Nas zdumiewa, że tak można opowiadać przecież nie o ludziach, bo o drzewach, rzeczonym szczęśliwcom zaś w głowach się nie mieści, że w ogóle można by mówić inaczej. Na przykład - miłość, stareńkie słowo nasze. Jednemu z rozdziałów Wohlleben nadał właśnie taki tytuł.
Przy czym nie chodzi w rozdziale tym o jakieś sentymentalne, romantyczne westchnienia, co je na wycieczce w lesie człowiek śle w stronę drewna, liści, igieł oraz kory. Miłość znaczy u Wohllebena miłość dębu do dębu, lipy do lipy, sosny do sosny, słowem: drzewa do drzewa. Nam nic do tego uczucia.
Tak, drzewa się kochają. Wiśniewski jest mieszkańcem Świętokrzyskiego Parku Narodowego - od wielu, wielu lat leśniczym w leśnictwie Podgórze w gminie Bodzentyn, i miłość jest dlań zapewne naturalnym ciepłem, co czasem sunie od pnia do pnia. Tak jak i naturalne jest dlań, mam tę pewność, całe narzecze Wohllebena, cała jego opowieść, w której drzewa się przyjaźnią, cierpią w chorobie, opiekują się bolejącymi, troszczą się o potomstwo, czują lęk, zasypiają o zmierzchu, za dnia kierują się wytycznymi subtelnego savoir-vivre’u, smucą się losem sierot, odmierzają czas, zakładają przedszkola, rozmawiają bez słów, nocami wyszeptują jakieś sny korzeniami, no i czekają, bez histerii, z godnością czekają na koniec, o którym dobrze wiedzą, że jest nieuchronny. Istotne, że Wohlleben nie powtarza gestu bajkopisarzy, którzy całkowicie uczłowieczali zwierzęta, nawet, jak George Orwell, świnie. On jedynie dokleja drzewom inny niż większość gadających o lesie gatunek języka.
W takim świecie Wiśniewski żyje od zawsze. W lasach takimi słowami oblepionych - Wiśniewski wiersze pisze właśnie takimi słowami. Słowami, co je dobrze znamy - czułość, strach, piękno, czekanie, tajemnica, zapach, kształt, ból, początek, koniec, i wiele, wiele innych, porównywalnie powszechnych - tyle że słowami jakby pełniejszymi o las cały, o ogrom powietrza nieruchomego lub pomiędzy pniami sunącego niespiesznie bądź prędko.
To powietrze, to inne powietrze, wyraźnie czuć było na Salonie. Wyraźnie je było czuć i słychać, kiedy wiersze Wiśniewskiego czytali: Ewa Kolasińska i Jacek Romanowski. A także w muzyce, w nutach przez Astora Piazzollę na bandoneon napisanych, które Halina Jarczyk przełożyła na swoje skrzypce i na akordeon Grzegorza Palusa. Na głupawe pytanie: o czym jest ta poezja?, trzeba odpowiedzieć banalnie. Dawno temu Vladimir Nabokov rzekł: „Temat „Ulissesa” Joyce’a jest prosty - Bloom i los”. Temat wierszy Wiśniewskiego jest prosty podobnie. Wiśniewski i los. To znaczy - kilka ciemnych chwil, odrobina ciepła, samotność. I tyle. A wszystko to zapisane, w wersach podane z rzadko spotykaną bezpretensjonalnością.
Tak, wiersze notuje on z taką samą najzwyczajniejszą naturalnością, z jaką dzień w dzień chodzi między drzewami puszczy jodłowej, właśnie chodzi, bo przecież nie Wędruje, nie Kroczy, nie Stąpa. Z taką też najzwyklejszą naturalnością, ubrany w mundur leśnika, przyszedł na ostatni Salon, założył na głowy artystów kwietne wianki z kolorowymi wstążkami, po czym usiadł z boku i słuchał. Przez cały czas uśmiechał się lekko, prawie niezauważalnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?