Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deregulacja

Redakcja
Oglądałem w telewizorze spór pomiędzy miejską, krakowską przewodniczką, oficjalną, licencjonowaną a przewodnikiem dzikim, bez licencji. Licencjonowana była za surowymi kryteriami dopuszczającymi do przewodnickiego zawodu, dziki za pełną swobodą – kto chce, niech będzie przewodnikiem. Mówiąc najkrócej – nie matura. lecz chęć szczera...

Andrzej Kozioł: MOIM ZDANIEM

Przy okazji padł osobliwy argument – nie wszyscy turyści odwiedzający Kraków chcą i muszą iść na obiad do „Wierzynka”, niektórzy wolą budkę z zapiekankami... W ten sposób przewodnik nielicjencjonowany strzelił samobójczą bramkę, zdradzając, że usługi dzikich bardziej przypominają maźniętą keczupem bułę z pieczarkami niż staropolskie zrazy z gryczaną kaszą. Niestety, adwersarze nie zauważyli jeszcze jednej różnicy. Turysta na pierwszy rzut oka odróżni kebabową budkę od eleganckiej knajpy, natomiast trudno mu w ten sposób ocenić kompetencje przewodnika.

Trwa spór wokół tak zwanej deregulacji (termin niezbyt szczęśliwy, bo wszystko, co działa regularnie, na przykład system trawienny, lepsze jest od nieregularnego). Chodzi o to, żeby zapewnić szerszy dostęp do zawodów dotychczas zamkniętych za zasiekami, płotami, murami przepisów utrudniających napływ ludzi z zewnątrz.

Oczywiście, sprawa budzi żywe emocje, bo musi budzić. Z zawodami – zwłaszcza prestiżowymi i dochodowymi – jest tak jak z wagonami kolejowymi. Dopóki pozostajemy na peronie, pyskujemy, aby nas wpuszczono do środka. Z chwilą, gdy znajdziemy się wewnątrz, zaczynamy krzyczeć, aby nikogo więcej nie wpuszczano.

Cała ta, za przeproszeniem, deregulacja z jednej strony budzi nadzieje, z drugiej wywołuje obawy. Nadzieje związane są z rzekomym zmiejszeniem bezrobocia i spadkiem cen usług. Obawy sprowadzają się do przekonania, że wprawdzie może być taniej, ale jednocześnie gorzej. Czyli znów buła z keczupem kontra staropolskie zrazy z kaszą gryczaną...

Deregulacja ma oczywiście swoje granice. Trudno na przykład wyobrazić sobie powszechną dostępność do niektórych zawodów, przede wszytkim do tych, które związane są z dużą odpowiedzialnością, na przykład za ludzkie zdrowie i życie. No i trochę żal dawnych czasów, uczniowskiego i czeladniczego wchodzenia do zawodu. Majstersztyków i egzaminów mistrzowskich, podczas których pytano nie tylko o sprawy zawodowe, ale także o zachowanie przy stole i – jak mi niegdyś opowiadał stary rzemieślnik – o liczbę wieżyczek na Rondlu, czyli na krakowskim Barbakanie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski