Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobre filmy, obowiązkowe szpilki i zakaz selfie

Artur Zaborski, Cannes
Zwycięski "Syn Szawła" opowiada o walce o humanitarne wartości w czasach Zagłady
Zwycięski "Syn Szawła" opowiada o walce o humanitarne wartości w czasach Zagłady Archiwum
Kino. Grand Prix 68. festiwalu w Cannes za film „Syn Szawła” otrzymał László Nemes. Najlepszym reżyserem został Hou Hsiao-Hsien za „The Assassin”. Ta edycja nie przyniosła arcydzieł, ale festiwal to jedyne tego typu wydarzenie, podczas którego dobre kino to większość programu

Ma Cannes swoich ulubieńców, których filmy są tu wyświetlane niezależnie od jakości. Jak Woody Allen. Jego „Irrational Man” miał tu swój pokaz specjalny. Obraz przeciętny i wtórny w stosunku do jego poprzednich dokonań, ale – jako że to Woody Allen – i tak znalazł swoich amatorów. Podobnego szczęścia nie miał Gus Van Sant, którego pokazywane w konkursie głównym „Morze traw” zostało wygwizdane.

Chociaż w obsadzie znalazł się Teksańczyk Matthew McConaughey, nie pomogło to uratować pretensjonalnego filmu od porażki. Konkurencją w walce o tytuł najgorszego obrazu festiwalu mógł być jedynie francuski „Marguerite i Julien” Valérie Donzelli. To kazirodcze love story, które zamiast inspirować się dokonaniami nowofalowców, nieudolnie je podrabia. Francuska reprezentacja, choć najliczniejsza w konkursie, w ogóle słabo sobie radziła. Rozczarowały zarówno dzieła zdolnych („Love” Gaspara Noego, który określono mianem pornografii w 3D), jak i aktorów próbujących sił w reżyserii (wyolbrzymiona „Miara człowieka” Stéphane’a Brizé’a).

Kontrapunktem do tych filmów były dokonania Azjatów. Na festiwalu doceniono zwłaszcza stylową „Zabójczynię” Hou Hsiao Hsiena i wystawne „Góry mogą latać” Jia Zhangke. Gromkie brawa publiczności i wysokie noty krytyków zebrał również film Hirokazu Koreedy „Nasza najmłodsza siostra”. Gdyby jakość mierzyć długością braw, wtedy zwycięzcą festiwalu okazałaby się „Carol” Todda Haynesa, wysmakowana i dopracowana w każdym calu adaptacja prozy Patricii Highsmith z Cate Blanchett i Rooney Marą. Na podium znalazłoby się też miejsce dla anglojęzycznego debiutu Yorgosa Lanthimosa. Jego „Homar” to kino autorskie, zachowujące niezależność względem widzów i producentów.

Największe wrażenie zrobił jednak „Syn Szawła”. Debiut László Nemesa, asystenta Béli Tarra, pokazuje walkę o humanitarne wartości w czasach Zagłady w niespotykanej dotąd formie. Ustawiona pół metra od twarzy bohatera kamera pozwala widzowi na intymny z nim kontakt. Nie liczy się apokalipsa. O odchodzeniu traktowała także „Moja matka” Nanniego Morettiego. Twórca popadł jednak w sentymentalizm, rozemocjonowanemu filmowi zabrakło dyscypliny.

Forma przerosła treść w „Opowieści nad opowieściami” Matteo Garrone. Twórca „Gomorry” udowodnił, że ma bujną wyobraźnię, która tym razem oderwała go od ziemi. Po tej twardo stąpał za to Denis Villeneuve, który w Cannes pokazał swoje „Sicario”. Film o walce z kartelami narkotykowymi trzyma za gardło i pozbawia złudzeń, ale nie porywa tak jak choćby jego „Pogorzelisko”.

Wyróżnienie w kategorii ScripTeast za najlepszy scenariusz z Europy Środkowej i Wschodniej otrzymał wrocławski niezależny reżyser Bodo Kox.

Przyzwoity i w miarę wyrównany poziom filmów konkursowych pokazał, w jakim stanie jest kondycja kina autorskiego. Ale z tej edycji zapamiętany i tak zostanie zakaz selfie, czyli robienia zdjęć-autoportretów „z ręki” telefonem komórkowym, na czerwonym dywanie, po którym panie obowiązkowo musiały chodzić w szpilkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski