MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Dom z piasku i mgły"

Redakcja
Zapiski kinomana

   Ten dom, który tkwi w tytule filmu na miejscu najważniejszym, znajduje się też w centrum intrygi fabularnej. Jako synonim komfortu życiowego i bezpieczeństwa fotografowany jest ślicznie, lirycznie, idyllicznie - wśród wysokich drzew, na tle zachodów słońca, w mgłach, nad piaszczystą plażą nadmorską ("z widokiem na ocean" - jak napisano w ofercie sprzedaży). Ten dom - gdzieś w Kalifornii - jest jednak posiadłością kontrowersyjną, obiektem fatalnym, punktem zapalnym, a w końcu źródłem cierpienia. Nie przypominam sobie, abym ostatnio widział w kinie podobny przypadek stężenia elementów dramatycznych.
   Zgłoszono trzy propozycje Oscarowe: za muzykę dla Jamesa Hornera, za kobiecą rolę na drugim planie (zagubiona, "spłoszona" żona) w wykonaniu irańskiej aktorki o nazwisku Shohreh Aghdashloo, a przede wszystkim dla głównego bohatera, granego przez Bena Kingsleya, o którym więcej powiem za chwilę. Reżyser Vadim Perelman okazał się wrażliwy na literackie i treściowe wartości filmowanej książki Andre Dubusa. "Wiedziałem - powiedział - że muszę zekranizować tę historię, historię samotności i wyobcowania, opowieść o tym, jak to jest być imigrantem w obcym kraju i jak to jest czuć się imigrantem we własnej ojczyźnie".
   Perelman nie zajmował się dotychczas długim metrażem, realizował reklamówki i wideoklipy, i teraz - w "Domu z piasku i mgły" - objawił rzadki w kinie, a tym bardziej u debiutanta, dar: umiejętność opowiadania, którą rozwija od subtelnych odcieni po mocne akordy, splatając ze sobą coraz ciaśniej dwa wątki w jeden supeł psychologiczny. Każda z przeciwstawnych stron ma swoje motywy działania i racje, o które walczy i których broni. To ważna zasada dramaturgiczna, bo "trudno dziś znaleźć film, który nie staje po jednej ze stron konfliktu i nie maluje świata na czarno i biało".
   Tę uwagę "Chicago Tribune" uzupełnia oceną, że "Dom..." jest dziełem, które "chwyta za gardło już od pierwszej sceny i nie puszcza aż do końca seansu. Porusza nas losem każdego z bohaterów, bo pozwala ich w pełni zrozumieć i pokochać ze wszystkimi grzechami i słabościami". Spór o dom - na śmierć i życie - toczy się między młodą kobietą, która próbuje odzyskać równowagę psychiczną po alkoholowo-narkotykowych przejściach, a nowym właścicielem, przy czym każde rozwiązanie afery stanie się dla obojga niekorzystne, nieszczęśliwe. To jakby rys antycznej tragedii i jej praw.
   Dziewczynę gra Jennifer Connelly i robi to bardzo dobrze, a jeśli wypada blado, to dlatego, że nikt tutaj nie wytrzyma konkurencji z wielką rolą, wielką kreacją Bena Kingsleya. Zwie się on naprawdę Krishna Bhanji. Urodził się w r. 1943 jako syn indyjskiego lekarza i angielskiej modelki. Pracując jako laborant w zakładach chemicznych, związał się z amatorskim zespołem teatralnym w Manchesterze. W r. 1963 poświęcił się całkowicie aktorstwu, najpierw w teatrze objazdowym, a później jako członek Royal Shakespeare Company (krytyka wysoko oceniła jego Hamleta). W kinie występował od r. 1973 rzadko, ale zawsze "smacznie".
   "Gandhi" przyniósł mu światową sławę. Nakręcony wśród wielu perypetii, protestów i demonstracji politycznych, biograficzny film o Mahatmie miał sporo zalet, ale "robił mniejsze wrażenie niż znakomita kreacja Bena Kingsleya w roli tytułowej". Wciąż obecny na ekranie i "zadziwiająco podobny" do przywódcy niepodległych Indii, aktor otrzymał Oscara. Później widzieliśmy go u Romana Polańskiego w "Śmierci i dziewczynie". Proszę sobie koniecznie przypomnieć, jak z postaci kata zmieniał się tam w ofiarę i długo na ekranie zakneblowany mógł wyłącznie "grać oczami". Bo też spojrzenie ma niezwykle wyraziste.
   Łysa czaszka. Prawie nieruchoma twarz. Wyprostowana sylwetka wojskowego (gra b. pułkownika z gwardii przybocznej zdetronizowanego szacha Iranu). I właśnie tylko oczy - duże, czarne, gorące, o wschodnim wykroju - wyrażają stany ducha zawiedzionego w swoich rachubach i staraniach o rodzinę imigranta w biurokratycznej pułapce i moralnych rozterkach: determinację, rozpacz po stracie syna, decyzję ostatecznego rozstrzygnięcia, a nade wszystko godność człowieka przegranego.
WŁADYSŁAW CYBULSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski