Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zły film zasłużył na konkurs?

Urszula Wolak
Urszula Wolak
„Historię Roja” obejrzało ponad 300 tys. widzów
„Historię Roja” obejrzało ponad 300 tys. widzów Fot. Archiwum
Kontrowersje. „Historii Roja” zabrakło na festiwalu w Gdyni. Dla dyrektora decyzja była oczywista. Dla ministra kultury to rozczarowanie.

W mediach zawrzało, gdy minister kultury prof. Piotr Gliński odniósł się wczoraj do decyzji członków Komitetu Organizacyjnego Festiwalu w Gdyni, niedopuszczającej filmu „Historia Roja” do konkursu.

Szef resortu napisał: „Film, który dotyka tak ważnej dla współczesnej Polski i polskiej wspólnoty tematyki jak historia Żołnierzy Wyklętych, powinien mieć szansę wzięcia udziału w konkursowej konkurencji. A tego prawa filmowi Jerzego Zalewskiego niestety odmówiono. Odnoszę wrażenie, że decyzja ta nie miała związku z jego artystyczną wartością”.

Twórca „Historii Roja” ma na swoim koncie kilkanaście filmów. „Gnoje” i „Czarne słońce” (z lat 90.) otrzymały nominacje do Złotych Lwów w Gdyni.

Minister versus dyrektor

Stanowiska ministra Glińskiego nie podziela dyrektor artystyczny Festiwalu Filmowego w Gdyni (FFG) Michał Oleszczyk, który odniósł się do jego wypowiedzi w oficjalnym piśmie: „Moje zasmucenie wywołał przede wszystkim fakt, że premier Gliński sugeruje w swoim komentarzu, jakoby film „Historia Roja” nie przeszedł selekcji z powodów innych, niż merytoryczna ocena artystyczna. Jako że brałem udział w posiedzeniu Komitetu Organizacyjnego Festiwalu, na którym rzeczona decyzja zapadła (i w którym brała również udział przedstawicielka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego), mogę jedynie stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca”.

Minister Gliński uważa jednak, że „Historia Roja” nie powinna zostać pominięta z kilku powodów: „Widzom festiwalu powinno przysługiwać prawo oceny filmu Jerzego Zalewskiego, jego wad i zalet. To film w mojej opinii nie tylko ważny społecznie, ale także artystycznie udany, z pewnością nie odstający od przeciętnego poziomu artystycznego filmów prezentowanych na gdyńskim festiwalu”.

Frekwencja a jakość

Ocenia on też, że o wadze dzieła Zalewskiego świadczy jego wynik frekwencyjny. Do 29 maja film obejrzało ponad 307 tys. widzów. Dla porównania jednak „Pitbull. Nowe porządki”, zobaczyło w kinach ponad 1 mln 400 tys. widzów, ale na liście konkursowych filmów dzieła w reżyserii Patryka Vegi nie znajdziemy.

Czy zatem frekwencyjny argument powinien decydować o przyjęciu filmów do konkursu? - Absolutnie nie - odpowiada Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy, który widział „Historię Roja”.

- Argument frekwencyjny ministra wypacza ideę każdego festiwalu. Publiczność bowiem „głosuje nogami”. Liczba widzów, która poszła zobaczyć film, nie musi świadczyć o jego artystycznej wartości. Po obejrzeniu „Historii Roja” wiem, że komisja selekcyjna w Gdyni nie mogła podjąć innej decyzji, gdyby było inaczej uznałbym ją za sterowaną z zewnątrz - ocenia Maciejewski.

Prawo ministra

Krytyk uznaje oświadczenie ministra za bezprecedensowe. - Funkcje urzędników w demokratycznych państwach zostały dawno określone i sprecyzowane. Od ocen są specjaliści i powoływane przez nich komisje. Minister kultury takich kompetencji nie ma. To przykry wyłom. To smutne, że tego rodzaju działania uderzają w kulturę - stwierdza Maciejewski.

Z takim stanowiskiem nie zgadza się publicysta „W Sieci” - Piotr Zaremba. Jego zdaniem, minister ma prawo oceniać wydarzenia wspierane przez swój resort. - Jestem przekonany, że w innym kraju tego rodzaju głos szefa resortu kultury zostałby uznany za naturalne zachowanie. U nas niestety do głosu dochodzą emocje, na czym zawsze cierpi publiczna debata - mówi Piotr Zaremba.

Na argument ministra dotyczące frekwencji reagują też organizatorzy Gali Węży, w czasie której przyznaje się nagrody za najgorsze filmy roku. Ironizują, że nie popełnią tego błędu, co dyrektor Oleszczyk i na pewno uwzględnią „Historię Roja” w kolejnej edycji swego wydarzenia.

Dzieła (nie)docenione

W historii nawet największych międzynarodowych festiwali zdarza się jednak, że do konkursu dopuszczane są filmy, których poziom artystyczny pozostawia wiele do życzenia. To na przykład casus „The Last Face” w reżyserii Seana Penna, który został zakwalifikowany do Konkursu Głównego w Cannes 2016 i spotkał się z miażdżącą międzynarodową krytyką. Za decyzją selekcjonerów stało zapewne nazwisko reżysera - przyciągającego uwagę mediów i gwiazdorska obsada.

Czy wyjątku nie można było zrobić dla „Historii Roja”? - Selekcja filmów do konkursu jest zawsze złożonym i trudnym procesem. Składa się na nią wiele czynników. Oglądając „Historię Roja” wiedziałem, że film dotyka ważnego historycznie problemu, ale nie widziałem potrzeby roztaczania nad nim ochronnego parasola. Nie tylko dlatego, że daleko mu do artystycznego spełnienia. Jestem bowiem przekonany, że temat Żołnierzy Wyklętych nie opuści twórców polskiej kinematografii i już bardzo niedługo doczekamy się o nich filmu zasługującego na najwyższe artystyczne uznanie. Warto na niego czekać - tłumaczy Michał Oleszczyk.

Przywołuje on jednocześnie sytuację sprzed dwóch lat, kiedy taki parasol ochronny rozłożył nad dziełem „Onirica” Lecha Majewskiego. - Byłem wtedy w mniejszości, ale zdecydowałem się skorzystać z decydującego prawa głosu i ten niepopularny film, który odnosił się do tragedii smoleńskiej z 2010 roku, znalazł się w konkursie. Ale zdecydowały o tym przede wszystkim względy artystyczne - dopowiada dyrektor FFG.

Ideowa różnorodność

Publicysta Piotr Zaremba twierdzi, że nie istnieje żaden obiektywny wzór na dobry albo zły film. Uważa, że brak „Historii Roja” w Konkursie Głównym Festiwalu w Gdyni (podobnie jak „Obcego ciała” Krzysztofa Zanussiego dwa lata temu) świadczy o ideologicznym skrzywieniu selekcjonerów, niechętnych tematyce Żołnierzy Wyklętych w przypadku tego pierwszego.

- Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że rok temu w konkursie tego samego festiwalu znalazła się kontrowersyjna i powszechnie negatywnie oceniona przez wielu krytyków „Hiszpanka”? Może dlatego, że jej reżyser, Łukasz Barczyk publicznie mówił o tym, że jego dzieło uderza w bohaterski mit Polaków, że zrywa z polską martyrologią. Takim podejściem do historii szczycili się zresztą inni twórcy filmu, ale nie Jerzy Zalewski ze swoją prawą „Historią Roja”. Albo „Obywatel” Jerzego Stuhra. To przykład filmu, który nie wszystkim krytykom przypadł do gustu, a jednak wyróżnionego w Gdyni - zwraca uwagę Zaremba, przekonując, że najpewniej zdecydowały względy polityczne.

-- Stuhr jednoznacznie, a momentami też i bezrefleksyjnie uderza w prawicę i „Solidarność” - twierdzi Zaremba, przekonany, że „Historia Roja” powinna znaleźć się w konkursie: - Choćby dlatego, by zróżnicować konkurs, by Polacy mogli poznać różne postawy ideowe twórców.

Dla Maciejewskiego ważniejsze jest jednak kryterium artystyczne: - „Historia Roja” to po prostu bardzo zły film: źle wyreżyserowany, rozchwiany dramaturgicznie, ze słabą grą obsadzonego w głównej roli amatora. Na uwagę zasługuje zaledwie kilka scen. To za mało, by znaleźć się w konkursie w Gdyni - wyjaśnia krytyk.

W kontekście oświadczenia ministra kultury, dyrektor festiwalu w Gdyni wyznał, że nie zamierza ubiegać się o kolejną kadencję: - Mówię to z bólem serca kogoś, kto od trzech lat poświęcał całą swoją wiedzę, energię i pasję temu wydarzeniu i, co więcej, robiłem to z pozycji konserwatysty w znaczeniu anglosaskim, tzn. kogoś, kto wierzy w szacunek dla tradycji, wolność jednostki i słowa, patriotyzm i postawę obywatelską - powiedział nam Oleszczyk.

Czy zaproszony na festiwal minister Gliński pojawi się w Gdyni? Odpowiedź z ministerstwa jeszcze nie nadeszła.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski