Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda w Łagiewnikach się zdarzają, choć Bóg nie potrzebuje reklamy

Grażyna Starzak
Dzięki modlitwom do świętej Faustyny wielu chorych odzyskało zdrowie
Dzięki modlitwom do świętej Faustyny wielu chorych odzyskało zdrowie repro. Adam Wojnar
– Siostro Faustyno, zrób z tym coś – poprosiła Maureen Digan, której groziła amputacja nogi. Jakież było jej przerażenie, gdy sina, opuchnięta kończyna w tym samym momencie przestała boleć. Lekarze nie potrafili naukowo wytłumaczyć tego wyzdrowienia

Ciężko chora Amerykanka, Maureen Digan, strasznie cierpiała. Straciła już nadzieję na wyleczenie. Jej mąż, po obejrzeniu filmu o Faustynie Kowalskiej, postanowił przyjechać z kobietą do Łagiewnik. Zanim przybyli do Krakowa w 1983 r. pani Digan amputowano nogę. Zagrożona była także druga. W sanktuarium w Łagiewnikach chora, wsparta na ramieniu męża, stanęła przy grobie świętej zakonnicy.

„Siostro Faustyno, zrób coś z tym” – wyszeptała Maureen. I zaraz potem przeraziła się. Jej noga, która z powodu choroby była bardzo obolała, z silnym obrzękiem, w jednym momencie przestała boleć. – Skurczyła się tak, tak, że pani Digan poczuła, jak but jej spada. Zaczęła go wkładać i była zszokowana tym, co się stało. Lekarze stwierdzili, że to cud. Jedyny na świecie przypadek ustąpienie objawów choroby, zwanej limphedemą, słoniowacizną – opowiada historię siostra Elżbieta Siepak.

Niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia uzdrowienie Amerykanki stało się podstawą beatyfikacji Faustyny Kowalskiej. Maurren, opisując swoją historię, przyznała, iż zdaje sobie sprawę, że wiele osób będzie sobie zadawać pytanie, dlaczego wyzdrowiała ona, a nie ja albo ktoś z moich bliskich? „Cóż, sama zadaję sobie to pytanie: dlaczego ja, a nie mój chorujący od lat syn?” – odpowiada Maureen Digan.

Dlaczego jeden żarliwie modlący się chory, mimo śmiertelnej choroby żyje, nawet wbrew diagnozom lekarzy, a inny, równie dobry katolik, cierpiący na tę samą chorobę, w krótkim czasie umiera? – Niektórzy modlą się, i jeszcze tego samego dnia otrzymują łaski, o które proszą. Ale są takie przypadki, że Pan Bóg chce obdarzyć człowieka łaską uzdrowienia, ale człowiek nie jest w stanie jej od razu przyjąć. Inni ludzie proszą, a nie otrzymują, bo np. modlą się o złe rzeczy.

Choroba, sama w sobie jest złem, ale bywa, że może owocować dla człowieka większym dobrem, bo Bóg ma taką moc, żeby wyprowadzić dobro ze zła – odpowiada s. Elżbieta Siepak. Podając przykłady tych, którzy niemal natychmiast doznają łaski uzdrowienia, opowiada historię młodego małżeństwa z południa Polski, które przyjechało do Łagiewnik z ciężko chorym dzieckiem. – Położono je na klęczniku, na relikwiach św. Faustyny. I w tym momencie, w obecności wielu ludzi, ono zostało uzdrowione – wspomina zakonnica.

Janina K. z Tęgoborza, czterdziestoletnia gospodyni domowa, przyjeżdża do Łagiewnik od dziesięciu lat. Cztery lata temu lekarze wykryli u niej raka jajnika. Powiedzieli, że konieczna jest operacja, ale nie są pewni jej efektów, bo to „podstępna choroba”. Przed pójściem do szpitala Janina wybrała się na pielgrzymkę do sanktuarium w Łagiewnikach. W księdze próśb napisała tylko kilka słów „siostro Faustyno, dbaj o moje dzieci”. Przed operacją jeszcze raz zrobiono jej specjalistyczne badania. Lekarze nie wierzyli własnym oczom. Jajnik był, co prawda lekko powiększony, ale nie było śladu złośliwego guza. Janina wystąpiła później w telewizji, w programie poświęconym cudownym uzdrowieniom.

Onkolodzy twierdzą, że samoistne cofnięcie się choroby nowotworowej to niezwykle rzadkie zjawisko. Prof. Marek Pawlicki, wybitny krakowski onkolog, zna takie przypadki: –Miałem chorego z ogromnym guzem jamy brzusznej – opowiada. – Wiedziałem, że ten człowiek, bardzo religijny, wybiera się na pielgrzymkę. Trzy dni po powrocie zgłosił się na badania kontrolne. I proszę sobie wyobrazić, że tego guza nie było. Albo inny przypadek. Zniknięcie guza jajnika w trzydzieści sześć godzin po pielgrzymce do Częstochowy.

Żaden z tych przypadków nie jest nigdzie odnotowany, czy tym bardziej udokumentowany, bo co lekarz ma powiedzieć choremu w takiej sytuacji. – Poza tym, trudno wchodzić w psychikę drugiego człowieka po to, aby coś udowodnić. Pan Bóg nie potrzebuje reklamy – mówi.

Słowa „Pan Bóg nie potrzebuje reklamy” usłyszałam wiele lat temu od kardynała Franciszka Macharskiego. Ówczesny metropolita krakowski w ten sposób odpowiedział na moje pytanie, czy to prawda, że zwalczył ciężką chorobę modlitwą za wstawiennictwem s. Faustyny Kowalskiej. Do dzisiaj nie chce o tym mówić. Historię choroby i wyzdrowienia kard. Macharskiego opisuje, opierając się na wypowiedziach znających go osób, Ewa Czaczkowska w wydanej właśnie książce pt. „Cuda świętej Faustyny”.
Nowotwór złośliwy jelita grubego zdiagnozowano u kard. Macharskiego we wrześniu 1992 roku. Miał wówczas 65 lat. – Wiedzieliśmy, że dzieje się coś złego. Kardynał chudł, jadł coraz mniej i tylko potrawy łatwe do strawienia. Nikt jednak nie przypuszczał, że jest tak niedobrze – wspomina na łamach wspomnianej książki kard. Kazimierz Nycz. Konsylium lekarskie zdecydowało o natychmiastowej operacji kardynała.

W jej trakcie okazało się, że guz jest bardzo rozległy. Lekarze nie dawali nadziei, że hierarcha z tego wyjdzie. Jeszcze tego samego dnia biskupi pomocniczy w Krakowie ogłosili komunikat, w którym prosili wiernych o modlitwę za chorego metropolitę, zawierzając jego szybki powrót do zdrowia Bożemu Miłosierdziu. S. Elżbieta Siepak wspomina, że cały łagiewnicki klasztor modlił się w intencji kard. Macharskiego. Po trzech tygodniach rekonwalescencji czuł się już na tyle dobrze, że można go było zawieźć do Księżówki w Zakopanem. To był cud!

Nie mają co do tego wątpliwości znajomi kardynała. Bp Jan Zając, rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, jest pewien, że „pomogła interwencja siostry Faustyny”. – To, że znowu się pojawił w klasztornej kaplicy w Łagiewnikach, mówiło samo za siebie. Znów był aktywny, działał. Podczas beatyfikacji siostry Faustyny już był zdrowy – opowiada Ewie Czaczkowskiej s. Elżbieta Siepak. Jeden z trzech arcybiskupów seniorów archidiecezji krakowskiej ma obecnie 87 lat. Kilka dni temu przewodniczył mszy św. w łagiewnickiej bazylice.

Prof. Antoni Dziatkowiak, wybitny kardiochirurg, z całą pewnością może stwierdzić, że u niektórych chorych wiara, dyktowana przekonaniami religijnymi, ma duży wpływ na szybszy powrót do zdrowia. – Niezależnie czy chory był chrześcijaninem, katolikiem, protestantem, czy muzułmaninem. Dotyczy to nawet ateisty, jeśli wierzył w coś, co było motywem przewodnim w jego życiu.

S. Elżbieta Siepak przypomina sobie historię protestanta, który był chory na raka mózgu. Przed pierwszą operacją, gdy żona katoliczka wspomniała mu, aby prosił siostrę Faustynę o pomoc, on z dystansem, niedowierzaniem słuchał tych słów. Operacja się udała, ale po pewnym czasie nastąpił nawrót choroby. Ponieważ guz naciskał na tę część mózgu, od której zależy ostrość naszego wzroku, ów człowiek zaczął ślepnąć. Lekarze stwierdzili, że konieczna jest druga operacja. Chory, jadąc do sali operacyjnej, zabrał ze sobą obrazek siostry Faustyny. Tym razem był przekonany, że jej wstawiennictwo pomoże mu. Kiedy otwarto głowę, okazało się, że nie ma raka. – Wszyscy byli zaszokowani – mówi s. Elżbieta.

Codziennie, o godz. 15, niezależnie od pory roku, kaplica łagiewnickiego klasztoru, gdzie znajdują się relikwie siostry Faustyny, jest pełna ludzi. Odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia, niektórzy ukradkiem wycierają łzy, spływające po twarzy. Powtarzając słowa: „Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”, każdy w myśli wymienia osobiste intencje modlitwy. O co proszą Boga za pośrednictwem świętej z Łagiewnik? Wystarczy zajrzeć do wyłożonej w przedsionku kościoła księgi: o zdrowie dla „najukochańszej wnuczki ”, o pracę „dla Marysi i Staszka”, o „uratowanie mojego małżeństwa”, o „pomyślne zdanie egzaminów”.

W księdze, która zapełnia się czasem już w ciągu tygodnia, wpisano też podziękowania: za „szczęśliwe rozwiązanie”, „za cud przeżycia poważnej operacji”, za „łaskę nawrócenia”. Zapisów przybywa, a w klasztornym archiwum darów wotywnych. Te, wystawione w ponad trzydziestu gablotach, są tylko drobną cząstką srebrnych serduszek, różańców, korali, obrączek oraz innych przedmiotów darowanych w podzięce za uzdrowienie z choroby, nawrócenie, wyzwolenie z nałogu itp. Jednym z bardziej oryginalnych jest 2,5 metrowej wysokości krzyż, górujący nad bazyliką w Łagiewnikach. Ufundowało go młode małżeństwo z Krakowa w podzięce za dar rodzicielstwa.

***

Lekarze, niezależnie od narodowości i wyznania, są zgodni co do tego, że z ciężkiej choroby trudno jest się wyleczyć poprzez żarliwą modlitwę. Można natomiast, modląc się, wspomóc terapię i wzmocnić odporność organizmu. W USA prowadzono badania, które dowiodły, że w organizmach osób regularnie uczęszczających na msze stężenie interleukiny – substancji uodparniającej na infekcje – jest dwa razy wyższe niż u ludzi niepraktykujących. Amerykańscy lekarze zaobserwowali również, że ci pacjenci, którzy czerpali siłę duchową z wiary, rzadziej chorowali na nadciśnienie i trzy razy częściej niż inni przeżywali operacje na otwartym sercu.

Nawet najwięksi sceptycy przyznają, że modlitwa, udział w nabożeństwach działa na chorych, będących wyznawcami jakiejś religii, jak psychoterapia, sugestia czy placebo. Wzmacnia procesy fizjologiczne i efekty terapeutyczne. A wówczas organizm człowieka lepiej radzi sobie z chorobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski