesy Ameryki są stałe i w dużej mierze niezależne od osoby prezydenta. Po trzecie, wreszcie, żaden historyczny przykład nie potwierdza, iżby potulne zachowanie wobec Rosji prowadziło do życzliwej odpowiedzi z jej strony.
W rzeczywistości wszystkie trzy powyżej wymienione opinie są przedłużeniem powszechnego przekonania, że USA, po ośmiu latach prezydentury Busha, muszą dołożyć wszelkich starań, aby w oczach na nowo odzyskać jakość "marki Ameryka". To założenie, bez wątpienia słuszne, należy jednakże opatrzyć dwoma warunkami.
Po pierwsze, nie oznacza ono, wbrew często spotykanemu przekonaniu, że USA znajdują się w kryzysie hegemonii światowej. Robert Kagan twierdzi, że "zagrożenie dzisiejszym stwierdzaniem schyłku (declinism)" nie polega na tym, że schyłek naprawdę istnieje, lecz na tym, że "następny prezydent będzie postępował tak, jakby istniał on rzeczywiście". Na upadek siły Ameryki się nie zanosi, a z podobnymi problemami musiała się ona borykać również wówczas, gdy w powszechnym mniemaniu była u szczytu hegemonii.
Poza tym, uznając, że w odzyskiwaniu dobrej opinii Europa będzie przydatna, należy zaznaczyć, że państwa starego kontynentu, jeżeli szczerze zależy im na poprawie relacji transatlantyckich, będą musiały dołożyć więcej starań niż za Busha. Słusznie zauważył Paweł Świeboda, iż "zmiana lokatora Białego Domu oznaczać będzie zniknięcie alibi, którym można było tłumaczyć wszystkie niedoskonałości stosunków transatlantyckich w ostatnich latach" ("Gazeta Wyborcza" z 31.10.08).

Obama a sprawa polska

Polacy ulegli "obamomanii" i w większości zadeklarowali poparcie dla zwycięzcy. Zbigniew Lewicki nie znajduje ku temu żadnych podstaw: "Senator Obama znalazł dla szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego kilkanaście minut na telefoniczną rozmowę, a McCain dwukrotnie osobiście spotkał się z polskim ministrem. McCain odpowiedział na list Polonii w sprawie wiz, zapowiadając, że będzie walczył o ich zniesienie. Obama nie odpowiedział nic. Wreszcie Obama jest przewodniczącym podkomisji ds. europejskich, ale ani razu nie zwołał posiedzenia tej komisji, co wiele mówi o jego stosunku do Europy" (Rzeczpospolita z 4.11.08).
Istnieją dwa ważniejsze powody, dla których Polacy nie mają racjonalnych powodów do zadowolenia ze zwycięstwa Obamy. Po pierwsze, prawdą jest, że ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa amerykańskim oddziałom w Iraku i Afganistanie pomiędzy Obamą a McCainem nie byłoby zapewne zasadniczej różnicy w reakcji na ewentualne agresywne zachowania Rosji wobec naszego kraju, ale to McCain ma wspólne z nami doświadczenie zagrożenia komunizmem. Można zatem przypuszczać, że byłby bardziej zaangażowany w proces rozszerzenia NATO o Gruzję i Ukrainę, a być może również we wzmocnienie sojuszników w naszej części Europy.
Po drugie, a ważniejsze, jego administracja byłaby zapewne bardziej przekonana do projektu tarczy antyrakietowej. W obliczu wyborczej klęski ODS w Czechach i decyzji parlamentu, aby z głosowaniem nad umową o umiejscowieniu radaru poczekać do przejęcia władzy przez socjalistów, stopień determinacji administracji amerykańskiej może mieć dla przyszłości tego projektu ogromne znaczenie.
MACIEJ BRACHOWICZ
\*Autor jest ekspertem Klubu Jagiellońskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski