Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek dla człowieka

Redakcja
Majeczkę (przy stoliczku ) i jej brata Kubę ( z samochodem) odwiedził św. Mikołaj oraz anioły . Były prezenty i wiele radości. Fot. archiwum fundacji ALMA SPEI
Majeczkę (przy stoliczku ) i jej brata Kubę ( z samochodem) odwiedził św. Mikołaj oraz anioły . Były prezenty i wiele radości. Fot. archiwum fundacji ALMA SPEI
Znana aktorka Małgorzata Królikowska ma pięcioro dzieci, pracę zawodową, rodzinę i jak mówi - doba jest dla niej o wiele za krótka. Ale chciała znaleźć czas na wizytę u chorych dzieci i go znalazła.

Majeczkę (przy stoliczku ) i jej brata Kubę ( z samochodem) odwiedził św. Mikołaj oraz anioły . Były prezenty i wiele radości. Fot. archiwum fundacji ALMA SPEI

WOLONTARIAT. Bycie dla innych to odpowiedź miłości na ból. Tylko ona potrafi przkraczać granice cierpienia.

Do Hospicjum Domowego Alma Spei zabrała córki Julkę i Marcelinę. - Chciałam, żeby dziewczynki zobaczyły kawałek innego życia. Myślę, że to była dla nich ważna podróż. Dużo o tym rozmawiałyśmy i obie córki były bardzo przejęte. Może też trochę zdziwione, bo Maja i Danielek, u których byliśmy to dzieci wesołe. Dają radość swoim bliskim choć są chore i nie ma lekarstwa, które by im pomogło.

Tymczasem rodzice dzieci nieuleczalnie chorych, które są pod opieką domowego hospicjum doskonale wiedzą, co to znaczy poświęcić siebie dla drugiego człowieka, dla swojego dziecka. Wielu z nich już dawno przekroczyło granicę cierpienia, ale za nią znaleźli spokój, pogodzenie i uśmiech. - Podziwiam ich, bo pamiętam, że gdy na użytek prowadzonej przez hospicjum kampanii miałam powiedzieć zdanie: - Pomagajmy dzieciom z hospicjum domowego, by uśmiechały się do końca - dużo mnie to kosztowało, wiedziałam przecież, co się kryje za tymi słowami. Ale, spotkanie z rodzinami chorych dzieci dało mi zastrzyk energii. Postawiło do pionu. I myślę sobie, że tak na prawdę, to ja od nich dostałam więcej, niż im dałam - mówi Małgorzata Królikowska.

Ksiądz profesor Janusz Mastalski z Uniwersytetu Papieskiego JPII w swoim seminaryjnym wykładzie opowiadał o służeniu drugiemu człowiekowi. Podczas seminarium "Człowiek dla człowieka" zwrócił uwagę, że we współczesnym świecie człowiek człowieka na ogół używa. W jakimś celu, po coś. A służba ma sens tylko wtedy, gdy wypływa z serca, jest konsekwentna i systematyczna i nie wykalkulowana.

Tak właśnie działają wolontariusze z Alma Spei. - Zauważyłam, że potrafią wnieść do domu człowieka, także dziecka umierającego, radość życia. Bo oni właściwie rozumieją znaczenie słowa miłość - mówi Małgorzata Królikowska. - Chciałabym, aby moje córki Julcia i Marcelina też odnalazły w sobie potrzebę dawania. Bo tam, gdzie nie ma wrażliwości każdy z nas czuje się samotny, choć nie jest sam.

Dlatego właśnie najważniejszym zadaniem wolontariusza jest znalezienie przestrzeni do spotkania. A spotkanie to dialog. Rodzajem tego dialogu jest także towarzyszenie drugiej osobie z wyczuciem, delikatnością oraz z miłością właśnie.

Ksiądz doktor Lucjan Szczepaniak, kapelan w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu uważa, że wolontariusz nie tylko jest radością, ale też znakiem nadziei. To ktoś wyznaczony przez Boga, aby troszczyć się o drugiego człowieka. Wykonuje swoją posługę z naturalnego odruchu serca, a nie z przymusu. I nie czeka na wdzięczność. - W szpitalu dziecięcym, na oddziale onkologicznym wolontariusz działa samodzielnie - mówi ksiądz Szczepaniak. - Najpierw musi przepracować 20 godzin jako salowy. To jest najprostsza droga do serca chorego dziecka. Dzieci obserwują nową osobę i oswajają się z jej obecnością, nabierają zaufania. Wolontariusz pomaga też w transporcie. Korytarze szpitalne są długie, jest czas, by nawiązać kontakt, by się poznać, zbliżyć. Potem przychodzi pora na towarzyszenie dzieciom poprzez rozmowę. Wyliczono, że lekarz ma na to najwyżej półtorej minuty dziennie, a rozmowa i bycie z dzieckiem to najcenniejszy dar jaki można mu ofiarować. I to jest rola dla wolontariusza.
Kto nim może zostać? Każdy, kto tego pragnie, choć statystyki mówią, że 85 procent kandydatów na wolontariuszy to kobiety. Pomagać innym chcą osoby poszukujące sensu życia, ludzie zranieni, przeżywający kryzys małżeński. Kierują się: altruizmem, ciekawością, chęcią zdobycia zaświadczenia do szkoły, albo przygotowania do zawodu. Chcą doskonalić umiejętności, poszukują zajęcia albo doświadczenia potrzebnego do napisania pracy magisterskiej. Ale najważniejsze, by chcieli ofiarować drugiemu człowiekowi serce. Bo, jak mówi ksiądz Szczepaniak, tylko miłość jest w stanie przekraczać granice cierpienia.

Ważną rolę w wychowaniu do wolontariatu odgrywa rodzina. - Ludzie posługujący innym ludziom zwykle uczą się znaczenia tej posługi w swoim domu - mówi ksiądz dr Grzegorz Godawa, kapelan hospicjum Alma Spei. - Bo to właśnie rodzina powinna dać dziecku wolność. A podstawowym warunkiem dostępu do wolności jest dostęp do prawdy; umysłowej, która daje szansę rzeczywistego poznania siebie, cielesnej wyrażającej się w szacunku do ciała. Ważne jest też wpojenie młodemu człowiekowi zasad moralności po to, by umiał odróżniać dobro od zła. To rodzina wychowuje dziecko do bezinteresownej miłości, do odpowiedzialności i stwarza mu okazje, żeby mogło poczuć się odpowiedzialne i za siebie, i za innych. To z domu wynosi się poczucie obowiązku i umiejętność dobrego wykorzystania czasu. To w domu, ale też w szkole, trzeba uczyć młodych ludzi przestrzegania zasad, pamiętając jednak, że jeśli jest ich w sam raz, to rzeczywiście uczą się je przestrzegać, ale jeśli jest ich zbyt wiele - uczą się je omijać - mówi ksiądz Grzegorz Godawa.

Bywa, że w rodzinach dysfunkcyjnych brakuje miłości. I wtedy wolontariat może wypełnić tę lukę. Ma wtedy walor terapeutyczny. Grzegorz Bobek, koordynator wolontariuszy w hospicjum domowym Alma Spei zapytany, czy pierwsze było hospicjum, czy może wolontariat odpowiedział na sposób religijno-filozoficzny; najpierw była miłość, a potem cierpienie. Następnie role się odwróciły: najpierw był Wielki Piątek, czyli cierpienie a potem Zmartwychwstanie. Tak też jest z wolontariatem; bycie dla innych to odpowiedź miłości na cierpienie. Entuzjazm i radość jaką wolontariusze wnoszą do domów chorych dzieci są doceniane przez wszystkich podopiecznych. Służenie drugiemu człowiekowi daje im poczucie, że robią coś ważnego. Zwłaszcza, że wolontariusze pomagają nie tylko choremu dziecku, ale też rodzeństwu, rodzicom.

Ania, wolontariuszka, mówi, że czasami nikomu w domu chorego dziecka nie wpadnie do głowy, żeby urządzić mu fajne urodziny, bo... ono jest chore. Ale, gdy w progu stanie kolorowa drużyna urodzinowa z tortem, gdy razem zaśpiewają, zatańczą opowiedzą bajkę - dziecko zapomina o chorobie. A o tym, że ono jest chore - choć na chwilę - zapominają też rodzice. I wtedy wreszcie widzą po prostu swoją pociechę, a nie jej schorzenie.
- Ludzie, którzy nie biorą udziału w wolontariacie czegoś nie mają, czegoś im brakuje, choć może nawet nie mają świadomości, że tak właśnie jest - powiedziała Ania. - Dzięki obcowaniu z chorymi dziećmi nauczyłam się doceniać to, że nie jestem od nikogo zależna, że mogę wstać i pójść... Gdybym nie spotkała na swojej drodze chorych dzieci myślałabym, że to co mam ja, mają wszyscy. Dziś wiem, że tak nie jest. Zrozumiałam, że jestem szczęściarą.

Joasia jest dziewczyną z Nowej Huty; towarzyską, zabawową. Często włóczyła się po osiedlu, siadywała z kumplami na ławce, gadali o niczym śmiali się z byle czego. Aż raz spróbowała poświęcić czas czemu innemu. Najpierw stała z puszką i zbierała pieniądze dla dzieci z hospicjum. I zauwazyła, że ludzie chcą pomagać. Więc i ona spróbowała znowu. Dziś wie, że dzięki wolontariatowi odkryła swoje dobre strony, że te chore dzieci pokazały jej właściwa drogę. - Wolontariat pomógł mi pokonać tę drugą, gorszą mnie - mówi.

Natomiast pani Ewa od 23 lat jest wolontariuszką w krakowskim hospicjum św. Łazarza. Przekonala się, że trzeba dać drugiemu nie tylko coś swojego, ale siebie samego. No i trzeba wiele taktu oraz miłości, żeby podnieść poczucie wartości chorego człowieka, a nie zniszczyć jego poczucia godności .

Nie jest jednak ta, że wolontariusze pojawiają się tylko w szpitalach i hospicjach. Można dzielić się swoim czasem i swoimi talentami wszędzie. W Stowarzyszeniu "Siemacha", w jego ośrodkach socjoterapii, działa ponad setka wolontariuszy, którzy pomagają dzieciom z tzw. trudnych środowisk . Zajmują się tym, w czym są dobrzy. Kto zna języki - uczy języków, kto ma osiągnięcia sportowe - prowadzi treningi. Liczy się satysfakcja, przywiązanie podopiecznych i to, że choć nikt nie dawał im szans na sukces - niektórzy kończą studia i pomagają innym potrzebującym.

Z kolei do Fundacji Brata Alberta w Radwanowicach, gdzie pracuje się z osobami niepełnosprawnymi umysłowo zgłosili się więźniowie z zakładu karnego w Trzebini. I okazało się, że skazani odkryli w sobie pokłady dobra. Pewnie, że nie wszyscy są w stanie wytrwać z podopiecznymi fundacji brata Alberta. Ale okazuje się, że nawet więźniowie mają do zaoferowania wiele ciepła, a dzięki wolontariatowi stają się lepszymi ludźmi. Sami nawet nie podejrzewali - jak mówią - że jest w nich tyle współczucia dla chorego człowieka i tyle chęci, żeby pomóc. Ludzie wykluczeni przez prawo uczą się szacunku dla człowieka. Bo wolontariat nie jest zabawą, nie jest zachcianka, ale konkretnym zobowiązaniem wymagającym odpowiedzialności.

- Chciałabym, żeby moje dzieci wychowywały się w prawdziwym świecie, który jest radosny, piękny i fascynujący, ale bywa też smutny - mówi Małgorzata Królikowska. - Żeby rozumiały, że życie w chorobie, i biedzie to też życie. Nie chcę, by odwracały wzrok od zmartwień i trudności, ale żeby z miłości do ludzi nauczyły się przekraczać granice tolerancji, dobra, ale też cierpienia.
Majka Lisińska-Kozioł

[email protected]

Lekcja życia

Rozgrzały mnie te pozornie nieświadome oczy

Rozpaliły światło w niewiedzy i pustce

Dały lekcję życia - banalne - a jednak tak budujące

Maleńkie i tak niewidoczne uśmiechy

Stopiły lód w moim sercu

Nauczyły mnie;

Wiary

Nadziei,

I miłości

Bezwarunkowej

Prawdziwej

Nauczyłam się słuchać ciszy

Szukać każdego obarczonego cierpieniem,

delikatnego

gestu

Nauczyłam się, że każde życie jest tak samo cenne

Nauczyłam się wierzyć

w cuda,

Chcę wierzyć w cuda

Nieme usta wypowiedziały dziękuję

Nie... to ja dziękuję

Sylwia wolontariuszka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski