Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego za wszystko w życiu trzeba płacić?

Rozmawiał Paweł Gzyl
Coma zagra w Krakowie w klubie Kwadrat 27 października o godz. 19
Coma zagra w Krakowie w klubie Kwadrat 27 października o godz. 19 Fot. Albert Pabijanek
Rozmowa z wokalistą Piotrem Roguckim, z zespołu Coma, o jego nowej płycie „2005 YU55”, która odsłania odmienne oblicze muzyki formacji.

- Dzięki solowym płytom i „Must Be The Music” zaistniałeś mocniej jako autonomiczny artysta. Nie kusiło Cię, żeby rozstać się z Comą i postawić na solową karierę?

- Takie myśli pojawiają się raz na jakiś czas. Ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że to nie jest konieczne. Chłopaki są w moim wieku, kumplujemy się od prawie 20 lat, mamy podobną świadomość artystyczną. Dlatego dochodzimy do tych samych wniosków: że potrzebny nam jest rozwój i przewartościowanie pewnych sytuacji z naszego życia. Oni tak samo jak ja dążą do tego, aby zaryzykować i stworzyć coś nowego. To dodaje nam wiary i nowej energii, co powoduje, że nie tracimy do siebie szacunku, a więzi między nami się zacieśniają. Po co więc się rozstawać? Praca indywidualna jest ważna - ale nic nie zastąpi działania w zespole. To smakuje zupełnie inaczej. Samemu nigdy nie zajdzie się tak daleko, jak w grupie.

- Twoja ubiegłoroczna płyta solowa wskazywała jednak, że rockowa formuła Comy jest już chyba dla Ciebie za ciasna.

- Coma też ewoluuje. Chłopaki słuchają innej muzyki i starają się korzystać z nowych brzmień. I też odcinają się od klasycznego grania. A w dodatku środek ciężkości odpowiedzialnych za tworzenie muzyki w zespole został przerzucony na innych ludzi: przedtem był to gitarzysta Dominik Witczak, a teraz - basista Rafał Matuszak i perkusista Adam Marszałkowski. To oni w większości stworzyli muzykę na nowy album. Dzięki temu podkreślony został rytm. Konstrukcja utworów jest też inna: nie ma w zwrotkach narastającego napięcia, zmierzającego do patetycznego rozładowania w postaci refrenu. Aranżacje zostały dopasowane do tego, co niosą ze sobą teksty.

- Wielu fanów jednak konsekwentnie domaga się, abyście ciągle grali mocnego rocka. Co z tym począć?

- Ludzie, którzy piszą takie rzeczy na naszym Facebooku są jak Polak, który wyjeżdża na miesiąc do Włoch, gdzie jest jedna z najbogatszych kuchni na świecie, ale i tak codziennie zamawia schabowego. To tego typu mentalność. My nową płytę zrobiliśmy dla tych, którzy lubią podróżować, ryzykować, podejmować nowe wyzwania. Oczywiście boimy się - bo to od fanów zależy nasza przyszłość. Jeśli przestaną przychodzić na koncerty, będziemy się musieli zwinąć. A przecież to nie tylko zespół, ale też cała ekipa, która liczy dwanaście osób. Jeśli jednak będziemy musieli zbankrutować - to przynajmniej pozostanie nam świadomość, że nie poddaliśmy się jednak w naszych poszukiwaniach.

- Nie boisz się ryzykować również Ty sam: bo sięgasz na nowej płycie jako wokalista bo bardzo odmienne sposoby ekspresji.

- Starałem się w ten sposób uzyskać optymalną interpretację tekstów. Miałem wrażenie, że tym razem byłem w porównaniu z innymi płytami bardziej powściągliwy. Ale faktycznie - tych wokali jest dużo i są bardzo intensywne. Moim wzorcem był David Bowie, którego obserwowałem od pewnego czasu. On posługiwał się każdym środkiem wyrazu, nie bał się kraść od swoich kumpli po fachu, robił to z pełną świadomością. Dlatego i ja starałem się przede wszystkim zadbać o to, aby ten obszerny materiał muzyczny był ciekawy dla ludzi. Bo wiedziałem, że tylko dzięki temu słuchacz przebrnie przez tę „kobyłę” do samego końca.

- No właśnie: materiał literacki jest ogromny. Nie obawiałeś się, że ta płyta będzie przegadana?

- Taka była nasza koncepcja. Po raz pierwszy zaczynaliśmy tworzyć nowe piosenki od tekstu, a nie od muzyki. Najpierw powstał więc poemat, a potem spróbowaliśmy go włożyć w formę muzyczną. Okazało się, że zajęło to nam cztery i pół roku. Głównie chłopaki nad tym pracowali - ja od strony wokalnej potrzebowałem tylko osiem miesięcy.

- A skąd pomysł, aby sięgnąć w tekstach po fantastyczny wątek rodem z „Melancholii” Von Triera?

- On pojawia się tylko w momencie wizji głównego bohatera, którą ma na łące, a wydaje mu się, że rozmawia z kometą. Tak naprawdę koncept całości wynikł raczej z moich lektur. Czytałem bowiem dużo opracowań filozofii Platona i filozofii pierwszej. Tam szukałem odpowiedzi na pytania, których dzisiaj właściwie już sobie nie zadajemy, a gdybyśmy sobie zdawali, to żyłoby się nam lepiej. Najważniejsze z nich to: dlaczego za wszystko w życiu trzeba płacić? Ono pojawia się na samym końcu płyty. Odpowiedzią jest proste równanie matematyczne: skoro wyłoniliśmy się z zera i jesteśmy plusami, to na naszej drodze będziemy spotykać minusy, aby materia powróciła do zera, bo równowaga we wszechświecie musi być zachowana. To są sytuacje, które spotykają każdego z nas w życiu, ale nie każdy sobie je uświadamia.

- Przed Wami koncerty promujące nowy album. Będziecie go grali w całości?

- Nie. To by było nie do przyjęcia. Może damy takie 2-3 koncerty kiedyś. Podczas najbliższej trasy zagramy jednak tylko dziesięć piosenek z tego albumu, a pozostałe czternaście z wcześniejszych czterech. Te premierowe utwory sprawdzą się na żywo, bo gramy je na próbach i wiemy, że nie da się przy nich zasnąć. Raczej nikt nie będzie rozczarowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski