18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cóżeś uczyniła, Józefo Serre?

Redakcja
Pieter Angillis, Wędrowny cyrulik Fot. Janusz Helfer
Pieter Angillis, Wędrowny cyrulik Fot. Janusz Helfer
9 CZERWCA 1813. Dwieście lat temu po znakomicie zdanym egzaminie pierwsza dama otrzymała patent i dyplom magistra dentystyki. Nazywała się Józefa Serre. Rzecz działa się, oczywiście, w Krakowie

Pieter Angillis, Wędrowny cyrulik Fot. Janusz Helfer

Nigdy już chyba nie poznamy imienia człowieka, który rwał zęby Mieszkowi, Chrobremu czy Jagielle.

Na dwór Jagiellonów wzywano już najwyższej klasy wyrwizębów, oczekujących na klienta u wylotu obecnej ulicy Jagiellońskiej, pod basztą cyrulików i balwierzy. Owi cyrulicy byli członkami cechu, wyposażonymi obowiązkowo w puszczadla dobre, kleszcze do zębów, korczęgi do binczaygu etc. Nie mogła powtórzyć się krakowska historia Baltazara Vinzama, który w roku 1566 wyrwał imć Mikołajowi Bogaczowi ząb a przy okazji duży kawał dolnej szczęki. Ból ekstrakcji próbowano wyeliminować lub łagodzić różnymi technikami zabiegu lub środkami znieczulającymi.

Słynny polski chirurg zębowy Maciej Danilkiewicz najpierw (rok 1767) smarował dziąsła cara Piotra I proszkiem z glist ziemnych lub olejem, którym wcześniej wysmarowane były siedzące na drzewach żaby, a potem wyciągał zęby ze szczęk gołymi palcami. Stomatologia zachowawcza długo jeszcze nie istniała, ewentualnie ograniczała się do dłubania w miazdze zęba rozżarzonym do białości drutem.

Bez najmniejszego bólu

W 1808 roku pojawił się w Krakowie Francuz Girbaus, który "chędożył zęby z niezrównaną lekkością, przywracał im pierwszą białość bez najmniejszego bólu, plombował (jak wszyscy jego koledzy po fachu ołowiem) i wprawiał zęby sztuczne". Jak widać, cyrulicy (zwani już chirurgami) potrafili coraz więcej. Ogromnie rosło zainteresowanie protetyką dentystyczną: z pierwszą (najprawdopodobniej) polską sztuczną szczęką "rzucał się do Poznania przez morze" już hetman Stefan Czarniecki. W roku 1799 stomatologia stanie się uznaną dziedziną krakowskiej medycyny uniwersyteckiej. Oczywiście jednak nie będzie mowy, by zęby chędożyły i sztuczne zęby wprawiały damy (którym zresztą, jak twierdził prof. Maciej Brodowicz, "z oczywistych powodów nigdy nie rosną zęby mądrości").

Pokorne prośby wdów

Niedostępną dla siebie fortecę wzięły panie fortelem.

W roku 1813 w Krakowie pojawił się i otworzył praktykę dentystyczną członek Akademii Chirurgicznej w Metz i cesarsko-królewskiego medyczno-chirurgicznego fakultetu wiedeńskiego Jan Jakub Józef Sarre wraz z małżonką Józefą. Magister Sarre był uznanym w Europie autorytetem, wynalazcą śruby ekstrakcyjnej wkręcanej w pozostałości korzenia i umożliwiającej jego rozchwianie i usunięcie. Pani Józefa (dama niezwykle podobno "szykowna" i robiąca na profesurze duże wrażenie i swą mądrością, i lekkością chędożenia) zwróciła się wkrótce do Wydziału Lekarskiego krakowskiej Almae Matris "dopraszając się pokornie", by w związku ze śmiercią męża dopuścić ją do egzaminu upoważniającego do prowadzenia praktyki dentystycznej. (Tym samym powtórzyła manewr niejakiej Magdaleny Bendzisławskiej, która jako wdowa po chirurgu w Wieliczce w roku 1697 uzyskała od króla Augusta II Mocnego przywilej wykonywania praktyki cyrulickiej, tyle że bez dyplomu wyższej uczelni).

Rzekomo zmarły mąż

Józefa Serre egzamin zdała 9 czerwca 1813 roku znakomicie, otrzymując patent i tytuł magistra dentystyki - po czym co rychlej wyjechała z Krakowa. Jej rzekomo zmarły mąż jeszcze przez długie lata praktykował w Rzymie, co nie zmienia faktu, że jego sprytna magnifika przeszła do historii jako pierwszy polski stomatolog. To wydarzenie niezwykle wtedy rzadkie w Europie. Wystarczy dodać, że we Francji np. obowiązywał w tym czasie nadal dekret zabraniający kobietom jakiejkolwiek praktyki chirurgicznej i dentystycznej. Pani Józefa tak ośmieliła senat krakowskiego uniwersytetu, że w jedenaście lat później zgodził się on na studia dwu sióstr (rodzonych i zakonnych) Konstancji i Filipiny Studzińskich, które jako pierwsze na świecie otrzymały tytuł magistra farmacji! Uniwersytet Jagielloński tak się przestraszył własnej odwagi, że jeszcze w roku 1894 odmówił asystentury świeżo upieczonej (zdała najlepiej z 66 osób) absolwentce Sorbony. Nazywała się Maria Skłodowska. Jedny powód: była kobietą.

Krwawe zapusty

Po wojnie pierwszej niewiasty stawały przy fotelach dentystycznych rzadko i "z taką pewną nieśmiałością". Medycy rodzaju męskiego bardzo często traktowali kobiety lekarki jako "coś, co nie powinno się zdarzyć". Sławny chirurg Ludwik Rydygier własnym kosztem zamieszczał w gazetach całostronicowe ogłoszenia "Precz z Polski z dziwolągiem kobiety - lekarza!" Po wojnie drugiej ogromne braki kadrowe przyspieszyły awanse niewiast. Z tym, że w przeciwieństwie do chirurgii czy ortopedii, droga wskazana przez panią Józefę Sarre wydawała się najbardziej zgodna z ich kobiecą kondycją a praca w dentystycznym gabinecie zabiegowym łatwiejsza do pogodzenia z wychowywaniem dzieci. Kiedy obecny dyrektor uniwersyteckiej Kliniki Stomatologii CM UJ prof. dr hab. med. Stanisław Majewski kończył stomatologię (1965) na roku było 37 kobiet i czterech mężczyzn. Brały panów pod damski obcas już na egzaminach wstępnych na wszystkie wydziały medycyny, gdzie były po prostu lepsze. Ściślej: lepiej przygotowane. A wygrywały, bywało, w stosunku 9:1.

Jakże jednak pogodzić owe upiorności dawnych gabinetów, zwierzęce wycie pacjentów pani Józefy, wyszarpywanie zębów, ekstrakcje korzeni, łyżeczkowanie i dłutowanie, całe te dwustuletnie krwawe zapusty na fotelach dentystycznych - z niewieścią łagodnością, delikatnością, falującym nad głową pacjenta kształtnym biustem?

W oczach pana profesora zapalają się błyski. - To pan ich nie zna. Kobiety w białych kitlach w gabinetach stomatologicznych, nawet te wyglądające najbardziej niewinnie, są znacznie bardziej brutalne i bezwzględne niż mężczyźni. Istoty, łagodne istoty, które w życiu prywatnym potrafią dać nam wspaniałą rozkosz - tu bez wewnętrznego oporu każą znosić ból. Stojąc przy fotelu dentystycznym nie cofną się przed niczym, sięgną po każde narzędzie, każde szczypce, każdy świder. Wiedzą, że tak trzeba. Że to nie czas i miejsce okazywania litości. Z tego punktu widzenia tamta decyzja naszego uniwersytetu o dopuszczeniu pani Józefy do wiertła i kleszczy była jak najbardziej słuszna.

Leszek Mazan

dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski