Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla swojego ukochanego syna nie chce być wyłącznie „tatomatem”

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
Przez toczące się od kilku lat postępowanie sądowe Jeremy może spędzać z ukochanym synem zaledwie dwa weekendy w miesiącu
Przez toczące się od kilku lat postępowanie sądowe Jeremy może spędzać z ukochanym synem zaledwie dwa weekendy w miesiącu Fot. Archiwum prywatne
Od czterech lat Jeremy Findlay bezskutecznie walczy przed krakowskim sądem o zabezpieczenie regularnych kontaktów z synem. Dopóki nie zapadnie wyrok, tata ma prawo widywać Jasia jedynie na terenie wyznaczonego domu dziecka i pod opieką kuratora. Regularnie musi natomiast płacić alimenty.

Kiedy Jeremy Findlay mówi o swoim synu, na jego twarzy od razu pojawia się uśmiech. -Jaś jest wspaniały, mądry, dużo rozumie i ma swoje zdanie. Nie mówi po angielsku, ale język nie jest dla nas barierą. Gdy przebywamy razem, śmiejemy się, bawimy, gramy w różne gry i staramy się ignorować okoliczności, w jakich dochodzi do tych spotkań - opowiada.

Jeremy jest znanym kanadyjskim wiolonczelistą, solo i z orkiestrą koncertuje na całym świecie. Przez ostatnie cztery lata jego kariera zeszła jednak zdecydowanie na drugi plan. Mężczyzna całe swoje życie podporządkował synowi. Chciałby być dla niego - po prostu - prawdziwym tatą. Nie może, bo na regularny kontakt z Jasiem nie zgadza się mama chłopca.

Historia ich znajomości to opowieść jakich wiele. Poznali się przy okazji wspólnych koncertów, zakochali i mimo dzielącej odległości przez długi czas żyli w szczęśliwym związku. Kiedy Magdalena dowiedziała się, że jest w ciąży, postanowiła jednak zniknąć z życia Jeremy’ego. Urwała kontakt i wróciła do poprzedniego partnera, utrzymując, że to on jest ojcem dziecka, które urodzi. Jeremy desperacko szukał partnerki, liczne próby nawiązania kontaktu nie przyniosły jednak rezultatu. Zdecydował więc na własną rękę walczyć o aktywny udział w życiu swojego dziecka. -Jeszcze przed jego przyjściem na świat wysłałem list do urzędu stanu cywilnego, informując o tym, że niedługo urodzi się moje dziecko. Nie chciałem pozwolić na to, żeby inny mężczyzna oficjalnie uznał Jasia - wspomina.

Sprawę biologicznego ojcostwa rozstrzygnąć musiał sąd. Dopiero za jego pośrednictwem Jeremy poznał datę urodzin Jasia. Mama chłopca nie stawiła się na żadnej z wyznaczonych rozpraw, nie zgodziła się również na dobrowolny test DNA. Bez jej udziału sąd wydał wyrok na korzyść Jeremy’ego, uznając go za pełnoprawnego rodzica.

Dokument nie otworzył jednak ojcu furtki do regularnych spotkań z synem. W 2013 roku przed krakowskim sądem ruszyło postępowanie dotycząca uregulowania i zabezpieczenia ich kontaktów. Wyrok nie zapadł do dziś.

Na czas toczącej się sprawy Jeremy’emu przyznano prawo do spędzania z synem dwóch weekendów w miesiącu. Spotkania odbywają się jednak wyłącznie na terenie jednego z domów dziecka, pod czujnym okiem kuratora i mamy albo ojczyma chłopca. Co więcej, tata nigdy nie może być do końca pewien, czy w uzgodnionym terminie zobaczy Jasia. Raporty, które ma obowiązek przygotowywać kurator, potwierdzają, że mama chłopca wielokrotnie odwoływała spotkania z powodu choroby albo innych rodzinnych zobowiązań. A obowiązek wizyt w żaden sposób nie jest wobec niej egzekwowany. W 2014 i 2015 roku nie odbyło się ponad 30 zaplanowanych spotkań. Żeby na nie dotrzeć, Jeremy każdorazowo musiał pokonać setki kilometrów. -Przyjeżdżałem do Krakowa z nadzieją, że zaraz zobaczę Jasia. Po czym po kilkunastu minutach okazywało się, że wizyty nie będzie - opowiada.

Magdalena nadal nie wyjaśniła również chłopcu skomplikowanej sytuacji rodzinnej, i roli jaką w jego życiu odrywa Jeremy. -Od urodzenia Jasiowi powtarza się, że jego tatą jest obecny partner matki. Ostatnio słyszałam, jak chłopiec przyznał w rozmowie z Jeremym, że wie, iż jest jego synem, ale prosił, żeby nie mówił o tym głośno, bo mamusia będzie zła - opowiada Elżbieta Lubelska, która od ponad roku uczestniczy w ich spotkaniach w roli tłumacza. -Jaś inaczej zachowuje się, kiedy w jego otoczeniu nie ma mamy ani ojczyma. Pod ich nadzorem boi się nawet sięgnąć po jedzenie czy picie przyniesione przez Jeremy’ego - dodaje.

Andrzej Komorowski, ekspert w zakresie psychoterapii i doradca rodzinny, nie ma wątpliwości, że taka sytuacja jest dla chłopca bardzo krzywdząca. -Jestem głęboko przeciwny okłamywaniu dzieci. Budowanie fałszywego obrazu tożsamości źle wpływa na proces wychowawczy i przyniesie konsekwencje w przyszłości - uważa. - Spotykam się z tym, że kobiety starają się odsunąć mężczyznę, z którym kiedyś łączyła je uczuciowa i fizyczna więź, od dziecka będącego owocem takiego związku. Wołałyby, żeby funkcję tatusia pełnił ktoś inny. Trzeba mieć jednak świadomość, że logicznie myślące dziecko któregoś dnia zada pytanie o to, kto jest jego ojcem. A poznanie prawdy może się skończyć różnie, np. agresją wobec ojczyma, który przez lata wywiązywał się ze swoich rodzicielskich obowiązków - tłumaczy.

Próbowaliśmy skontaktować się z mamą Jasia i zapytać, dlaczego nie zgadza się na polubowne uregulowanie kontaktów Jeremy’ego z synem. Jej adwokat poinformował nas jednak, że spotkanie będzie możliwe dopiero w następnym miesiącu, ponieważ obecnie przebywa na urlopie. Przez telefon motywów swojej klientki nie chciał wytłumaczyć. W czasie trwającego postępowania sądowego Magdalena utrzymywała, że to Jeremy porzucił ją, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży, i nie był zainteresowany losem syna.

Chociaż była partnerka Jeremy’ego nie widzi go w roli ojca, zdecydowała się jednak wykorzystać decyzję sądu i wystąpić o przyznanie alimentów. Na utrzymanie syna domagała się 3 tys. zł miesięcznie. Ostatecznie sąd uznał, że Jeremy powinien przekazywać jej 1/3 tej kwoty. Przyznał również Magdalenie zadośćuczynienie za koszty poniesione w pierwszym okresie życia chłopca. Jeremy złożył od wyroku apelację, która nie została jeszcze rozpatrzona. Jak zaznacza, nie chce uchylać się od płacenia alimentów, a pieniądze na utrzymanie syna przekazywał, jeszcze zanim został do tego prawnie zobligowany. Absolutnie nie zgadza się jednak ze sposobem rozstrzygnięcia tej sprawy. -Argumenty, które przedstawiłem, rachunki dotyczące moich rzeczywistych zarobków i wydatków, zostały zupełnie zignorowane. Nie ma jeszcze wyroku sądu apelacyjnego, a Magdalena już wszczęła przeciwko mnie postępowanie komornicze. Nie mogę zrozumieć, dlaczego sąd pozwala na to, by komornik zajął moje konto bankowe czy moją własność, a jednocześnie nie pozwala mi być tatą mojego syna - zastanawia się.

Mężczyzna z rozgoryczeniem mówi, że jego rola w życiu chłopca sprowadzona została do funkcji „tatomatu”. Jeremy domaga się aktywnego udziału, także w podejmowaniu najważniejszych decyzji dotyczących edukacji czy leczenia. Jaś ma już cztery i pół roku, być może chodzi do przedszkola - tata jednak tego nie wie. -Boli mnie, że przez jeden kawałek papieru jestem zmuszony spędzać z nim tylko ograniczoną ilość czasu. Chciałbym zabrać go na wycieczkę, koncert, przedstawienie dla dzieci czy po prostu na spacer po przedszkolu, tak jak to robią inni ojcowie. Chciałbym, żeby czas z nim mogli spędzać jego dziadkowie i „przyszywana siostra” - marzy Jeremy.

Duży żal za swoją sytuację ma nie tylko do byłej partnerki, ale również do krakowskiego sądu, który oskarża o niepotrzebną zwłokę i ignorowanie przedstawianych przez niego dowodów i świadków. Wielokrotnie występował już o zmianę sędziego, ale jego prośby zostały odrzucone. Przyznano mu jedynie symboliczne odszkodowanie za przewlekłość postępowania.

Kolejna rozprawa z udziałem rodziców Jasia ma się odbyć pod koniec miesiąca. Jeremy, mimo towarzyszącego mu poczucia bezradności, nie zamierza składać broni. - Wielu moich znajomych uważa, że gdybym zostawił tę sprawę w spokoju, oszczędziłbym sobie nerwów i kosztów. Ale Jaś jest moim synem. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, że go porzuciłem i z własnej woli zrezygnowałem z bycia częścią jego życia - przekonuje.

- Sprawa dotycząca zabezpieczenia kontaktów z Jasiem ruszyła przed krakowskim sądem w 2013 roku. Po blisko czterech latach postępowania wyrok nadal nie zapadł. - Cztery lata to zdecydowanie za długo. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w takim przypadku często nie są winne same procedury sądowe, ale również zachowanie stron, które nie mogą dojść do porozumienia - uważa Waldemar Żurek, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Krakowie i sędzia z wieloletnim doświadczeniem . - Osoba, pod opieką której pozostaje dziecko, w naturalny sposób ma przewagę. Obserwując wiele takich spraw z boku, jestem gorącym zwolennikiem opieki naprzemiennej, sprawowanej przez oboje rodziców. Takie rozwiązanie ciągle nie jest u nas jednak stosowane, mimo że w wielu innych krajach sprawdza się z dużym powodzeniem - stwierdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski