MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego doszło do wypadku

Redakcja
Wieczorem udało się uprzątnąć kadłub Boeinga. Na zdjęciu przygotowania do tej operacji Fot. Paweł Kula/PAP
Wieczorem udało się uprzątnąć kadłub Boeinga. Na zdjęciu przygotowania do tej operacji Fot. Paweł Kula/PAP
ROZMOWA. MICHAŁ SETLAK, zastępca redaktora naczelnego "Przeglądu Lotniczego" o przyczynach wtorkowej awarii Boeinga

Wieczorem udało się uprzątnąć kadłub Boeinga. Na zdjęciu przygotowania do tej operacji Fot. Paweł Kula/PAP

Czy wiemy, co było przyczyną awarii Boeinga 767?

- Na razie nie mamy pewnych informacji, możemy jedynie się domyślać lub spekulować na podstawie danych, jakie do nas docierają. Wiadomo, że był problem z centralnym układem hydraulicznym, który zasila mechanizm wypuszczania podwozia. Przy niesprawnym mechanizmie można spróbować wysunąć je ręcznie, tzn. usuwa się blokadę i podwozie pod własnym ciężarem opada w dół. Jednak do takiej operacji muszą być odblokowane zawory układu hydraulicznego. Jak dokładnie wyglądała sytuacja pod względem technicznym w Boeingu, na razie nie wiemy.

- Jaka mogła być przyczyna awarii - usterka techniczna, błąd ludzki, warunki atmosferyczne?

- Warunki atmosferyczne raczej nie miały na to wpływu, natomiast w tej chwili jest zdecydowanie za wcześnie na wszelkie spekulacje. Komisja lotnicza, która będzie badać ten wypadek, daje sobie na to miesiąc. Jak widać, nie jest to prosta sprawa. Przeanalizowane zostaną oczywiście rejestratory eksploatacyjne samolotu i wszystkie dane na nich zapisane. Ten typ rejestratorów zapisuje znacznie więcej danych niż rejestratory katastroficzne, czyli tzw. czarne skrzynki, co da komisji sporo informacji. Zbadany i sprawdzony zostanie też cały mechanizm podwozia i jego funkcjonowanie, a to musi trochę potrwać.

- Co robi załoga samolotu w sytuacji, gdy dochodzi do podobnej awarii?

- Rzecz dzieje się w locie, więc liczba możliwości jest ograniczona. Najpierw podejmuje się kilka prób wysunięcia podwozia. Gdy to się nie udaje, robi się to samo przy użyciu wspomnianego przeze mnie mechanizmu awaryjnego. Z tego, co wiemy, załoga lotowskiego Boeinga podjęła kilka takich prób wypuszczenia podwozia, które zakończyły się niepowodzeniem. Warto zaznaczyć, że załoga w miarę możliwości konsultuje swe działania przez radio z bazą techniczną.

- Gdy podwozie, mimo usilnych prób, nie dawało się opuścić, piloci zdecydowali się na lądowanie awaryjne.

- Tak - i wykonali je perfekcyjnie. Na szczęście podwozie pozostało całkowicie schowane, bo gdyby było wypuszczone częściowo, np. tylko z jednej strony, sytuacja byłaby znacznie gorsza niż ta, z którą mieliśmy do czynienia. Lądowanie byłoby dużo trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Z drugiej strony, taka awaria nie jest czymś wyjątkowym i przy tysiącach lotów, jakie odbywają się na całej kuli ziemskiej, zdarza się gdzieś w świecie wiele razy w roku. Ważne jest, by udało się z niej wyjść bez szwanku. Niedawno mieliśmy do czynienia z irańskim samolotem pasażerskim, któremu nie wysunęło się przednie podwozie, a mimo to pilotowi udało się bezpiecznie wylądować.

- Co robi się z samolotem, który odbył takie awaryjne lądowanie?

- Najpierw zostanie poddany badaniom pod kątem okoliczności wypadku. Potem zostanie zbadany pod kątem uszkodzeń i ewentualnych usterek. Sprawdzona zostanie struktura kadłuba i skrzydeł. Obydwa silniki pójdą do wymiany, bo po takim lądowaniu nadają się tylko do tego. Choć trzeba pamiętać, że silniki nie są elementem, do którego samolot jest przywiązany przez całe swoje życie. Ta cześć ulega wielokrotnej wymianie. Wymianie ulegną także elementy poszycia, a weryfikacji poddana zostanie struktura wytrzymałościowa kadłuba, czy nie uległa uszkodzeniu podczas lądowania. Chociaż - podkreślę to z całym naciskiem - lądowanie wykonane zostało perfekcyjnie, a kapitanowi Wronie należą się za to najwyższe słowa uznania.
- Pojawiały się już głosy, że Boeing zdołał bez szwanku wylądować na betonie, a prezydencki Tupolew roztrzaskał się pod Smoleńskiem na gruncie. Jak to skomentować?

- Zauważmy, że Boeing na Okęciu ślizgał się płasko po gładkim pasie i wytracił prędkość na odcinku wieluset metrów, natomiast Tupolew zarył się w grunt, wytracając olbrzymią energię kinetyczną na zaledwie kilkudziesięciu metrach. Gdyby Boeing na Okęciu zjechał z pasa i zarył silnikiem w ziemię, rozmawialibyśmy dziś w zupełnie innym nastroju...

Rozmawiał: Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski