Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długa bezkarność gangsterów

Redakcja
Część świadków zeznających w procesie gangu wekslowego twierdzi, że Tomasz Rz. i jego kompani "musieli mieć w prokuraturze kogoś, kto ich chronił". Nasi informatorzy, znający dobrze przestępców i ich metody, uważają, że dzięki owej "ochronie" szajka przez całe lata pozostawała bezkarna.

PRZESTĘPCZOŚĆ. O oszustwach pokrzywdzeni informowali prokuraturę już dziesięć lat temu

- Chyba że mamy tu do czynienia z rażącą nieudolnością i zaniedbaniem obowiązków - uważa pan X., jeden ze świadków.
- Przyglądałem się tej sprawie i nie dostrzegłem niepokojących zachowań prokuratorów. Ale można to jeszcze sprawdzić - odpowiada Mieczysław Sienicki, Naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Tarnowie, która oskarżyła trójkę domniemanych oszustów i dwoje ich współpracowników.
Toczący się w Krakowie proces Tomasza Rz., Jacka J. i Edwarda Ż. dotyczy okresu od maja 2007 r. do sierpnia 2008 r. Według prokuratury przestępcy mieli w tym czasie wyłudzić, bądź próbować wyłudzić na sfałszowane weksle ponad 1,2 mln zł.
Tymczasem liczni świadkowie twierdzą, że szajka działała od pierwszej połowy lat 90. i skrzywdziła znacznie więcej osób. W ubiegłym tygodniu informowaliśmy o umorzeniu przez tarnowską prokuraturę niektórych wątków wciąż toczącego się śledztwa. Chodzi o sprawy z lat 90., których akta trafiły na makulaturę; oryginały weksli i umów pożyczek zostały zniszczone.
- Rzeczywiście doszło do zniszczenia potencjalnych dowodów, ale takie są przepisy. Nie ma tu winy prokuratorów. Niestety, z powodu braku oryginalnych dokumentów, śledztwo trzeba było umorzyć - wyjaśnia prokurator Sienicki.
Sytuacja niektórych ofiar jest tragiczna: część z nich nieodwracalnie straciła majątki, a część nadal spłaca przestępcom - najprawdopodobniej fikcyjne - długi.
- Będę to robić do końca życia - płacze kobieta, której sprawę umorzono. I razem z całą resztą ofiar pyta: Jak to możliwe, że Rz. przez tyle lat pozostawał bezkarny? Dlaczego kierowane do prokuratury doniesienia na szajkę - a było ich, jak się okazuje, wiele - kończyły się zawsze umorzeniami?
- Dowody były przecież ewidentne i dawno można było dojść do takich wniosków, jak "Dziennik Polski", a w ślad za nim policjanci z Wydziału Przestępczości Gospodarczej komendy wojewódzkiej - uważa Y., który zetknął się z bandytami w latach 90. Już wtedy zauważył manipulowanie wekslami. Potem obserwował, jak przestępcy doskonalili mechanizm oszustwa: dorabiali zobowiązania wekslowe do podpisów wyłudzonych od niewinnych osób, np. podczas wizyty rzekomego elektryka.
Inny świadek przypomina, że w 1997 r. Tomasz Rz. został prawomocnie skazany za wyłudzenie z sądu nakazu zapłaty przeciwko Jerzemu Ś. oraz próbę wyłudzenia na tej podstawie prawie 19 tys. zł. To, zdaniem naszych informatorów, powinno dać prokuraturze do myślenia przy kolejnych, podobnych, doniesieniach na Rz.
Już w 1998 r. oszustwo zgłosili m.in. Monika P. z Krakowa i Władysław S. ze Stanisławic. Ich sprawy, jak wszystkie, zakończyły się jednak umorzeniami.
Co więcej - świadkowie są przekonani, że gang nadal krzywdziłby niewinne ofiary, gdyby "Dziennik Polski" nie ujawnił sprawy i nie wezwał organów ścigania do reakcji.
- To dziwne, że "Dziennik Polski" już w pierwszych tekstach opisał dokładnie mechanizm przestępstwa, a prokuratura dalej umarzała postępowania. Czy to nieudolność, czy coś więcej? - pyta pokrzywdzona Danuta S.
Panowie X. i Y. pamiętają, jak przesłuchiwani w trakcie jednego z postępowań w latach 90. usłyszeli od prokuratora, że za dwa dni Rz. usłyszy zarzuty. - A potem doszło do nas, że sprawa umorzona - wspomina Y. Jego zdaniem "Rz. musiał mieć kogoś w Prokuraturze Okręgowej". - Chwalił się znajomościami w organach - przyznaje inny świadek, pan S.
- Działania prokuratorów w sprawach weksli były standardowe - wyjaśnia naczelnik Sienicki. - Zlecali grafologom badanie podpisów oraz pisma na umowach i wekslach. I wychodziło im, że wszystko jest w porządku. Nie brali pod uwagę, że podpis mógł być pozyskany przez przestępców podstępem. Dopiero, jak zebraliśmy te wszystkie sprawy razem, kiedy jeden z przestępców zaczął sypać, poznaliśmy mechanizm oszustwa.
Zdaniem prok. Sienickiego, ponieważ sprawy badane były w wielu jednostkach, w różnych regionach, trudno zakładać, iż wszyscy prokuratorzy działali na rzecz gangsterów. - Daleki jestem od spiskowych teorii. Rozumiem natomiast gorycz ludzi, którzy zawiedli się na wymiarze sprawiedliwości. Bo ich przed złem nie obronił - przyznaje naczelnik.
Zbigniew Bartuś
[email protected]

Sprawiedliwość krok po kroku

W naszym cyklu piszemy o stanie prawa i wymiaru sprawiedliwości. Zastanawiamy się, dlaczego policja i prokuratura nie potrafią szybko kończyć postępowań. Z jakiego powodu procesy ciągną się w nieskończoność, a sprawcy latami unikają odpowiedzialności karnej.
Wkrótce - o kondycji sądów i sędziów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski