Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery psy przeżyły tydzień na małej wysepce na Wiśle

BCA
Psy wykopały sobie jamy i mieszkały na wyspie. Właściciel codziennie z brzegu rzucał im jedzenie. Fot. Archiwum
Psy wykopały sobie jamy i mieszkały na wyspie. Właściciel codziennie z brzegu rzucał im jedzenie. Fot. Archiwum
AKCJA RATOWNICZA. Strażacy z Czernichowa uratowali cztery duże psy, które ktoś zagnał na maleńką wyspę, znajdującą się na wodach wiślanych w międzywale. Nikt nie wie jak to się stało, że zwierzęta wylądowały na wyspie i spędziły tam blisko tydzień.

Psy wykopały sobie jamy i mieszkały na wyspie. Właściciel codziennie z brzegu rzucał im jedzenie. Fot. Archiwum

Dlaczego same nie przepłynęły z powrotem na ląd? Mogły to zrobić, bo wyspa jest oddalona zaledwie o kilkadziesiąt metrów od brzegu.

Psy na wyspie zauważyli wędkarze. Obserwowali je i ze zdumieniem stwierdzili, że nie schodzą one na brzeg. Ulokowały się na maleńkim obszarze, wykopały sobie jamy w ziemi i w nich mieszkały. Wędkarze o swoich obserwacjach opowiedzieli policjantom. Funkcjonariusze zgłosili problem strażakom. - Dostaliśmy informację, że psy są na wyspie na Wiśle, zastanawialiśmy się, gdzie jest ta wyspa, potem okazało się, że to na zbiorniku wodnym w międzywale. Pojechaliśmy z policjantami na miejsce - mówi Krzysztof Sury, strażak, inspektor w czernichowskim urzędzie gminy.

Patrol przekonał się, że zwierzęta mogłyby przepłynąć do brzegu, ale z jakiegoś powodu tego nie robią. -Były wystraszone. Domyślamy się, że natknęły się na bobry, które - jak mówią myśliwi -pojawiają się w okolicy - dodaje Krzysztof Sury. Patrolujący okolicę ludzie dostrzegli na brzegu z drugiej strony zbiornika człowieka, który miał resztki kurczaków. To był właściciel psów. Codziennie przyjeżdżał na rowerze nad Wisłę i dokarmiał swoje zwierzęta. Rzucał im mięso na wysepkę. Policjantom opowiadał, że psy na wyspę mogły nagnać dzieci korzystające z hipoterapii w stadninie koni znajdującej się w sąsiedztwie. - To wydaje się mało prawdopodobne - wątpili interweniujący.

Na ratunek psom ruszyli strażacy: Krzysztof Urbańczyk, Michał Michałek i Marcin Zabagło. - Wzięliśmy łódź, hycel do złapania psów i popłynęliśmy -mówi Krzysztof Urbańczyk. Strażacy obawiali się, że zwierzęta mogą być agresywne po spędzeniu kilku dni na wyspie. - Były wystraszone, ale nie agresywne. Spokojnie dały się wyłapać. Pojedynczo przewoziliśmy je na brzeg i wszystkie oddaliśmy właścicielowi - relacjonują strażacy.

Ratownicy do dziś zastanawiają się jak psy mogły trafić na wyspę. - Przecież to nie były bezpańskie zwierzęta. Właściciel miał wprawdzie jeszcze pięć psów w domu, ale troszczył się także o te na wyspie, codziennie je dokarmiał. Widać było, że psy są zadbane - podkreślają strażacy. Zagadką pozostaje w jaki sposób trafiły na wyspę i dlaczego postanowiły zamieszkać na niej w jamach.

(BCA)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski