Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda księdza Jerzego

Redakcja
Jan Paweł II w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu (14 czerwca 1987r.). Z lewej matka księdza Jerzego - Marianna Popiełuszko i ks. Teofil Bogucki, ówczesny proboszcz tej parafii.
Jan Paweł II w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu (14 czerwca 1987r.). Z lewej matka księdza Jerzego - Marianna Popiełuszko i ks. Teofil Bogucki, ówczesny proboszcz tej parafii.
Z ks. ZYGMUNTEM MALACKIM, proboszczem parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie, twórcą Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki, rozmawia Grażyna Starzak

Jan Paweł II w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu (14 czerwca 1987r.). Z lewej matka księdza Jerzego - Marianna Popiełuszko i ks. Teofil Bogucki, ówczesny proboszcz tej parafii.

Czy Ksiądz Proboszcz miał okazję poznać osobiście nowego polskiego błogosławionego?

- Tak, miałem to szczęście. Poznałem księdza Jerzego w 1969 roku w seminarium. Przez rok mieszkaliśmy w jednym pokoju. Ksiądz Jerzy właśnie wrócił z wojska. Był dla nas bohaterem, tak jak inni klerycy, którzy odbywali zasadniczą służbę wojskową w specjalnych jednostkach.

- Jak Ksiądz go zapamiętał?

- To trudne pytanie. Gdybym wówczas wiedział, że w przyszłości będę przy jego beatyfikacji, że stanę się niejako kustoszem jego grobu, tobym pewnie robił notatki, opisując wrażenia ze spotkania. Jednak pewne szczegóły z naszego kleryckiego życia utkwiły mi w pamięci. Zapamiętałem księdza Jerzego jako wesołego, radosnego chłopaka, który szukał towarzystwa innych, ale jednocześnie potrafił być nieobecny, zamyślony. Mieliśmy w seminarium mały ogródek. Spacerowaliśmy tam w kółko. Ksiądz Jerzy chętnie przyłączał się do tych spacerów, żeby porozmawiać, podyskutować. W trakcie tych rozmów dało się odczuć, że był bardzo wrażliwy na ludzkie cierpienie. Być może dlatego, że sam wtedy zaczął chorować. Wojsko odebrało mu zdrowie.

- Kiedy i w jakich okolicznościach spotkaliście się ostatni raz?

- Ostatni raz widziałem go kilkanaście dni przed śmiercią. Byłem wówczas rektorem kościoła akademickiego św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Przyszedł na kawę, żeby się dowiedzieć, jak sobie daję radę w tej roli. W trakcie rozmowy zadałem księdzu Jerzemu kilka pytań, m.in. zapytałem go, czy nie boi się śmierci. Mówiłem, że przecież oni, to znaczy ubecy, mogą go w każdej chwili zamordować. Umiechnął się. Odstawił filiżankę kawy i podniósłszy nieco głowę do góry, zamyślony, ale lekko uśmiechnięty odpowiedział: "Słuchaj, człowiek jakoś tam boi się śmierci, ale ja już się o śmierć ocierałem wiele razy. Ja się nie boję, jestem gotów na wszystko. Zdaję sobie sprawę, że w każdej chwili mogą mnie zamordować, ale się nie cofnę". Tuż przed śmiercią w podobnym tonie wypowiadał się do innych ludzi. Mówił, że jest przygotowany na śmierć. Jestem głęboko przekonany, że on przez ostatnie pół roku, przez rok, wychodząc z mieszkania, przekręcając klucz w zamku, nie wiedział, czy wróci.

- Jak Ksiądz Proboszcz zapamiętał te dni, kiedy dowiedzieliśmy się o zamordowaniu księdza Jerzego przez funkcjonariuszy SB?

- Ta złowroga wieść obiegła Warszawę i Polskę rano, 20 października 1984 roku. Na początku większość z nas w to nie wierzyła. Sądziliśmy, że został porwany, że oni chcieli go zastraszyć. Nie przypuszczaliśmy, że zdobędą się na taki brutalny akt. Mijały godziny, mijały dni i nadzieja, że ksiądz Jerzy żyje, malała. W tym miejscu wspomnę, co się wówczas działo w parafii św. Stanisława Kostki. 20 października od godzin rannych kościół był wypełniony ludźmi. Stali też na placu przed kościołem. Modlili się żarliwie, wieszając na ogrodzeniu robione w pośpiechu transparenty z napisami w rodzaju: "Wielki Boże, wróć nam księdza Jerzego!". Tak było codziennie przez wiele dni. 30 października w wiadomościach telewizyjnych gen. Kiszczak powiedział, że ciało księdza Jerzego wyłowiono z Wisły. W tym czasie kończyła się wieczorna msza św. w kościele św. Stanisława Kostki. Wiadomość o tym najpierw dotarła do księży, którzy byli w zakrystii. Nie wiedzieli, jak to powiedzieć modlącym się w kościele ludziom. W końcu jeden z księży wyszedł i łamiącym się głosem zaczął czytać oficjalny komunikat, że ksiądz Jerzy nie żyje. Zanim skończył, został otoczony przez tłum, który krzyczał, szlochał, złorzeczył komunistom. Odczytanie komunikatu musiał dokończyć drugi ksiądz. Kolejny, żeby nieco uspokoić wzburzony tłum, zaczął mówić modlitwę "Ojcze nasz". Ludzie po chwili dołączyli do niego. Jednak, gdy doszli do momentu "i odpuść nam nasze winy, jako my odpuszczamy naszym winowajcom" zaległa grobowa cisza. To zdanie nie mogło ludziom przejść przez gardło. Ksiądz kilka razy powtarzał ten fragment modlitwy sam. Bodajże za czwartym razem ludzie powtórzyli "jako my odpuszczamy naszym winowajcom". Kiedy rozmawiam dzisiaj, z niektórymi uczestnikami tej mszy św. to oni mówią: "Proszę księdza, to była najtrudniejsza modlitwa w moim życiu". Wierzę im. Nie jest łatwo przebaczyć nieprzyjacielowi, który zadaje ból, zadaje cierpienie. Zawsze jednak przypominam, że bez przebaczenia nie ma chrześcijaństwa. Przebaczenie jest konieczne, żeby realizowała się miłość Boga, żeby realizowało się Boże miłosierdzie.
- Czy Ksiądz był na pogrzebie kapelana "Solidarności"?

- Oczywiście, uczestniczyłem w pogrzebie księdza Jerzego, razem z 800-tysięczną rzeszą ludzi. Niektórzy mówią, że było ich milion. Na pewno nie mniej niż 800 tysięcy. Wszystkie ulice przyległe do kościoła św. Stanisława Kostki były zatłoczone. Cały plac Wilsona. Są zdjęcia, na których widać ludzi stojących nawet na dachach domów. Cały parkan okalający kościół był obwieszony transparentami, na których poszczególne środowiska i osoby wypisały to, co czuły. Pamiętam, że studenci prawa Uniwersytetu Warszawskiego trzymali transparent z napisem: "Nigdy nie zapomnimy". Pogrzeb księdza Jerzego był wielkim wydarzeniem. Większość z nas tam obecnych już wtedy uważała go za świętego, za męczennika. Ludzie zachowywali się bardzo godnie. To nie była manifestacja. Nie było żadnych okrzyków. To była jedna wielka modlitwa, w wielkim skupieniu. Taki przebieg pogrzebu był zwycięstwem księdza Jerzego. W tym miejscu dodam, że przed ceremonią ludzie masowo się spowiadali. Niektórzy po raz pierwszy od kilkunastu lat. To był cud! Cud księdza Jerzego. W ten sposób, w dniu pogrzebu, rozpoczął się jego kult.

- Ile osób odwiedziło grób księdza Popiełuszki w ciągu tych ponad 25 lat, jakie minęły od jego śmierci?

- Od dnia pogrzebu grób nawiedziło ok. 18 milionów osób. Wśród nich dwóch papieży - Jan Paweł II i Benedykt XVI, kardynałowie i biskupi z całego świata. Przy grobie byli m.in. prezydent USA George Bush, była premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Havel, były premier Włoch Giulio Andreotti, premier Węgier Victor Orban, prezydent Gruzji Michał Saakaszwili i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering. Mnie szczególnie ucieszyła wizyta delegacji Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Wśród odwiedzających grób byli mieszkańcy 134 krajów. Przyjeżdżają tu, co zrozumiałe, pielgrzymi z całej Polski. W grupach, z pocztami sztandarowymi, pojedynczo. Młodzi i starzy. Ja sam jestem przy grobie codziennie. Ostatnio dyskretnie obserwowałem mężczyznę w sile wieku, który wysiadł z eleganckiego samochodu, zapalił wielki znicz i długo się modlił. Pomyślałem, że pewnie za wstawiennictwem ks. Jerzego powierzył jakąś cząstkę swojego życia Bogu. Była też kobieta, która modliła się przy 20-stopniowym mrozie i złożyła na grobie pąsową różę. Jan Paweł II kilka dni po śmierci księdza Jerzego mówił: "aby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z krzyża Zmartwychwstanie". Tak się stało. Z męczeńskiej śmierci, z przelanej krwi księdza Jerzego rodzi się dobro, wielu ludzi doznaje łask. W naszym archiwum mamy ponad 300 świadectw o uzdrowieniu, nawróceniu. Niektóre są wręcz wstrząsające. Ci wszyscy, którzy tu przyjeżdżają, są jakąś cząstką tego wielkiego misterium, jakie Bóg dokonuje za wstawiennictwem księdza Jerzego.
- A jakie łaski uprasza za wstawiennictwem księdza Jerzego proboszcz związanej z nim parafii?

- Ponieważ ksiądz Jerzy miał za życia charyzmat jednoczenia ludzi, tym bardziej po śmierci może on wyjednać łaskę zjednoczenia wszystkich Polaków - w imię wiary i miłości do ojczyzny. O taką łaskę proszę go w modlitwie.

- Do archidiecezji warszawskiej napływają prośby o relikwie księdza Jerzego. Czy zapadła już decyzja, kto je otrzyma?

- Relikwie po beatyfikacji trafią na pewno w dwa miejsca: 6 czerwca do Świątyni Opatrzności Bożej, a tydzień później, 13 czerwca zostaną wprowadzone do naszego kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Pierwotnie pomysł był taki, żeby relikwie złożyć na stałe pod ołtarzem w tym kościele, ale nie zgodził się na to Watykan. Kościół pw. św. Stanisława Kostki będzie miał więc relikwiarz przenośny. Relikwie otrzymają też kościoły pod jego wezwaniem w Suchowoli, Toruniu, Włocławku i Bydgoszczy. Jest ogromne zapotrzebowanie na relikwie nowego błogosławionego, do kurii warszawskiej zgłaszają się w tej sprawie nie tylko parafie z całego kraju, ale również z całego świata, m.in. Ugandy, Boliwii czy Peru. Z uzyskaniem relikwii księdza Jerzego będzie jednak duży problem, ponieważ jest ich niewiele. Od warszawskiej kurii będzie zależało kiedy, komu i w jaki sposób się je przekaże.

- Co zdaniem Księdza Proboszcza powinniśmy zapamiętać z przesłania nowego błogosławionego?

- Ksiądz Jerzy jest błogosławionym naszych czasów. Był kapłanem, który odczytał wolę Bożą i spełnił ją do końca za cenę własnego życia. Kierował się zasadą: "zło dobrem zwyciężaj". To jest ważne, bo zło jest w każdym człowieku, także w narodzie. Nie wolno zwyciężać zła złem, bo wtedy ono się potęguje. Tworzy się łańcuch zła - aby go przerwać, trzeba się zdobyć na dobro, miłość, przebaczenie. Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba odróżniać zło od dobra. Tego nas uczy ksiądz Jerzy.

Bardzo mocno i często mówił o prawdzie, jako niezbywalnej wartości życia ludzkiego. Mówił to w kontekście kłamstwa komunistycznego, kłamstwa, które było częścią tamtego systemu, w którym żył. Jest to jednak aktualne także i dzisiaj. Prawda jest trudna. Prawda jest wymagająca. Trzeba umieć odsiewać plewy od ziarna. Za prawdę oddał życie ksiądz Jerzy.

Mówił o wolności - w kontekście zniewolenia przez system komunistyczny. Pytanie, czy jesteśmy wolni, jest aktualne również dziś. Czasem myślę, że wówczas, w systemie zewnętrznego zniewolenia, byliśmy wewnętrznie bardziej wolni niż dziś.

Mówił wreszcie ów kapłan, tak czczony przez ludzi pracy, o solidarności, nie tylko przez duże "S", mówił też solidarności ludzkich serc i ludzkich umysłów. Gdyby spojrzeć przez ten aspekt jego nauczania, dostrzeżemy, jak bardzo jesteśmy dziś podzieleni i jak bardzo potrzebujemy solidarności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski