Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drive

Redakcja
Kino jest jazdą. Ruchome obrazy zawsze były esencją X Muzy – i duński reżyser Nicolas Winding Refn, autor filmu "Drive”, doskonale o tym wie.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Od pierwszej sceny wskakujemy za kierownicę. Główny bohater lubi jeździć szybko i niebezpiecznie. Jego chevrolet impala jest podkręcony do kilkuset koni mechanicznych. A na fotelu pasażera siedzą faceci w maskach, którzy właśnie dokonali rozboju. Mężczyzna jest ich kierowcą, którego wynajmują do ucieczki przed stróżami prawa.

"Drive” sięga po motywy kina gangsterskiego, jednak nie pozwala się nimi zachłysnąć. Dla autora scenariusza, Hosseina Aminiego, od dawna zaprzyjaźnionego z Fabryką Snów, historia z pogranicza prawa jest pretekstem do spojrzenia na ludzkie emocje. Podobnie Refn – sceny pościgów traktuje jako przerywnik, a na pierwszym planie podgląda ludzkie dylematy.

Główny bohater ciągle przed czymś ucieka. Przede wszystkim przed życiem, samym sobą – jest milczącym perfekcjonistą, który czyści silniki na błysk, ale nie potrafi okiełznać własnych emocji. Kryje się przed światem w kabinie samochodu. Poza nim okazuje się nieporadnym introwertykiem. Co nie oznacza wcale, że przyciśnięty do muru schowa głowę w piasek...

"Drive” okazuje się teatrem jednego aktora. Kanadyjczyk Ryan Gosling, którego możemy pamiętać z mocnej roli w "Fanatyku”, gra wyjątkowo oszczędnie. Dialogi przypominają współczesne silniki, których pojemność ograniczono do niezbędnego minimum. Magnetyzuje widzów spojrzeniem i przystojną twarzą, na której próżno szukać ekstrawertycznych emocji. Mimo to przyciąga jak magnes, nie pozwala się przebić nawet takim pożeraczom ekranu jak Ron Perlman – aktor o zdumiewająco oryginalnej urodzie, z którego talentu kino dotychczas nie bardzo potrafiło korzystać (a szkoda).

Refn zawsze lubił mocne kino. Jego trylogia "Pusher” to kalejdoskop brutalności i bezkompromisowości, które zdobyły grono wiernych fanów. Duńczyk, podobnie jak Guy Ritchie, kocha zanurzać gangsterskie motywy w efekciarskim montażu i zdjęciach. "Drive”, pierwszy film Duńczyka zrealizowany w Ameryce, eksploruje ten koncept, jednak z o wiele większą wrażliwością. Malarskie zdjęcia uzupełnia melodyjna muzyka z nurtu electropopu – wnosi powiew nostalgii i romantyzmu, które tylko co jakiś czas przerywają mocniejsze sekwencje. Reżyser buduje klimat zagubienia w rzeczywistości, atmosferze "Drive” blisko chwilami do "Zagubionej autostrady” czy "Mulholland Drive”. Podobnie jak u Lyncha, i tu Miasto Aniołów okazuje się przedsionkiem piekła, w którym czai się zło, a każdy ruch bohatera przybliża go do tragedii.

"Drive” zachwyciło jurorów na całym świecie, w Cannes Refn odebrał nagrodę za reżyserię. Duńczyk ma nieprzeciętny talent. Udowodnił właśnie, że potrafi realizować odjazdowe kino po obu stronach oceanu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski