Chodzi o milionowe przekręty, o które podejrzani są pracownicy administracyjni Sądu Apelacyjnego w Krakowie, biznesmeni świadczący usługi na rzecz tego sądu i były prezes SA w Krakowie.
Sędzia Rafał Dzyr, przełożony wszystkich sędziów w Małopolsce, po spotkaniu z byłymi prezesami przyznał, że byli oni zdegustowani „łączeniem” ich przez ministerstwo ze sprawą wyłudzenia 35 mln zł z Sądu Apelacyjnego w Krakowie.
Wszak nadzór nad dyrektorami odpowiedzialnymi za finanse sądów sprawuje Ministerstwo Sprawiedliwości, a nie prezesi poszczególnych placówek. Upraszczając, prezesi odpowiadali za wydawanie wyroków, a dyrektorzy za wydawanie pieniędzy.
Z drugiej strony eksperci od orzekania i specjaliści od administracji na co dzień pracowali w tych samych budynkach i znali się całkiem dobrze.
Jako niechlubny przykład takiej zażyłości można wskazać byłego prezesa SA w Krakowie Krzysztofa S. i byłego dyrektora tego sądu Andrzeja P. Dziś obaj panowie przebywają w aresztach tymczasowych. Według ustaleń prokuratury Andrzej P. kierował grupą osób, która z budżetu sądu zrobiła sobie nielegalne źródło utrzymania. Śledczy twierdzą, że korzystał z niego również sędzia Krzysztof S., przeciwko któremu proces ma się rozpocząć 13 grudnia.
Nikt oczywiście nie twierdzi, że odwołani sędziowie mieli jakikolwiek związek z aferą. Z drugiej strony, czy możliwe jest, żeby pod nosem wrażliwych na przejawy łamania prawa sędziów ktoś przez kilka lat notorycznie łamał prawo? Czy sędziemu-prezesowi wypada powiedzieć, że „ja o niczym nie wiedziałem”, choć przez lata współpracowałem z zatrzymanym?
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?