Chilijczycy mieli w tym turnieju ułatwione zadanie – wszystkie mecze na stadionie narodowym w Santiago, nieocenioną pomoc własnej widowni, a czasami też życzliwość sędziów.
Ale po meczu finałowym trzeba też wyraźnie przyznać, że to była najlepsza ekipa turnieju. Zaprogramowana na sukces. Argentyński (sic!) trener Jorge Sampaoli, kontynuator myśli szkoleniowej Marcelo Bielsy, swego guru, nastawił drużynę na ciągły pressing oraz grę do przodu.
I właśnie tym – niesamowitą determinacją przez 120 minut, a potem jeszcze godną podziwu precyzją w karnych – gospodarze wywalczyli tytuł. Nawet jeśli u Argentyńczyków było widać większą kulturę gry. Gdy po przestrzelonych jedenastkach Gonzalo Higuaina (uderzenie w niebo) i Evera Banegi (obrona Claudio Bravo) Alexis Sanchez z zimną krwią wykonał „Panenkę”, stadion eksplodował z radości. Jak wulkan.
To zemsta za wieloletnie niepowodzenia i upokorzenia, ale też sprawiedliwe zakończenie ostatnich trzech tygodni, bardzo burzliwych, w których równie wiele mówiło się o wybrykach alkoholowych Arturo Vidala (dopiero w tym tygodniu ma być sądzony) i niesportowym zachowaniu Gonzalo Jary.
Paradoksem jest tylko, że o zwycięstwie przesądził karny Alexisa, który przez całe mistrzostwa nie mógł osiągnąć poziomu, jaki prezentuje normalnie w Arsenalu.
To był w ogóle dziwny finał. Nie tylko dlatego, że długimi momentami Chile przejmowało inicjatywę, a Argentyna nie mogła złapać właściwego rytmu. Także z innych powodów. Angel di Maria musiał szybko zejść z powodu kontuzji mięśnia, a trenerzy obydwu ekip dokonywali zaskakujących zmian, ściągając z boiska wyróżniających się zawodników – Jorge Valdivię i Javiera Pastore.
Wyjątkowo „nieobecny” był również Messi, choć to jego jedyna akcja – w ostatniej minucie doliczonego czasu gry – powinna przesądzić o wyniku. Znakomite stworzenie przewagi liczebnej i rozprowadzenie piłki do Ezequiela Lavezziego nie wystarczyło jednak, bo ten ostatni źle podał do Higuaina, który trafił tylko w boczną siatkę.
Dla Messiego i jego pokolenia niezwykle uzdolnionych piłkarzy to kolejny przegrany finał po ubiegłorocznym mundialu i turnieju Copa America sprzed ośmiu lat. Symbolem tej edycji pozostaną dwa zdjęcia: smutny Argentyńczyk, który nie chce nawet popatrzeć na utracony puchar, i selfie z Messim zrobione przez małego, uradowanego Chilijczyka tuż po meczu.
Zresztą wrogość widowni wobec kapitana rywali była tak duża, że jego bliscy (oglądający mecz z rodziną Sergio Aguero) musieli przenieść się po pierwszej połowie na trybunę VIP-owską.
Dla Javiera Mascherano porażka ma wyjątkowo gorzki smak, bo to już trzecia przegrana w finale Copa America (2004, 2007, 2011). – A może to ja przynoszę pecha? – pyta samokrytycznie i zaraz dodaje, że czuje się jak po torturach. Akurat na tym stadionie brzmi to wyjątkowo przewrotnie. a
Finał Copa America: Chile – Argentyna 0:0 (0:0, 0:0), karne 4:1. Mecz o trzecie miejsce: Peru – Paragwaj 2:0 (0:0).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?