MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cztery opowieści o prawdzie

Redakcja
Ewangelie, czytane jako reportaże, mogą współczesnemu czytelnikowi sprawić zawód. Nie tylko nie ociekają krwią, ale pełne są mglistych odniesień i niejasnych symboli. Często posługują się językiem poetyckim, a na dodatek różnie opisują to samo wydarzenie.

Andrzej Patuła

J_ednak czy mogło być inaczej? Przecież to nie dzisiejszy wielbiciel tabloidów był adresatem tekstów ewangelicznych. Święty Marek pisał dla rzymskich chrześcijan, którzy nie mieli pojęcia o tym, co wydarzyło się około 30 r.n.e na targanej wiatrem skale w odległej, prowincjonalnej Jerozolimie, na obrzeżach wielkiego cesarstwa. Łukasz kierował swe słowa do tych chrześcijan, którzy z judaizmem nigdy nie mieli nic wspólnego. Mateusz - przeciwnie, pisał dla Żydów, którzy zechcieli uwierzyć w Dobrą Nowinę (Ewangelia - gr. _Euangélion - dobra nowina, od euángelos - przynoszący dobrą nowinę). A Jan spierał się z coraz liczniejszymi gnostykami, którzy podawali w wątpliwość człowieczeństwo Jezusa.
Wszyscy czterej, rzecz jasna, przy pisaniu opierali się na tym samym fakcie i na tych samych, pierwszych, ustnych jeszcze przekazach. Jednak, jak pisze Albert Vanhoye, wykładowca Instytutu Biblijnego w Rzymie, "w różnych grupach, skupionych wokół poszczególnych apostołów, redagowanie całości dokonywało się w dość różnorodny sposób, w zależności od szczegółowych informacji, jakimi te grupy dysponowały, oraz w zależności od rodzaju słuchaczy, do których kierowano każdą z powstających Ewangelii".
Trudno się więc dziwić, że każdy z autorów na co innego zwracał uwagę, co innego podkreślał, a jeszcze co innego pomijał. Dlaczego na przykład św. Jan jako jedyny wspomina o żołnierzu rzymskim przebijającym włócznią bok Pana? Czy tylko dlatego, że Jan był jedynym w gronie ewangelistów naocznym świadkiem śmierci Chrystusa na krzyżu i widział coś, czego inni nie mogli dostrzec?
Bibliści dopowiadają jednak, że Janowi zależało po prostu na podkreśleniu rzeczywistości śmierci Jezusa człowieka, w co wielu pod koniec I wieku wątpiło. Krew i woda, które wypłynęły z rany Jezusa, miały natomiast symbolizować dary, które światu przyniosła śmierć Zbawiciela.
Janowa opowieść jest zresztą pod tym względem wyjątkowa i zdecydowanie odróżnia się od pozostałych, wcześniejszych Ewangelii, zwanych synoptycznymi. Pełna jest alegorii i myśli teologicznych. Poprzednicy piszą na przykład o szatach Chrystusa, którymi pod krzyżem dzielą się żołnierze. Jedynie Jan wspomina o tunice, która była "cała tkana od góry do dołu". "Nie rozdzierajmy jej" - to zawołanie rzymskiego legionisty ma także, jak to u Jana, walor symbolu - zjednoczenia Kościoła wokół krzyża.
W Janowej Ewangelii nie ma natomiast opisu agonii w ogrodzie Getsemani, informacji o zdradzieckim pocałunku Judasza i o ucieczce uczniów. Jan, w przeciwieństwie do swych poprzedników, pomija zupełnie żydowski proces, w którym Chrystus oskarżony był przed Sanhedrynem, milczy także o znieważaniu Jezusa wobec arcykapłana oraz na dworze króla Heroda. W opisie św. Jana nie znajdziemy szyderstw gapiów na Golgocie. Podobnie jedynie ten ewangelista opuszcza pełen bólu krzyk Jezusa: "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?".
Pozostając przy opisie ostatnich chwil Chrystusa, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, o jakich osobach obecnych na Golgocie pisali ewangeliści. I znowuż tylko Jan w gronie stojących obok krzyża wymienia Matkę Jezusa oraz siebie, Jego ucznia, "którego miłował". Według Brunona Maggioniego, autora "Ewangelicznych opowieści o Męce Pańskiej", to także miało swoje znaczenie - służyło podkreśleniu wspólnoty rodzącego się właśnie Kościoła.
Nie tylko Jan przywiązywał wagę do symboli. Łukasz, nieżydowski lekarz i historyk, towarzysz apostoła Pawła, zbierał informacje do swej Ewangelii zarówno w Jerozolimie, jak i w zborze antiocheńskim, pierwszej gminie chrześcijańskiej na terenach pogańskich. Można powiedzieć, że przeprowadził dogłębne badania nad życiem i działalnością Jezusa. Swoją Ewangelię, powstałą w latach 80-85 n.e., pisał do chrześcijan spoza kręgu judaistycznego i może dlatego jego opowieść jest najbardziej ze wszystkich uniwersalna.
Na co Łukasz zwraca uwagę przede wszystkim? Tylko w jego Ewangelii Chrystus, kierując się do Boga, wypowiada znamienne słowa o swoich oprawcach: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Zresztą także w innych miejscach św. Łukasz mówi o odpuszczaniu grzechów. Nie bez przyczyny więc określa się go jako autora "Ewangelii wielkiego przebaczenia".
Podobnie sprawa ma się ze zbawieniem. Bo przecież tylko Łukasz wprowadza na scenę dramatu śmierci Chrystusa postać dobrego złoczyńcy, który prosi: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". Zbawiciel odpowiada nawróconemu: "Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju".
Próżno tego dialogu szukać u innych ewangelicznych autorów. Zarówno Marek, Mateusz, jak i Jan jedynie ledwo wzmiankują o dwóch złoczyńcach ukrzyżowanych razem z Chrystusem. Mateusz podkreśla, że obydwaj Go lżyli, Marek i Jan pozwalają łotrom milczeć.
Bibliści uważają, że to kolejne przesłanie ewangelisty Łukasza - ofiara Jezusa zmienia świat, dokonuje nawrócenia ludzkich dusz. Jeżeli dodać do tego podkreślanie przez tego ewangelistę znaczenia miłości nieprzyjaciół i wagi przebaczania - będziemy mieli obraz "Ewangelii zbawienia", przez wielu określanej mianem "najpiękniejszej książki świata", jak powiedział kiedyś o niej Ernest Renan. Zresztą właśnie ta Ewangelia jest często proponowana jako pierwsza tym ludziom, którzy dopiero przystępują do czytania Pisma Świętego.
O ile Łukaszowa jest najbardziej uniwersalna, o tyle Ewangelia św. Mateusza, jednego z dwunastu apostołów, określana bywa jako najbardziej żydowska spośród wszystkich czterech. Napisana około 85-90 r.n.e. pierwotnie po aramejsku, dopiero później przetłumaczona na grekę, język powszechny na terenach cesarstwa rzymskiego, skierowana była przede wszystkim do Żydów. Obfituje w cytaty ze Starego Testamentu, a wypowiedzi Chrystusa zamieniają się w małe rozprawy na temat Królestwa Bożego. Pełna jest teologicznych interpretacji, ale jej autor ma raczej luźny stosunek do chronologii wydarzeń oraz danych geograficznych. Być może zakładał, że pisząc dla ludzi wychowanych w judaizmie, nie musi dbać o takie szczegóły.
Bibliści podkreślają, że tekst Mateuszowy łączy Nowy Testament ze Starym, choćby przez kilkadziesiąt cytatów z pierwszych ksiąg. Nie bez przyczyny Ewangelia ta, jako jedyna, zaczyna się słowami: "Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama…". Ewangelista mówi w ten sposób, że w osobie Mesjasza spełniają się proroctwa Starego Testamentu, które zapowiadały Jego przyjście.
W opisie wydarzeń na Miejscu Czaszki, czyli Golgocie, zarówno u Mateusza, jak u wcześniejszego o dwadzieścia lat Marka zwraca uwagę to, co działo się w chwili śmierci Zbawiciela. Marek wspomina o mroku ogarniającym ziemię oraz o rozdarciu zasłony przybytku w świątyni jerozolimskiej, miejsca najświętszego ze świętych dla Izraelitów. Mateusz dodaje do tego pękające skały, drżenie ziemi, a także wskrzeszenie wielu zmarłych.
Bardziej racjonalny, a i lepiej wykształcony Łukasz pisze już potem po prostu o zaćmieniu Słońca, czego rezultatem był wszechogarniający mrok. Opis ten staje się przez to o wiele bardziej zrozumiały, biorąc pod uwagę, że wszystko działo się w środku dnia.
Wspomniana Ewangelia św. Marka, najwcześniejsza (ok. 65 r.n.e.), ale i najprostsza językowo, uchodzi za jedno z głównych źródeł, z których korzystali następcy - Mateusz i Łukasz. Euzebiusz z Cezarei w swej "Historii Kościoła", powołując się na biskupa Hierapolis w Azji Mniejszej w latach 130-140 Papiasza pisze, że "Marek, będąc tłumaczem apostoła Piotra, spisał dokładnie wszystko, co mu powiedział - tak w słowach, jak i czynach Chrystusa".
Marek, pomijając dzieciństwo Chrystusa, rozpoczyna opis od chrztu w Jordanie, uczynionym przez Jana Chrzciciela. Mało tu słów samego Syna Bożego, zdecydowanie więcej czynów, głównie cudów. Ewangelista koncentruje się bardziej na tym, czego Jezus dokonał, niż na tym, co mówił.
Znawcy zagadnień nowotestamentowych twierdzą, że Ewangelia św. Marka pisana była przede wszystkim dla rzymskiej społeczności chrześcijańskiej. Może to pomóc zrozumieć, dlaczego św. Marek wyjątkową wśród ewangelistów wagę przykładał do tego, jak zachowywali się żołnierze rzymscy, bądź co bądź wykonawcy strasznego wyroku.
Legioniści na przykład "dawali Jezusowi wino zaprawione mirrą", co było przejawem miłosierdzia. Płyn ten mógł bowiem uśmierzyć ból, jaki cierpiał krzyżowany. Podanie gąbki nasączonej octem (napój rozcieńczony wodą, którym legioniści gasili pragnienie) w oczach ówczesnych czytelników także mogło uchodzić za gest wypływający z dobroci serca.
I wreszcie charakterystyczne słowa setnika, dowódcy rzymskich legionistów, który uznaje boskość Zmarłego: "Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym". Ten swoisty akt wiary poganina, cesarskiego dowódcy, jest charakterystycznym rysem Markowej opowieści. Nawiązuje przy tym do szyderstw kapłanów żydowskich, którzy, aby uwierzyć, chcieli zobaczyć Chrystusa schodzącego z krzyża.
Znamienne, że Marek swej opowieści nadaje tytuł: "Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym". Można przypuszczać, jak skuteczne było takie przesłanie właśnie w pogańskim Rzymie, gdzie Markowa Ewangelia została po raz pierwszy opublikowana.
Bibliści podkreślają, że styl Markowej Ewangelii jest surowy, bezpośredni, nawet szorstki, oszczędny. Postawienie Jezusa przed namiestnikiem Judei, Piłatem, św. Marek opisuje w kilku zaledwie wierszach, w przeciwieństwie na przykład do św. Łukasza. Zresztą właśnie język różni tę Ewangelię od chronologicznie późniejszych, bo, jak zauważają badacze, Ewangelie Łukaszowa i Mateuszowa są sobie pod tym względem o wiele bliższe.
Bibliści zadali sobie zresztą trud bardziej wymiernego ukazania związków łączących trzy Ewangelie synoptyczne. Na przykład aż 606 z 661 wersów Ewangelii św. Marka znajduje się także w Ewangelii św. Mateusza. U Marka znaleziono zaledwie 31 wersów, które nie mają swoich odpowiedników albo u Mateusza, albo u Łukasza. Św. Jan różni się natomiast od trzech swych poprzedników niemal pod każdym względem, przede wszystkim stylem i językiem. Podczas gdy Marek, Mateusz i Łukasz opisują rozmowy Syna Bożego z prostymi wieśniakami galijskimi, Jan przedstawia wypowiedzi Pana kierowane do wykształconych jerozolimskich przywódców religijnych, "uczonych w Piśmie". Jan opisuje działalność Zbawiciela w Judei i Jerozolimie, synoptycy koncentrują się na Galilei.
Niezależnie od takich czy innych różnic, jak pisał Frederick Fyvie Bruce, jeden z największych znawców zagadnień nowotestamentowych, "zawsze dochodzimy do obrazu Jezusa posiadającego atrybuty nadprzyrodzonej wyjątkowości".
Ewangelie, pisze dalej autor "Wiarygodności pism Nowego Testamentu", "ukazują nieodmiennie Jezusa jako Mesjasza, Syna Bożego i wszystkie zgodnie podkreślają mesjańskie znaczenie każdej z Jego wypowiedzi. Bez względu na to, jak dogłębnie badać będziemy i analizować kolejne warstwy Ewangelii, nigdzie nie znajdziemy jakiegoś alternatywnego obrazu Chrystusa".
Ewangelii nie można traktować tylko i wyłącznie jako protokołów sprawozdawcy sądowego lub politycznego ani nawet jako opisu historycznego, choć ich prawdziwość nie budzi wątpliwości. Frederic Kenyon, światowy autorytet w dziedzinie manuskryptów, autor "Biblii i archeologii", stwierdził po latach badań: "Zarówno autentyczność, jak i zasadniczą integralność ksiąg Nowego Testamentu można uznać za ostatecznie przesądzone"
Jeżeli jednak Ewangelie uważałoby się wyłącznie za relacje badacza - historyka, łatwo byłoby wykazać niekonsekwencje oraz podważyć ich precyzję. Ks. Tomasz Węcławski, profesor teologii fundamentalnej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, zwracał kiedyś uwagę na takie niebezpieczeństwo. W jednym z wywiadów stwierdził, że kwestionowanie przekazu ewangelicznego dotyczy nieporozumienia, które "polegało na tym, że próbowano potraktować Ewangelie i inne teksty Nowego Testamentu w ich aspekcie historycznym jak reportaże".
A przecież ewangeliści nie byli ani sprawozdawcami, ani obiektywnymi dziejopisami. Jeżeli więc po lekturze ich tekstów ktoś odczuwałby niedosyt, może sięgnąć po autora, którego trudno nazwać wyznawcą Jezusa i sympatykiem chrześcijaństwa. Józef Flawiusz, historyk żydowski, pisał pod koniec I w. n.e. w "Dawnych dziejach Izraela": "W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry. Czynił rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu żydów, jako też pogan. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych z nas, mężów, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali nazwę".
Oto suchy, pozbawiony emocji, symboli i interpretacji przekaz historyczny. Wierzącym w Dobrą Nowinę taka prawda nie wystarcza. Niewierzącym musi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski