Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Przygotowania do nadchodzącej zimy zajmowały czas już od końca wiosny. Przesadzam? Trzeba było przecież ściągnąć z lasu trzydzieści kubików drewna pociętego już, co prawda, na klocki, ale wymagającego jeszcze dodatkowo porąbania na bierwiona mieszczące się w drzwiczkach pieca.
Jak już kiedyś pisałem, służyło temu siedem (!) siekier, każda przeznaczona do innego gatunku najczęściej przez nas spalanej brzeziny. Jedną, jak góralską "rąbanicką”, wywijałem niby piórkiem, w drugiej zaś – ceniłem właściwe wyważenie powodujące, że przy ciosie spadającym z góry na przygotowany klocek rozbijała go, jakby nie dostrzegając grubości polana. Inną jeszcze unosiłem z trudem, od czasu do czasu dodając sobie krzepy wyzwiskami kierowanymi do potężnego klocka. Dzisiaj nie tylko o takim, ale o żadnym wysiłku myśleć nie mogę. Skończyły się lata traperskie.
Ale jest co wspominać! Nigdy nie zapomnę puszczańskiego krajobrazu, gdy w otoczeniu trzech przygarniętych psów maszerowałem przez zimową gęstwę leśną wśród huku drzew pękających na trzydziestostopniowym mrozie.
A moje pożegnanie z polską Północą! Siedząc za kierownicą żółtego cinquecento sportinga (jeżdżę nim do dzisiaj!) prowadziłem przez cały kraj, nocą, przeszło pięćset kilometrów, zza Białegostoku aż do Rzeszowa, konwój, składający się z czterech samochodów, w tym jednego TIR-a wyładowanego po brzegi książkami. Po drodze przygotowywałem postoje dla całej karawany, dbając o to, by nikt nie pozostał w tyle lub nie zagubił. Wyprawę zwieńczył pełen emocji rozładunek w Rzeszowie.
Myśląc obecnie o tamtym czasie, widzę swoje życie wypełnione po brzegi rozlicznymi wydarzeniami, wizytami ludzi bliskich mi i ważnych, którzy nie pogardzili zaproszeniem do miejsca o najpiękniejszym adresie w Polsce: "Majówka, Gajówka”… A ilu było tych, którzy wspierali mnie w tworzeniu uniwersytetu na ówczesnych Kresach! Zjechał nawet sam premier Włodzimierz Cimoszewicz. Nie można również zapomnieć o nocnych zajazdach przyjaciół wyciągających gospodarza i na samochodowy kulig, i na ognisko rozpalone na polanie w Białowieży, i na rozmowy o Białorusi z wiecznie zbuntowanym Sokratem Janowiczem.
Czas w puszczy spędzony nie był czasem utraconym. Przeciwnie. Pozwalał żyć pełnią życia i cieszyć się jego urodą. Czy to więc dziwne, że tak lubię wspomnienia?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?