MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Daleko do Chile

Redakcja
Przyjemnie było to oglądać. Prości ludzie zachowywali się, jakby skończyli kilka kursów działania w mediach. Z cylindrycznej klatki wychodzili czysto ubrani, ogoleni mężczyźni, z uśmiechem od ucha do ucha, tryskający szczęściem i optymizmem.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Z radością oglądały ich w telewizji miliardy ludzi. Ilekolwiek kosztowała operacja ratunkowa zasypanych górników, Chile na tym zarobiło. W świat poszedł obraz sprawnego, dobrze zorganizowanego kraju, zamieszkanego przez fajnych ludzi i rządzonego przez energicznych polityków. W tych chwilach wielu, także w Polsce, poczuło się Chilijczykami.

Cieszyłem się z powodzenia fantastycznej operacji ratunkowej, bo zawsze miło jest oglądać, kiedy wygrywa ten, kto ma trudną drogę do zwycięstwa. Wydobycie 33 górników z zawalonego wyrobiska 600 metrów pod ziemią jest wspaniałym wyczynem technicznym i triumfem nadziei nad zwątpieniem. Media lubią epatować horrorem, bo dobrze się sprzedaje. Pocieszające jest, że "good news" sprzedała się jeszcze lepiej.

Ciesząc się szczęściem uratowanych górników, nie mogę opędzić się smutnym refleksjom. Dzień przed wielką radością w Chile mieliśmy wielką tragedię w Polsce. W bezsensownym wypadku drogowym zginęło 18 osób, upchanych jak sardynki w minibusie, przystosowanym do przewozu 6 pasażerów. Ta katastrofa była skondensowanym obrazem prowincjonalnej Polski. Bieda, pchająca ludzi do zarobku w każdych warunkach i w każdy sposób. Sąsiad zza płotu, wożący zdezelowanym samochodem znajomych - tylu, ile uda się zmieścić. Przepisy i zdrowy rozsadek nie działają. Kodeks drogowy coś tam nudzi na temat dopuszczalnej ładowności, ale rodziny ofiar szczerze opowiadają, że nikt nimi się nie przejmuje.

Ten brak przejęcia jest powszechny i ogólnie akceptowany. Sąsiad wiózł nie tylko trzy razy więcej ludzi niż mógł, ale też jechał znacznie szybciej niż powinien. Wyprzedzał w gęstej mgle, na wąskiej, śliskiej drodze. W terminologii policyjnej "nie dostosował szybkości do warunków drogowych". Sądzę, że inaczej trzeba przyczynę określić. Kierowca, a wraz z nim miliony innych naszych pobratymców, nie dostosowują myślenia do standardów XXI wieku. Brzmi to mętnie, ale radziłbym się głębiej zastanowić. My myślimy o prawie, a nasze państwo je stosuje tak, jakbyśmy żyli sto lat temu. Niedawno pewien miły profesor był znany z "falandyzacji" prawa. Teraz miliony Polaków i urzędy, od najwyższych po gminne, codziennie prawo "polonizują". Albo je pomijają, albo naginają lub łamią.

W Polsce wydarzają się katastrofy i wypadki rodem z Trzeciego Świata, gdzie prawo jest marne, a jego stosowanie anemiczne. Czy ktoś słyszał o katastrofie samolotu prezydenckiego, napakowanego do ostatniego fotela elitą państwa i społeczeństwa? Ostatnim wysokiej rangi politykiem, który zginął, był premier Konga. Patrick Lumumba postradał życie pół wieku temu, bo zestrzelili jego samolot w Afryce.

Hala w Katowicach zawaliła się nie dlatego, że trafił w nią potężny meteoryt lub uderzyła fala tsunami, tylko dlatego, że komuś nie chciało się uprzątnąć śniegu z dachu. Niby przepisy o tym mówią, ale tylko frajerzy je stosują. Niektórzy z mądrych, którzy zaoszczędzili kilka tysięcy złotych na odśnieżaniu, siedzą, ale 65 osób, w kwiecie wieku i zdolności do pracy, leży na cmentarzu.

Samolot Casa walnął w ziemię z wierchuszką naszego lotnictwa w środku, bo załoga ledwie ze zmęczenia trzymała się na nogach, ale szefom spieszyło się do domu. Pożar bloku z mieszkaniami socjalnymi (kilkanaście ofiar) wydarzył się, bo każdy tam ciągnął własną instalację elektryczną i nikt tego nie kontrolował. W końcu się zapaliła. Każdego weekendu młodzi ludzie wracają z dyskotek. Z fantazją, szybko, na ogół na bani. Kilka dni później mamy pogrzeby. Klika lub kilkanaście.

Mała dziewczynka zabłądziła w lesie. Błąkała się sześć dni. Szukało ją kilkuset policjantów, strażaków, ochotników. Nie zaginęła w dżungli amazońskiej, tylko w rachitycznym lasku. Znalazła ją - kilka kilometrów od domu nie kosztowna ekspedycja ratunkowa, tylko pani jadąca samochodem. Nie dały rady zrobić tego wcześniej kamery, helikoptery i zmobilizowane siły państwa.

Mamy wątłą cywilizację prawa. Jego naruszanie jest narodowym sportem, często ekstremalnym. Państwo jest słabe. Nie potrafi skłonić lub zmusić do przestrzegania przepisów, do czego sami z siebie obywatele się nie palą. Nie może też zaimponować nam swoją sprawnością, co automatycznie skłania do braku szacunku dla paragrafów.

Wybuch radości i dumy narodowej w Chile był bezprecedensowy, bo godna była sprawa, której dotyczył. Nie pamiętam takich okoliczności w Polsce. Wielka szkoda. Tak bym chciał się nacieszyć, pomachać biało- -czerwoną chorągiewką. Za czymś lub kimś, nie przeciwko.

Niestety, daleko jest do Chile.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski