Ma Cannes swoich ulubieńców, których filmy są tu wyświetlane niezależnie od jakości. Jak Woody Allen. Jego „Irrational Man” miał tu swój pokaz specjalny. Obraz przeciętny i wtórny w stosunku do jego poprzednich dokonań, ale – jako że to Woody Allen – i tak znalazł swoich amatorów. Podobnego szczęścia nie miał Gus Van Sant, którego pokazywane w konkursie głównym „Morze traw” zostało wygwizdane.
Chociaż w obsadzie znalazł się Teksańczyk Matthew McConaughey, nie pomogło to uratować pretensjonalnego filmu od porażki. Konkurencją w walce o tytuł najgorszego obrazu festiwalu mógł być jedynie francuski „Marguerite i Julien” Valérie Donzelli. To kazirodcze love story, które zamiast inspirować się dokonaniami nowofalowców, nieudolnie je podrabia. Francuska reprezentacja, choć najliczniejsza w konkursie, w ogóle słabo sobie radziła. Rozczarowały zarówno dzieła zdolnych („Love” Gaspara Noego, który określono mianem pornografii w 3D), jak i aktorów próbujących sił w reżyserii (wyolbrzymiona „Miara człowieka” Stéphane’a Brizé’a).
Kontrapunktem do tych filmów były dokonania Azjatów. Na festiwalu doceniono zwłaszcza stylową „Zabójczynię” Hou Hsiao Hsiena i wystawne „Góry mogą latać” Jia Zhangke. Gromkie brawa publiczności i wysokie noty krytyków zebrał również film Hirokazu Koreedy „Nasza najmłodsza siostra”. Gdyby jakość mierzyć długością braw, wtedy zwycięzcą festiwalu okazałaby się „Carol” Todda Haynesa, wysmakowana i dopracowana w każdym calu adaptacja prozy Patricii Highsmith z Cate Blanchett i Rooney Marą. Na podium znalazłoby się też miejsce dla anglojęzycznego debiutu Yorgosa Lanthimosa. Jego „Homar” to kino autorskie, zachowujące niezależność względem widzów i producentów.
Największe wrażenie zrobił jednak „Syn Szawła”. Debiut László Nemesa, asystenta Béli Tarra, pokazuje walkę o humanitarne wartości w czasach Zagłady w niespotykanej dotąd formie. Ustawiona pół metra od twarzy bohatera kamera pozwala widzowi na intymny z nim kontakt. Nie liczy się apokalipsa. O odchodzeniu traktowała także „Moja matka” Nanniego Morettiego. Twórca popadł jednak w sentymentalizm, rozemocjonowanemu filmowi zabrakło dyscypliny.
Forma przerosła treść w „Opowieści nad opowieściami” Matteo Garrone. Twórca „Gomorry” udowodnił, że ma bujną wyobraźnię, która tym razem oderwała go od ziemi. Po tej twardo stąpał za to Denis Villeneuve, który w Cannes pokazał swoje „Sicario”. Film o walce z kartelami narkotykowymi trzyma za gardło i pozbawia złudzeń, ale nie porywa tak jak choćby jego „Pogorzelisko”.
Wyróżnienie w kategorii ScripTeast za najlepszy scenariusz z Europy Środkowej i Wschodniej otrzymał wrocławski niezależny reżyser Bodo Kox.
Przyzwoity i w miarę wyrównany poziom filmów konkursowych pokazał, w jakim stanie jest kondycja kina autorskiego. Ale z tej edycji zapamiętany i tak zostanie zakaz selfie, czyli robienia zdjęć-autoportretów „z ręki” telefonem komórkowym, na czerwonym dywanie, po którym panie obowiązkowo musiały chodzić w szpilkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?