MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Daliśmy radość ludziom na Węgrzech

Rozmawiała Justyna Krupa(JUK)
Rozmowa. - Myślę, że to dobry moment na transfer - przyznaje wiślak RICHARD GUZMICS, który z kadrą Węgier wystąpił na Euro 2016

- Dotarł Pan z reprezentacją do 1/8 finału mistrzostw Europy. Po powrocie do kraju witano was w Budapeszcie z gigantyczną pompą.

- Bo od prawie 50 lat nie mieliśmy w piłce nożnej takiego sukcesu, jak na tym Euro. Kiedy wróciliśmy do Budapesztu, czekało na nas chyba z 40 tysięcy ludzi. Ustawiono nam nawet podium. Każdy z nas był osobno fetowany i oklaskiwany. Śpiewaliśmy wspólnie te piosenki, które puszczaliśmy w szatni przed meczami lub po nich. Półtorej godziny tam spędziliśmy, było zaje…fajnie.

- Pod Pana domem też zebrały się tłumy, jak pod domami kilku reprezentantów Polski?

- Nie, bo ludzie nie wiedzą, gdzie mieszkam (śmiech). Ale przez ten tydzień, który po mistrzostwach spędziłem na Węgrzech, w ogóle nie spałem, bo ciągle chodziłem na jakieś uroczystości. Spotykałem się z samorządowcami. Chodziliśmy na te spotkania razem z Gaborem Kiralym, bo on też mieszka w Szombathely. Wizytowaliśmy np. dużą halę wypełnioną kibicami, było tam półtora tysiąca ludzi. Czekali na podpis, na zdjęcia z nami.

- Popularność męczy? Ręka nie boli od rozdawania autografów?

- Nie, trochę tylko jestem zmęczony (śmiech). Ale to wszystko jest pozytywne, wstępuje we mnie od razu dodatkowa energia. Do grania w piłkę i do wszystkiego. To był największy sukces w moim życiu.

- Zdążył Pan pojechać gdzieś na urlop?

- Tak, do Grecji. Trochę odpocząłem. Koledzy z Wisły się ucieszyli, że jestem z powrotem, mówili, że oglądali moje mecze na Euro. Aż byłem zaskoczony tak miłym przyjęciem.

- Podobno wreszcie na Węgrzech dzieciaki zaczęły nosić koszulki z nazwiskami rodzimych piłkarzy, a nie tylko Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo.

- Zawsze na Węgrzech słychać było narzekania, że dzieci nie interesują się futbolem, nie grają, że tylko siedzą przed komputerami. A teraz widzę, że w mieście wszyscy wylegli na zewnątrz i grają w piłkę. Jest więc jakiś efekt tych mistrzostw! Co więcej, był nawet na Węgrzech taki dzień poświęcony Gaborowi Kiraly’emu i jego spodniom. W dniu, w którym graliśmy z Portugalią, wszyscy - czy to ważny pracownik biura, czy zwykły student - szli do szkoły i pracy w takich spodniach (dresowych - przyp.), jak nosi Kiraly. Skrzykiwali się poprzez Facebooka. I naprawdę mnóstwo osób przyłączyło się do tej akcji.

- Kiraly to najstarszy zawodnik w historii Euro, a jednocześnie debiutant na mistrzostwach Europy. Poza boiskiem też jest taką nietuzinkową postacią?

- Bardzo pozytywna osoba i wielki profesjonalista. Ma precyzyjny plan i się go trzyma. Dużo nam podpowiadał, jak mamy się organizować w defensywie. Pomagał zwłaszcza młodym, bo budzi duży respekt. Jest poważnym facetem, choć ma też swoje „dziwactwa”. Chociażby te jego spodnie, w których przecież gra już od tylu lat. Ale bramkarze zawsze są trochę zakręceni.

- Które momenty z tych mistrzostw najbardziej zapadną Panu w pamięć?

- Zawsze będę pamiętać te chwile po meczach z Austrią i Islandią, gdy cieszyliśmy się razem z naszymi kibicami. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy i wzruszony. Kibice śpiewali nasz hymn. Miałem też tę świadomość, że na stadionie jest moja rodzina. Trudno w ogóle opowiedzieć o tych uczuciach. Wiem, że na Węgrzech, gdy graliśmy mecze, to nie było żywego ducha na ulicach. A po meczu wszyscy wylegali na ulice i bawili się, tańczyli. Dzięki temu Euro przez te trzy tygodnie wszyscy na Węgrzech mieli lepszy nastrój. To był jeden z naszych największych sukcesów, że daliśmy ludziom radość. Mogli na drugi dzień iść do pracy uśmiechnięci.

- W fazie grupowej zremisowaliście z Portugalią 3:3 i zajęliście 1. miejsce w grupie. Spodziewaliście się wtedy, że Portugalia może sięgnąć po tytuł?

- Teraz ten mecz ma dla nas nawet większe znaczenie. Wtedy nie był aż tak ważny, bo już wcześniej zapewniliśmy sobie awans. Graliśmy więc na luzie, bez stresu. Choć na Cristiano Ronaldo człowiek zawsze musi uważać. Wystarczy go na sekundę spuścić z oka, to już jest pięć metrów przed tobą. Wtedy, przeciwko nam, niby nie grał bardzo dobrze, ale strzelił dwie bramki. Ale kilka pojedynków udało mi się z nim wygrać.

- Czuje Pan, że po tym Euro przyszedł dla Pana najlepszy moment na transfer do naprawdę dobrej ligi? Taki transfer życia, np. do Bundesligi, o której spekuluje się w Pana kontekście?
- Myślę, że to jest dobry moment, ale nie chcę zastanawiać się teraz nad transferami, bo to nie ja się tym biznesem zajmuję. To sprawa mojego agenta. Jasne, Bundesliga to dobra liga, pewnie najlepsza, obok Premier League. Ale nie dostałem żadnej konkretnej oferty, więc się na ten temat nie mogę wypowiadać. Jak coś będzie na rzeczy, to agent mnie poinformuje. Jeśli będzie to dobra oferta dla Wisły i dla mnie, to wtedy zobaczymy. Teraz koncentruję się na tym, że zaczynamy sezon z Wisłą i chcemy osiągnąć sukces.

przychodzi głodny gry

Łukasz Załuska może już dziś podpisać kontrakt z Wisłą. We wtorek 34-letni bramkarz pojawił się w ośrodku treningowym w Myślenicach, oczekuje jeszcze na wyniki badań medycznych. - Spędziłem kilka ostatnich sezonów na ławce, więc jestem głodny gry. Chcę to sobie odbić - mówił.

- Po kontuzji Michała Buchalika nie chcemy zostać jedynie z młodym Mateuszem Zającem na ławce - wyjaśniał trener Wisły Dariusz Wdowczyk. - Chcemy też mieć kogoś doświadczonego. Kogoś, kto będzie rywalizował z Michałem Miśkiewiczem czy też może stanąć w bramce, zastępując go.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski