Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cywilny supersztab niepotrzebny

Redakcja
W ostatnich miesiącach przyspieszeniu uległ program profesjonalizacji sił zbrojnych. Obok modernizacji armii to najważniejszy cel obecnego kierownictwa MON. Ze względu na zakres tych przeobrażeń konieczne są odpowiednie zmiany przepisów, opracowanie przystającego do nowej rzeczywistości budżetu, dostosowania do niej liczebności i kształtu sił zbrojnych, oszacowanie i weryfikowanie istniejących zagrożeń. Tym, co również musi się zmienić, jest sposób kierowania i dowodzenia armią.

Jak zwykle przy okazji reformy pojawiła się grupa ekspertów niezadowolonych z tempa zmian i nawołujących do podejmowania radykalnych kroków. Tymczasem nie istnieje jeden, uniwersalny model kierowania siłami zbrojnymi, który wystarczy skopiować, aby wszystko doskonale funkcjonowało. Każde państwo organizuje obronę narodową na swój sposób, uwzględniając system polityczny, tradycje i doświadczenia, kształt sił zbrojnych czy stosunki z sąsiadami, a nawet sposób zarządzania przemysłem obronnym.
Polska również stosuje własne rozwiązania. Najważniejszym czynnikiem determinującym ten proces jest konstytucja. Zatem "rewolucyjne" podejście do systemu kierowania i dowodzenia armią wymagałoby zmian w konstytucji, a to już posunięcie o charakterze ustrojowym.
Kwestie sporne
Spór o sposób kierowania siłami zbrojnymi ogniskuje się wokół dwóch powiązanych kwestii: roli ministra obrony oraz miejsca i zadań Sztabu Generalnego WP i pozostałych dowództw w strukturze MON.
Minister obrony to stanowisko polityczne, o ogromnym zakresie odpowiedzialności. Jeśli urząd ten ma właściwie spełniać swą rolę, minister nie powinien być przeciążany sprawami bieżącymi, lecz skoncentrować się na zapewnieniu właściwego nadzoru nad całością spraw obronnych. Zwolennicy rozwiązań radykalnych chcieliby jednak, żeby minister był bezpośrednim dowódcą sił zbrojnych, pełniącym tę funkcję poprzez kilku (lub kilkunastu) wojskowych, równorzędnych w tym sensie, że jeden z nich byłby nominalnie wskazany jako najważniejszy, ale nie miałby bezpośredniego wpływu na pozostałych. Takim "numerem 1" miałby być szef Sztabu Generalnego WP, ─ sztabu pełniącego funkcję naczelnego organu planowania strategicznego, ale pozbawionego wpływu na dowodzenie operacyjne i sprawy bieżące wojska.
Jest jednak sporo wad takiego rozwiązania, zwłaszcza brak rzeczywistego wojskowego szefa obrony, takiego jak ci, którzy funkcjonują w strukturach resortów obrony naszych sojuszników. Aby ten problem zilustrować, wystarczy zadać pytanie: do kogo w takim systemie powinien zwrócić się przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO lub sojuszniczy strategiczny dowódca operacyjny w sprawach wymagających pilnych konsultacji? Nominalnie - do szefa Sztabu Generalnego WP jako tzw. szefa obrony. Gdyby jednak ta osoba była szefem jedynie komórki planistycznej, nie mogłaby być równorzędnym partnerem do dyskusji o bieżących sprawach operacyjnych. To tylko jedna z kwestii spornych.
Sam proces decyzyjny byłby rozproszony i wydłużony. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na kilku równorzędnych dowódców w siłach zbrojnych, ministrowi przypadłaby rola koordynatora. Zapewnienie właściwej koordynacji i nadzoru wymusiłoby z kolei utworzenie czegoś na kształt "sztabu ministra nad siłami zbrojnymi". Innymi słowy, musiałby powstać cywilny supersztab, czyli struktura generująca etaty i pochłaniająca środki potrzebne na modernizację i profesjonalizację.
Zatem skutecznym i konstytucyjnym rozwiązaniem na dziś jest sztab generalny, pełniący funkcję planisty strategicznego i organu koordynującego oraz nadzorującego siły zbrojne. Taki podział zadań pozwala ministrowi efektywnie kierować siłami zbrojnymi. Dzisiejszy Sztab Generalny jest częścią MON i pozostaje w sferze wpływu ministra, co byłoby niemożliwe w przypadku przyjęcia modelu równorzędnych dowództw sił zbrojnych. Taka degradacja sztabu osłabiłaby cywilną kontrolę nad armią.
Kolejne kroki
Nikt nie twierdzi natomiast, że to już koniec zmian. Doskonalenie systemu dowodzenia jest procesem ciągłym. Obecne działania zmierzają do "spłaszczenia" struktury dowodzenia i pełnej integracji wszystkich jej elementów. Pamiętajmy jednak, że utworzenie stanowiska szefa Sztabu Obrony, któremu podlegaliby szef Sztabu Generalnego, dowódcy rodzajów sił zbrojnych, dowódca operacyjny i szef Inspektoratu Wsparcia, wymagałoby wprowadzenia zmian w konstytucji. I choć nie da się tego zrobić jutro, pewne prace zostały już w tym przypadku podjęte.
Dalsze zmiany usprawniające dowodzenie siłami zbrojnymi zostaną wdrożone, gdy okaże się to potrzebne. I tak przewiduje się doskonalenie wszystkich zasadniczych obszarów dowodzenia: bieżącego i operacyjnego, w tym dowodzenia operacjami specjalnymi oraz wsparcia. Dowództwa rodzajów sił zbrojnych będą stopniowo "odchudzane" i łączone, aż do utworzenia dowództwa sił zbrojnych ─ Kolegium Dowódców, podporządkowanego Sztabowi Generalnemu lub Sztabowi Obrony. Likwidowane będą szczeble pośrednie, takie jak okręgi wojskowe. Zmniejszona zostanie również liczba Wojskowych Sztabów Wojskowych oraz Rejonowych Komend Uzupełnień i zmienią się ich zadania.
Emocje wzbudza też dyslokacja dowództw. Tymczasem służy ona lepszej ochronie wojsk i sztabów. Przypomnę, co się stało 11 września 2001 r. w USA, kiedy porwany przez terrorystów samolot uderzył w Pentagon, gdzie zgrupowane są wszystkie niemal dowództwa Sił Zbrojnych USA oraz pion cywilny Departamentu Obrony. Inne argumenty to potrzeby operacyjne, a także wskazania ekonomiczne i społeczne, bo np. na miejscu przeniesionego z warszawskiej Cytadeli Dowództwa Wojsk Lądowych ulokowane zostanie Muzeum Wojska Polskiego i wiele innych instytucji, gnieżdżących się w różnych miejscach w Warszawie.
Jeśli chodzi o koszty tej operacji, to należy pamiętać, że dowództwa te wchodzą do obiektów istniejących, wymagających niewielkiej modernizacji i przystosowania do funkcji, które mają pełnić. Przykładem jest Dowództwo Wojsk Specjalnych dyslokowane do Krakowa, do kompleksu w Pychowicach.
Jeśli chodzi o projekt budowy tzw. polskiego Pentagonu, został zarzucony m.in. z powodu olbrzymich kosztów. Zresztą w dobie dostępu do wysoko rozwiniętej informatyki i zastosowania elektronicznych środków dowodzenia nie ma najmniejszych problemów ze skoordynowaniem planowania i kierowania operacjami połączonymi z udziałem ośrodków decyzyjnych, których siedziby są od siebie oddalone. Kwestią bardziej złożoną jest sposób prowadzenia treningów i ćwiczeń, tak aby zintegrować system. Przykładem, że mimo dyslokacji można to robić z powodzeniem, są dowództwa NATO: Operational Joint Force Command ulokowane jest w Brunssum, w Holandii; jego komponent lądowy - w Heidelbergu, w Niemczech, lotniczy w Ramstein, również w Niemczech; za to morski - aż w Northood, w Wielkiej Brytanii. A system ten sprawdza się w praktyce.
Najważniejsze jest jednak, by wprowadzane zmiany zapewniły sprawne kierowanie siłami z brojnymi, a ciągłość dowodzenia nie została zachwiana.
Mieczysław Bieniek
***
Autor jest generałem broni, radcą w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski