Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duchy zapomnianych przodków

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Szły za mną dwie młode kobiety z dziećmi w wózkach. Rozmawiały: „…jak słyszę słowo Polska, przechodzą mnie ciarki i myślę, że będę musiała zaraz umrzeć”...

Nie zapytałam, dlaczego. Bo jaka by nie była odpowiedź - poświadczy tylko, że trauma idzie przez pokolenia. Myślałam, że dzisiejszych dwudziestolatków oszczędzi. A jednak…

Można próbować wymazać z pamięci masakry i krzywdy. Pedagogiki przemilczenia próbowano w PRL. Nie działa! Gdyby nie pół wieku kagańca, być może wszystko zostałoby przepracowane, jak stało się to (w dużej mierze) z Niemcami. A tak, zza murów i spod dywanów wychodzą duchy żołnierzy wyklętych, pomordowanych na Wschodzie i deportowanych do łagrów.

Jest elegancką kobietą, trzymającą się prosto jak struna. Podczas rozmowy jakieś słowo kojarzy się pani Lidii Skirlińskiej z kazachskim brzmieniem. Podejrzewam, że nie o brzmienie jednak chodzi, ale o brzemię.

Miała 9 lat, gdy z rodzicami i siostrą wsadzono ją do wagonu towarowego i powieziono 4 tys. km., do Kazachstanu. Niedawno spisała wspomnienia. Dla dzieci i wnuków.

„Pierwszy wywóz 10 lutego 1940 r. obejmował legionistów, uczestników wojny 1920 roku, osadników i służbę leśną. Według tych norm ojcu należał się czterokrotnie…”.

A w tej rodzinie któreś już pokolenie doświadczało losu zesłańców; jednak nigdy wcześniej nie deportowano całych rodzin.

Ich stacją docelową był Dżołymbet, gdzie kilkuset Polaków miało pracować w kopalni złota i na polach. Również dzieci. „Za opuszczenie dnia pracy - rok więzienia. Równało się to karze śmierci”. Ginęli też z powodu chorób, głodu i straszliwego klimatu.

„Niektórzy twierdzą, że step jest piękny. Jest potworny. Jest niewolą i nostalgią... W lecie plus 55 stopni, w zimie minus 50 i wiatr”.

W pamięci 10-latki utkwiło tyle szczegółów, że przed naszymi oczyma przewija się film grozy, ale też zachwytu i podziwu… Nie ma narodowej pogardy. W nieludzkie warunki wrzucono też Rosjan, Ukraińców (Polaków z Ukrainy) , Tatarów, Mołdawian, Koreańczyków, trochę Niemców.

Najstraszniejszy był rok Stalingradu. „Myślałam, że mam w żołądku żmiję. Zastanawiałam się, czy nie dałoby się zjeść kawałka własnego ciała i chciwie spoglądałam na mięsień przy kciuku”.

Przeżyli. Nawet mała siostra. Ich matka była wychowana tak, by „nikomu w niczym nie uchybić, nie okazać najmniejszej niedelikatności, niczego, broń Boże, nie domagać się, być sprawiedliwą i uczynną do ostatnich granic. Mam wrażenie, iż uważała, że wtedy wszyscy wobec niej będą tacy sami”. Nie byli! „Homo homini semper lupus est”. A jednak ta niepraktyczna, wątła idealistka „przeprowadziła dzieci, na skraju wegetacji, przez wściekły Sybir. Jak tego dokonała, nie mam pojęcia”.

Ojciec poszedł do Armii Andersa. Gdy przerażone kobiety bały się, że bez niego zginą, odpowiedział, że ojczyzna jest ważniejsza niż rodzina. Wtedy pierwszy raz dziewczynka usłyszała z ust ojca słowo „ojczyzna”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski