Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy krowa ma jakieś marzenia?

Rozmawiał Paweł Gzyl
Olaf Deriglasoff nie traci humoru mimo upływu czasu
Olaf Deriglasoff nie traci humoru mimo upływu czasu Fot. Mystic Productions
Rozmowa z Olafem Deriglasoffem o jego jubileuszowej płycie „XXX” .

- Bierzesz obecnie udział w koncertach „Męskiego grania”. Jak się czujesz na tej trasie?

- Abstrahując od czysto zawodowego aspektu mojego udziału w tym przedsięwzięciu, to ma on bardzo ludzki wymiar. Spotykam wielu przyjaciół z dawnych lat i poznaję zupełnie nowych. Mam też możliwość przywitania się z artystami, których podziwiam – choćby z Józefem Skrzekiem. Przy okazji jest dużo grania i rozmów, co zaczyna owocować planami wspólnej płyty z kilkoma osobami. Ale nie zdradzę nic więcej – bo lubię powstrzymywać wytrysk. (śmiech)

- Czyli znów pozostajesz na drugim planie: nie wolałbyś pojawić się na tej trasie ze swoim zespołem niż tylko grać na basie w składzie Męskiej Orkiestry?

- To zależy. Dzięki temu, że gram w Orkiestrze, występuję na wszystkich koncertach trasy. A ze swoim zespołem – mógłbym się pojawić tylko na niektórych. Poza tym Deriglasoff to grupa klubowa, a nie na imprezy masowe. Lubimy atmosferę małego i dusznego pomieszczenia, w którym piwo leje się strumieniami, a pot spływa po ścianach.

- Jesteś już trzydzieści lat na scenie. Nie życzyłbyś sobie odrobinę więcej komfortu?

- Staram się minimalizować swoje marzenia i potrzeby. Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę trzymać w rękach instrument i robić z nim magiczne rzeczy. A czy ja to robię dla dużej czy małej publiczności, czy na tym zarobię czy nie, to z czasem stało mi się obojętne. Liczy się droga – a nie cel. Jedyną krzywdą, jaka mogłaby mnie spotkać, byłoby pozbawienie mnie możliwości grania. Po prostu to mój ulubiony sposób komunikowania się z ludźmi i ze światem.

- Wydana właśnie płyta „XXX” podsumowuje Twoją muzyczną działalność. Znajdujące się na niej utwory mogą być dla niektórych sporym zaskoczeniem. Bo nie wszyscy wiedzą, że skomponowałeś „Jesienną deprechę” Kur czy „Szuwary” Pudelsów.

- To rodzaj bankietu na koniec turnusu, który zamyka pewien okres w moim życiu, który nazwałbym czasem jazdy na rozszalałym ogierze. Ale to, że się kończy ten turnus nie oznacza, że nie będzie już następnych wakacji.

- Dlaczego postanowiłeś nagrać na tę płytę swe dawne utwory na nowo?

- Bo nie znoszę chodzić na łatwiznę i odgrzewać starych kotletów. Ale za to lubię się bawić muzykę i tworzyć światy równoległe. Pracując nad tą płytą, miałem okazję wszystko to skoncentrować w jednym miejscu.

- Nie miałeś problemu z dokonaniem selekcji swojego materiału z minionych trzech dekad?

- Nie. Kilka rzeczy odrzuciłem, z kilku musiałem zrezygnować, kilka na nowo polubiłem. Bardziej miałem kłopot z tym, żeby te trzydzieści utworów zrobić na raz. Ale w sumie dobrze się bawiłem z kolegami. Pracowaliśmy w naszej kanciapie, którą dzielimy z Czesławem Mozilem i zespołem Dezerter. Samo nagywanie w Gdańsku trwało zaledwie trzy dni, ale przygotowanie tych nowych aranżacji zajęło nam znacznie więcej czasu. A miks zajął Marcinowi Borsowi aż osiem miesięcy!

- Słuchając tego zestawu wydaje się, że kiedyś w Twojej twórczości było kiedyś więcej humoru, a teraz jest ona bardziej na serio.

- Na pewno pięćdziesięciolatek ma w sobie więcej powagi, wynikającej z życiowego doświadczenia. W pewnym wieku nabiera się szerszego spojrzenia na świat. Kiedy patrzymy na młodych ludzi, którzy są na totalnym haju, żyją tylko zabawą, uważając, że śmierci nie ma, wiemy, jak to się wszystko skończy. Nie chciałbym jednak nigdy stać się na maksa poważny, jakimś bufonem, bo było to największą krzywdą, jaką bym sobie samemu wyrządził. Bo moje ironiczne podejście do życia, pomaga mi pamiętać, że to wszystko nie jest walką o przysłowiowe „złote kalesony”. Nie gramy bowiem o puchar świata, ale tylko na zwykłym podwórku.

- Zaskakuje wybór gości na płycie: choćby Anna Maria Jopek czy Mela Koteluk. Twoi fani mogliby zapytać: gdzie Kazik, Tymon czy Maleńczuk?

- To ważne nazwiska w mojej biografii, ale nie wiem co by miało mi dać to, gdybym coś z nimi znowu zrobił. Po co babrać się w tym samym gównie? Jest tylu nowych i wspaniałych ludzi, z którymi mogę się zderzyć! Dzięki nim mogę odkryć coś, czego wcześniej nie było w moim życiu. Stare dziady niech sobie robią swoje rzeczy i odbierają nagrody na Top Trendy. To nie jest moja bajka. Nie jest mi już z nimi po drodze.

- Ta Twoja trzydziestka prowokuje do głębszej refleksji: nigdy nie żałowałeś, że wybrałeś zawód muzyka?

- Nie! To jedyny zawód, oprócz marynarza, który mógłbym wykonywać. Od dzieciństwa wiedziałem co będę robił – i jestem w tym konsekwentny. Jasne – często miałem trudne chwile, choćby wtedy, kiedy było ciężko pod względem finansowym. Ale co – miałem rzucić muzykę i założyć hurtownię skarpetek? Każdy ma swój los i robi to, co uważa za słuszne.

- A masz jeszcze jakieś plany i marzenia na przyszłość?

- Każdego dnia rodzą się nowe pomysły. Oczywiście, większość z nich się nie zrealizuje. To jednak w moim przypadku nie tak działa. Czy krowa, która daje mleko, ma z tym związane jakieś marzenia? Tak samo ja – muzyk jest po to, żeby grać muzykę. Poza tym, marzenia nie lubią jak się je werbalizuje. One są po to, aby były w sercu i inspirowały w tajny sposób. Gdy wydostają się na światło dzienne, tracą swoją moc. Dlatego zachowam je dla siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski