MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cud przebudzenia

Redakcja
Karolina Klimek z mamą Fot. ANNA KACZMARZ
Karolina Klimek z mamą Fot. ANNA KACZMARZ
Kilka dni temu 16-letnia Paulina Sztucka z Głubczyc na Opolszczyźnie obudziła się z 9-miesięcznej śpiączki. Zapadła w nią podczas skomplikowanego zabiegu usunięcia guza mózgu. Operację przeprowadzali lekarze z oddziału neurochirurgii dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. Guz był praktycznie nieoperacyjny, bo żeby go usunąć, trzeba było wyciąć także fragment pnia mózgu, decydujący o wielu istotnych funkcjach życiowych. - Liczyliśmy się z konsekwencjami, ale nie było wyboru. Dziewczynę przywieziono w stanie krytycznym, tylko operacja mogła jej uratować życie - tłumaczył doc. Stanisław Kwiatkowski, ordynator oddziału neurochirurgii w USD. Gdy Paulina nie wybudziła się z narkozy, rodzice zabrali ją do domu i starannie pielęgnowali, wierząc, że córka kiedyś do nich powróci. Wierzyli tylko oni. Z medycznego punktu widzenia mała pacjentka nie miała szans. Praktyka wskazuje, że tak poważne uszkodzenia pnia mózgu kończą się śmiercią. Tymczasem, wbrew logice i doświadczeniu lekarzy, dziewczynka niespodziewanie, po 9 miesiącach śpiączki, odzyskała świadomość i bardzo szybko wraca do zdrowia i sprawności.

Karolina Klimek z mamą Fot. ANNA KACZMARZ

Ani u Karoliny, ani u Pauliny żadne symptomy nie zapowiadały powrotu do zdrowia. Lekarze nie mieli nadziei. U obydwu rezonans magnetyczny mózgu nie zapowiadał przełomu. A jednak w krótkim odstępie czasu obudziły się z głębokiej śpiączki…

Kilka miesięcy przed nią na tym samym oddziale neurochirurgicznym USD wybudziła się z czteromiesięcznej śpiączki 12-letnia wówczas Karolina Klimek z Krakowa.
Została potrącona przez samochód. Przeleciała ponad 20 metrów w powietrzu i spadła obok drogi, jak worek cementu. Bez żadnych zewnętrznych obrażeń, ale też bez świadomości i czucia.
Gdy się to stało, jej mama, Wioletta Klimek, była w pracy. Prowadziła w Krakowie sklep, a wypadek zdarzył się w Masłomiący, w pobliżu ich domu. Odebrała telefon i usłyszała: "Twoja córka nie żyje!".
- Rzuciłam wszystko, wsiadłam w auto i jak wariatka pędziłam do domu. Nie uwierzyłam, że Karolina zmarła. Wiedziałam, że muszę ją ratować - opowiada pani Wioletta.
- Ostatnie, co pamiętam z tamtego dnia, to mój powrót ze szkoły do domu - Karolinka mówi powoli, ale bardzo wyraźnie. - Wsiadłyśmy razem z kuzynką Andżeliką do autobusu. Śmiałyśmy się. I to wszystko, więcej nic.
Wysiadła na swoim przystanku, obok stawów. Był słoneczny dzień, początek października. Oślepiona słońcem wyszła zza autobusu i wtedy najechał na nią wielki dostawczy samochód.
- Szczęście w nieszczęściu, że kierowca nie uciekł, poczuwał się do odpowiedzialności i zaraz zadzwonił po karetkę. Pobiegł też do pobliskiego domu, gdzie mieszka pielęgniarka, pani Kazia. To ona udzieliła córce pierwszej pomocy i utrzymywała ją przy życiu do czasu przyjazdu karetki.__A karetka przyjechała dopiero po 20 minutach - opowiada Wioletta Klimek. - Nim nadjechała, ktoś litościwy przykrył moje dziecko narzutą. Stąd pewnie ten rozpaczliwy telefon, że została zabita.
Karetka zawiozła dziecko na oddział intensywnej opieki medycznej do szpitala w Prokocimiu.
- Szanse były niewielkie, ale były - mówi doc. Kwiatkowski. - Dziecko pozostawało bez przytomności. Rezonans pokazał nam, że doszło do urazu górnej części pnia śródmózgowia. Efektem jest nie tylko głęboka utrata przytomności, zaburzenia świadomości i brak kontaktu z otoczeniem, ale też zaburzenie koordynacji funkcji wegetatywnych: oddychania, temperatury ciała i napięcia mięśniowego. Tak właśnie z nią było. W tym okresie, zwanym burzą wegetatywną, istnieje ogromne zagrożenie życia, bo__dochodzi do zaburzeń oddychania i krążenia. Dramatycznie podnosi się również napięcie mięśniowe, a to powoduje, że chory leży w charakterystycznym łuku i z tym trudno sobie poradzić.
Uszkodzenie pnia mózgu. Tak powiedzieli matce lekarze. Zasugerowali, żeby żegnała się z dzieckiem, bo już nic nie da się zrobić. Nie uwierzyła. W ogóle nie przyjęła do wiadomości, że może stracić córkę.
- Dobrze wiedziałam, że "góra" nam pomoże - pani Wioletta wskazuje palcem sufit.
Wtedy powiedziała tak lekarzowi, a on się litościwie uśmiechnął. Jak pomoże - spytał - jeśli tu nic nie da się zrobić! Niech pani niepotrzebnie nie trzyma się złudzeń.
- Ale ja wierzyłam. Często miewam sny, które potem sprawdzają się w życiu. Nauczyłam się ich słuchać. Wiem, że przeczuć nie należy lekceważyć. Z drugiej strony rozumiem lekarzy. Widzieli wiele takich przypadków, jak Karoliny, które zakończyły się śmiercią. Widzieli rodziców, którzy czepiają się każdej nadziei, nie chcąc uwierzyć w najgorsze. Skąd mieli wiedzieć, że akurat moja Karolina będzie wyjątkiem? - mówi Wioletta, głaszcząc córkę po ręce.
Doc. Kwiatkowski przyznaje, że choć dziś efekty leczenia urazów mózgu są lepsze, to i tak jest tylko niewielki odsetek przypadków, gdy z pourazowego, potwierdzonego w rezonansie, uszkodzenia pnia mózgu pacjentowi udaje się wyjść w dobrej formie.
Karolina leżała jak kłoda. Nie przełykała, była karmiona sondą. Wyginała się w łuk i krzyczała z bólu.
- Stosuje się różne leki, w skrajnych przypadkach zwiotczenie ogólne pavulonem. W jej przypadku postanowiliśmy podawać lek wprost do kanału kręgowego. Założyliśmy jej dren i przez kilka dni podawaliśmy baclofen bezpośrednio do rdzenia kręgowego. To znakomicie obniżyło napięcie mięśniowe, ale też zdecydowało o przełomie - mówi doc. Kwiatkowski. - Karolina weszła w okres przejściowy, w którym nadal brak reakcji ze strony pacjenta, ale już nie ma tych spastycznych, bólowych napięć. Niestety, zwykle na tym się kończy i okres przejściowy przechodzi w okres trwały. Pacjenci pozostają w stanie wegetatywnym, bez kontaktu z otoczeniem. Niezwykle rzadko dzieje się tak jak z Karoliną: odzyskują świadomość i sprawność ruchową. Aż trudno nam uwierzyć, patrząc na rezonans jej mózgu. Jednak okazuje się, że inne, nieuszkodzone obszary mózgu mogą przejąć zaburzone funkcje i uzupełnić braki. Może powstać sieć neuronalna, która wytworzy nowe połączenia__w mózgu, omijając te, które zostały przerwane.
Karolina spędziła w szpitalu osiem miesięcy. Jednak świadomość odzyskała znacznie wcześniej - po czterech.
- Był 25 stycznia. Siedzieliśmy z moim tatą, jak zwykle, przy jej łóżku. A ona zaczęła się budzić. "E, e, e" - jęczała. "Ela" - podpowiadałam, bo bardzo chciałam, żeby wypowiedziała jakieś logiczne słowo. Wtedy jeszcze nie udało się. Ale gdy wychodziliśmy z ojcem około 23 ze szpitala, byłam pełna nadziei. A na szpitalnym parkingu okazało się, że moje auto ma wybite wszystkie szyby, z przednią włącznie. Kiedy to zobaczyłam, zamiast się zdenerwować, rzuciłam się tacie na szyję śmiejąc się i płacząc: tato, cudownie, Karolina będzie zdrowa, patrz, ile potłuczonego szkła, to znak, to na szczęście! - na wspomnienie tamtego dnia Wioletta jeszcze dziś się wzrusza.
Obecnie Karolina w trybie indywidualnym ukończyła 5. klasę szkoły podstawowej. Dostała świadectwo z czerwonym paskiem.
Jest cichutka, spokojna i małomówna, ale jej mama mówi, że zawsze taka była. Kiedy przywiozła ją ze szpitala, nawet nie umiała się samodzielnie przewrócić z boku na bok. Wioletta zrezygnowała z pracy, żeby się zajmować córką. Dziś Karolina chodzi, z niewielką tylko pomocą. Jej mama wierzy, że będzie zupełnie samodzielna.
-**Lekarze Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego zrobili dla mojego dziecka tak wiele, że nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności - powiada Wioletta Klimek. - Kiedy po trzech tygodniach Karolina była przenoszona z oddziału intensywnej terapii na neurochirurgię, opiekująca się nią dr Lankosz powiedziała mi: "Proszę być silną, pani jest jej potrzebna". Te słowa bardzo mi pomogły. Uwierzyłam, że będzie dobrze. Dr Lankosz powiedziała mi także: "Przekazuję córkę w najlepsze ręce" - do doc. Kwiatkowskiego. I rzeczywiście, były to najlepsze ręce. Jestem jej ogromnie wdzięczna, podobnie jak wszystkim lekarzom, którzy walczyli o moje dziecko, a nam dodawali sił i otuchy.

\*\*\*

Ani u Karoliny, ani u Pauliny symptomy nie zapowiadały nic dobrego. Lekarze nie mieli nadziei. A jednak w krótkim odstępie czasu dwie pacjentki tego samego oddziału neurochirurgicznego USD w Krakowie obudziły się z głębokiej śpiączki i powracają do zdrowia.
_- Ludzie są skłonni mówić o cudzie. Ja mówię, że mózg dziecka jest plastyczny, ciągle się rozwija, co umożliwia rekonwalescencję - _tłumaczy doc. Kwiatkowski.
Dziewczynki wracają do zdrowia. Ich przypadki to wielka nadzieja dla rodziców dzieci będących w podobnej sytuacji. Na pewno nie zawsze i nie wszystkich da się uratować, ale jak widać, jest to możliwe.
Elżbieta Borek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski