18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwanaście lat bez wyroku

Redakcja
Gdyby nie donosy z 16 i 17 maja 1996 roku oraz koszmar będący ich następstwem, być może, Jan Pamuła zostałby prezesem wielkiego banku, ministrem finansów, premierem? Fot. Anna Kaczmarz
Gdyby nie donosy z 16 i 17 maja 1996 roku oraz koszmar będący ich następstwem, być może, Jan Pamuła zostałby prezesem wielkiego banku, ministrem finansów, premierem? Fot. Anna Kaczmarz
Samolot milionerów kołuje za oknem. Bogacze odwiedzający najciekawsze miejsca świata wylądowali w Balicach. Jan Pamuła patrzy na lśniące skrzydła z dumą - ale i odrobiną melancholii. Pewnie z podświadomości wypełza czasem myśl, że - gdyby nie donosy z 16 i 17 maja 1996 roku oraz koszmar będący ich następstwem - mógłby dziś latać TYM samolotem. Jako VIP.

Gdyby nie donosy z 16 i 17 maja 1996 roku oraz koszmar będący ich następstwem, być może, Jan Pamuła zostałby prezesem wielkiego banku, ministrem finansów, premierem? Fot. Anna Kaczmarz

Czy zmartwychwstał? tak. Ale chyba do końca życia będzie chodził z raną w sercu zadaną przez funkcjonariuszy państwa, któremu zawsze chciał służyć

Może zostałby prezesem wielkiego banku? Ministrem finansów? Premierem? Czemu nie, skoro kiedyś - u progu politycznej przygody - pokonał Donalda Tuska w potyczce o fotel szefa sejmowego klubu liberałów. Ci, którzy znają Pamułę od lat, są pewni, że mógł rozwinąć skrzydła - z pożytkiem dla Polski.

- Świetne wykształcenie, analityczny umysł, błyskotliwość, zdolności organizacyjne, doświadczenie, dar przekonywania, dynamika i entuzjazm, którym potrafi zarażać innych... Rzadko jedna osoba posiada wszystkie te cechy naraz. A Janek je ma w potężnej dawce - opisuje Janusz Kmiecik, wieloletni wiceprezes Małopolskiej Izby Rzemiosła.

Kiedy dwa lata temu, mając za sobą dwunastoletnią dziurę w życiorysie spowodowaną chybionymi zarzutami prokuratury, Jan Pamuła sadowił się w fotelu szefa Portu Lotniczego w Balicach, złośliwcy szemrali, że konkurs na to stanowisko był szopką, bo świeżo uniewinniony przez sąd menedżer miał otrzymać posadę od dawnych politycznych kolegów. Niektórzy pół żartem pół serio dodawali, że chodzi o to, by człowiek, któremu kiedyś brutalnie podcięto skrzydła - znowu poszybował. A czy jest bardziej uskrzydlone miejsce niż lotnisko?

Dzisiaj nawet malkontenci i niedawni przeciwnicy prezesa przyznają, że jeśli ktoś tu komuś dodał skrzydeł, to Jan Pamuła - Balicom. I niejako przy okazji - uskrzydlił też siebie.

Odlot

Czy zmartwychwstał? - Tak. Ale chyba do końca życia chodził będzie z raną w sercu zadaną przez funkcjonariuszy państwa, któremu zawsze chciał służyć - uważa Janusz Chwajoł, krakowski radny PO, z wykształcenia politolog, z zawodu kamieniarz.

Rana się nie zabliźnia, choć Jan Pamuła próbował odczynić nad przeszłością coś na kształt egzorcyzmów. Porządkując dom - wrzucił do niszczarki akta swojej sprawy. Z zeznaniami autorów donosów. Z nazwiskami prokuratorów, którzy zadręczali go przez dekadę. Myślał, że jak to wszystko zmieli - zapomni. Bo żona ciągle radzi, i córka radzi, i przyjaciele radzą: zapomnij.

Ale - jak zapomnieć?

- Skradziono mu jedną trzecią zawodowego życia - i to w najlepszym okresie, po paśmie sukcesów, u progu dobrze zapowiadającej się kariery. Nikt tego nie zwróci - komentuje Tadeusz Syryjczyk, który zasiadał z Pamułą w pierwszym demokratycznie wybranym parlamencie; Pamuła pokonał wówczas powszechnie już znanego Syryjczyka, późniejszego ministra, w wyborach na szefa Sejmowej Komisji Infrastruktury.

Czy niezabliźniona rana rzutuje dziś na pracę Pamuły? - W pewnym sensie tak. Ale... pozytywnie! - uśmiecha się jeden z jego najbliższych współpracowników, niegdyś sceptyk.

- On się zachowuje tak, jakby próbował przeżyć każdy dzień z intensywnością trzech utraconych. Odzyskać skradziony czas. Rzucił się na Balice z impetem człowieka żądnego sukcesów - mówią pracownicy krakowskiego Portu.

Efekt? W kryzysie na wszystkich regionalnych lotniskach liczba pasażerów drastycznie zmalała. A Balicom rośnie. Wydawało się to do niedawna nieprawdopodobne. Kiedy Pamuła obejmował funkcję prezesa, wszystkie wskaźniki leciały na łeb na szyję. Gdyby tendencje się utrzymały, przez krakowskie lotnisko przewinęłoby się w tym roku około miliona pasażerów. A Pamuła obiecuje, że dociągnie do rekordowych 3 mln...
Zatrzymał i przyciągnął tanie linie, które dwa lata temu zaczęły się hurtowo wynosić z Balic, rozwija czartery, którymi pogardzano. Kraków ma połączenia z 52 miejscami na świecie; w pozostałych portach regionalnych jest ich przeciętnie 20.

- On się na tym zna. Tak naprawdę wygrał konkurs, bo jako jedyny nie mówił o szerokości pasa startowego, tylko przedstawił przekonującą wizję rozwoju firmy i transportu lotniczego w Polsce - mówi jego dawny przeciwnik.

- Obiecałem, że zrobię z Balic eleganckie lotnisko europejskie średniej wielkości - wyjaśnia Jan Pamuła.

Ma tak efektowne wyniki i wywarł tak dobre wrażenie, że szefowie pozostałych 14 lotnisk wybrali go na prezesa Związku Regionalnych Portów Lotniczych. Liczą, że doda skrzydeł nie tylko Balicom, ale i innym.

- Takich menedżerów nie ma w naszym kraju zbyt wielu. Teraz widać, co przez lata stracił kraj - uważa Janusz Chwajoł.

Nie tylko, jego zdaniem, zasadne wydaje się pytanie: kto ukradł Pamule 12 lat. I kto ukradł Pamułę Polsce.

Zarzuty

Mec. Barbara Sczaniecka, która wraz z nieżyjącym już Janem Sewerynem od początku broniła Pamułę:

- Dla mnie i wszystkich, którzy poznali tę sprawę z bliska, było od początku oczywiste, że to jest polowanie na znanego człowieka. Polowanie z nagonką. Wystarczy przejrzeć akta. Widać tam mechanizm działania prokuratury: najpierw uziemiamy delikwenta przy użyciu drobnych zarzutów, wmawiając opinii publicznej, że to "wierzchołek góry lodowej" (tak pisały o tym media, przecież nie same z siebie), a potem szukamy czegoś większego. Przez ponad 10 lat niczego większego nie udało się znaleźć, a pierwotne zarzuty się nie potwierdziły.

Mec. Sczaniecka przyznaje, że zaangażowała się w sprawę emocjonalnie. - Działania prokuratury były tak szokujące, że miałam ochotę wszystkich tam pozabijać - wspomina.

Opinia publiczna dowiedziała się o aresztowaniu Pamuły 3 czerwca 1996 roku. Prokuratura długo nie ujawniała treści zarzutów. Zamiast tego pojawiły się spekulacje - i "wiarygodne przecieki" - że może chodzić o "odprysk słynnej afery Art-B".

- Zatrzymanie było teatralne - wspomina mecenas. Identyczny scenariusz powtarzano potem w przypadku innych znanych osób.

Wiceprezes banku, powszechnie szanowany, został zatrzymany o wpół do siódmej rano przed swą kamienicą w centrum Krakowa - w akcji brały udział cztery wozy policyjne. Przewieziono go do Wydziału ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Komendy Wojewódzkiej - długo nie wiedział, czemu go zatrzymano, nie mógł się skontaktować z rodziną, ani miejscem pracy. Po 3 godzinach policjanci przekazali go w ręce młodej (27-letniej wówczas) prokurator Idy Marcinkiewicz. Ta przedstawiła dwa zarzuty.

- Kiedy je usłyszałem, myślałem, że to kabaret, ukryta kamera, żart - wspomina Pamuła.

Do 3 czerwca 1996 wszystko mu się udawało. Sukcesy na studiach, doktorat, wykłady na Akademii Ekonomicznej. Wygrywał wszystkie konkursy, w jakich startował: przez 11 lat prezesował krakowskiej Izbie Rzemieślniczej, w 1991 roku został posłem Kongresu Liberalno-Demokratycznego - i stanął na czele klubu liberałów, skupiającego 50 parlamentarzystów, w tym takie tuzy, jak Jan Krzysztof Bielecki, Donald Tusk, Janusz Lewandowski. Kierował Komisją Infrastruktury.
W chwili aresztowania był wiceprezesem najlepiej rozwijającego się banku w południowej Polsce - BPH oraz prominentnym działaczem Unii Wolności. Za parę dni rada banku miała podjąć decyzję o powierzeniu mu funkcji prezesa.

Tenże "człowiek na fali" usłyszał zarzuty, że:

w pierwszym półroczu 1990 r., będąc prezesem Izby Rzemieślniczej w Krakowie, "dwukrotnie zażądał od wiceprezesa Bohdana K. 500 USD, a następnie 1000 USD, uzależniając tym wydzierżawienie lokalu Izby Rzemieślniczej jego żonie" oraz:

"w pierwszym kwartale 1994 roku obiecał Bogusławowi S., drobnemu producentowi drewnianych szachów, załatwić lokal w Sukiennicach w zamian za wpłacenie 2000 zł na kampanię wyborczą prezydenta Józefa Lassoty."

- Kiedy poznaliśmy te zarzuty, wydały się nam wszystkim tak bzdurne, że aż śmieszne - wspomina Janusz Kmiecik.

Działaczom Izby wydawało się absolutnie nieprawdopodobne, by Pamuła, człowiek z bardzo zamożnej rodziny (kamienice w centrum), który już na początku lat 90. "nosił droższe skarpetki niż inni garnitury", miał klasę, chciał się schylić po tak drobne kwoty. Po drugie, pan K., który w latach 70. (o czym wielu doskonale wiedziało) siedział w więzieniu za malwersacje, został wypromowany właśnie przez Pamułę. Stracił stanowisko, gdy Pamuła zarzucił mu działanie na szkodę Izby.

O co poszło? K., wraz z żoną, wydzierżawił od Izby lokal przy placu Wolnica. - Wtedy było to miejsce nieatrakcyjne, nie mogliśmy znaleźć najemcy przez ogłoszenia - wspomina Chwajoł. I zadaje pytanie pierwsze: kto w takiej sytuacji żądałby łapówki od kogoś, kto zgodził się ten lokal wydzierżawić?

Z akt sprawy wynika, że po kilku latach pojawił się nowy najemca (bank spółdzielczy), który zaoferował pięciokrotnie wyższy czynsz. Wiceprezes K. nie chciał o tym słyszeć - i dlatego Pamuła wnioskował o jego odwołanie. Pytanie drugie: czy atakowałby kogoś, od kogo wziął pieniądze?

Pamułę miało obciążać nagranie magnetofonowe dostarczone policji przez pana K. Prokuratura informowała, że jest w nim mowa o łapówce. Po pierwsze jednak - jest to nagranie bardzo niewyraźne. A po drugie - o pieniądzach mówi w nim tylko K., a Pamuła nic nie odpowiada. Od początku twierdził, że niczego takiego nie słyszał, bo przecież by jakoś zareagował.

W przypadku producenta szachów sprawa była od początku jeszcze bardziej dęta. Dowodów nie znaleziono.

Przypadek

Już na początku śledztwa wtajemniczonym nie dawało spokoju: jak to możliwe, że dwaj nieznający się rzemieślnicy, w jednym czasie (16 i 17 maja 1996) idą do prokuratury złożyć doniesienia dotyczące wydarzeń sprzed sześciu i dwóch lat? Prokuratura wszczęła śledztwo cztery dni później. Po niespełna dwóch tygodniach zapadła decyzja o aresztowaniu Pamuły. Notabene - był to ostatni miesiąc, gdy decydował o tym prokurator. Teraz robią to sądy.

Po 10 miesiącach prokurator skierował akt oskarżenia do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia. Ten zwrócił akta celem uzupełnienia - postanowienie to utrzymał w mocy Sąd Wojewódzki. Sądy wytknęły śledczym, że pogwałcili prawo podejrzanego do obrony i nie zebrali dowodów. W efekcie stanowisko stracił nadzorujący śledztwo zastępca prokuratora wojewódzkiego, Wiesław Nocuń, a sprawę przekazano do Katowic.
Śledztwo ruszyło... od nowa. Ci sami świadkowie, te same zeznania, identyczne dowody. Kolejne dwa lata. W 30 miesiącu postępowania ówczesny poseł Unii Wolności Stanisław Kracik zapytał minister sprawiedliwości Hannę Suchocką, po co to wszystko i ile kosztuje. Usłyszał, że powołani w sprawie biegli (m.in. badający nagrania) są przepracowani. "Mając na uwadze skomplikowany charakter sprawy, musi ona zostać przeprowadzona bardzo dokładnie i bezstronnie. Związane z tym koszty postępowania nie mogą przesądzać o zakresie przeprowadzanych dowodów" - pisała pani minister w lutym 1999.

Niedługo potem prokuratura umorzyła śledztwo. Po tygodniu Suchocka zmieniła decyzję; ponoć chodziło jej o to, by Pamuła oczyścił się z zarzutów przed niezawisłym sądem i by nie było podejrzeń, że umorzenie załatwili mu koledzy.

Podjęte na nowo śledztwo ciągnęło się w Katowicach... ponad cztery lata: ponowny akt oskarżenia był gotów pod koniec 2003 roku. Katowiczanie starali się najwyraźniej znaleźć "coś wielkiego"; wspierały ich w tym media, nagłaśniające przecieki ze śledztwa i wieszczące gigantyczną aferę (Pamuła wytaczał im procesy, wygrał m.in. wszystkie sprawy z jednym z tabloidów).

Prokuratorzy zatrudnili m.in. biegłą, która stwierdziła, że Pamuła zagarnął kilkaset tysięcy marek niemieckich przeznaczonych na budowę centrum szkolenia rzemieślników. Opinia ta rozsypała się w pył na pierwszym przesłuchaniu biegłej. - Opinia urągała wszelkim regułom, logice i przyzwoitości. Ale postępowanie przeciągnęło się z jej powodu do 10 lat - wspomina mec. Sczaniecka. Zdaniem adwokatki prokuratorzy wykazywali nadzwyczajną aktywność, by cokolwiek znaleźć.

Kto ich do tego zachęcał? - Do dziś nie wiemy. Nie udało nam się dotrzeć do tajnych materiałów - odpowiada obrońca.

Pytajnik

W areszcie Pamuła spędził 45 dni. - Najgorszych w moim życiu. Ze mną mordercy, gwałciciele i inni "aferzyści", m.in. podejrzani w sprawie nadużyć w Hucie Sendzimira. Notabene - uniewinnieni szybciej niż ja - mówi Jan Pamuła.

Po wyjściu czuł się dziwnie. Jak udowadniać swą niewinność, nim sprawa trafi do sądu? - Gdybym był stróżem, wróciłbym do kanciapy i czekał na sprawiedliwość, ale ja byłem wiceprezesem dużego banku! - tłumaczy.

Najpierw go w tej funkcji zawieszono, potem sam zrezygnował. Stopniowo wycofywał się z życia publicznego, aby ugrupowaniom, w których działał, nie przypinano łatki "azylu aferzystów".

- W Izbie tylko zawistnicy szemrali na boku, ale ci, co Janka naprawdę znali, wierzyli w jego niewinność - zapewnia Janusz Chwajoł. Sprawa zaczęła się jednak ciągnąć latami, w mediach pisano o megaaferze, część ludzi stała się ostrożna. - Uznali, że trzeba czekać na wyrok sądu - dodaje Chwajoł.

Koledzy z UW stanęli za Pamułą murem. Nie chcieli, by rezygnował z funkcji skarbnika partii. Uważali, że padł ofiarą "czerwonych" (było to za rządów Włodzimierza Cimoszewicza; ministrem sprawiedliwości był wtedy Leszek Kubicki z SLD).
- Ale mieliśmy problem - przyznaje Tadeusz Syryjczyk. - Bo z jednej strony w pełni ufasz człowiekowi, a z drugiej - są określone standardy zachowań i związane z tym oczekiwania społeczne, np. że nie powinno się wprowadzać na stanowiska publiczne osób, na których ciążą prokuratorskie zarzuty.

- Efekt? Byłeś na piedestale, piąłeś się w górę, a nagle stajesz się marnym, nic nie znaczącym człowieczkiem - podsumowuje gorzko Janusz Chwajoł.

Przyjaciele się od Pamuły nie odwrócili. Żona i córka, dla której był zawsze wzorem do naśladowania - wspierały go wraz z resztą rodziny, która nigdy nie zwątpiła w jego niewinność.

Jednak wielu ludzi zerwało kontakty, zamilkły telefony. - Większość osób przyjaźni się ze stanowiskiem. Jesteś kimś, będą cię adorować. Upadniesz, to uciekną - opisuje Kmiecik.

- Żeby całkiem nie zwariować, zająłem się rodzinnymi kamienicami, remontem, wynajmem. Z tego żyłem. W 1999 założyłem firmę doradczą - opowiada Jan Pamuła.

Choć miał nadal propozycje objęcia funkcji publicznych, nie chciał. Raz tylko, na początku nowego stulecia, zaangażował się w tworzenie Platformy Obywatelskiej. Na krótko. Pojawiły się komentarze, że aferzysta tworzy partię.

- On, dawniej dynamiczny, pewny siebie - stracił nagle wiarę w siebie - opisuje Janusz Chwajoł.

- Z postawionym przez prokuraturę znakiem zapytania nad głową nie potrafiłem rozwinąć skrzydeł - przyznaje Pamuła.

- Największym skandalem jest, że ten pytajnik zawieszono nad głową szanowanego człowieka na 12 lat - podkreśla Tadeusz Syryjczyk. - To gorsze niż wyrok. Winnych sądy skazują na 5 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych. A Jan Pamuła został nieformalnie skazany na 12 lat niebytu. Bez wyroku!

Kara

Ponad dwa lata temu Jana Pamułę uniewinniła sędzia Aleksanda Sołtysińska z Sądu Rejonowego dla Krakowa-Środmieścia. Wcześniej Małgorzata Tyndel z tego samego sądu (kieruje XIV Wydziałem Karnym) uznała, że oba zarzuty (pierwotnie postawione, bo tylko one się ostały) uległy przedawnieniu, ale Sąd Okręgowy orzekł, iż przedawnił się jedynie zarzut korupcji. Sprawa płatnej protekcji (z donosu producenta szachów) wróciła na wokandę. Po kilku miesiącach zakończyła się uniewinnieniem. Zdaniem sądu nie było nigdy podstaw do zatrzymania, a tym bardziej aresztowania wiceprezesa BPH.

Wielu prawników obserwujących tę sprawę uważa, że sędzia Sołtysińska jako pierwsza dokładnie przeczytała i wnikliwie przeanalizowała akta sprawy. I nie zostawiła na działaniach prokuratury suchej nitki. Kim jest pani sędzia? Doktorem nauk prawnych (od 2001 r.), adiunktem w Katedrze Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji UJ. W lutym prezydent Kaczyński powołał ją na stanowisko sędziego krakowskiego Sądu Okręgowego.

Co się stało z autorami donosów? - Zniknęli, nikt ich więcej w Izbie nie widział, nie istnieją na rynku - twierdzi Janusz Chwajoł. S. zmarł w dziesiątym roku koszmaru Pamuły.
U oczyszczonego z zarzutów rozdzwoniły się telefony. Kiedy został prezesem Balic, jest ich nawet sto razy więcej. - Ludzie masowo pytają o komórkę do Jaśka - przyznaje Kmiecik. - Jasiek znów ma całą masę przyjaciół...

- Rzecz ludzka - komentuje Tadeusz Syryjczyk. Szokuje go co innego: - Całkowity brak odpowiedzialności osób, któr e to człowiekowi zrobiły.

Ida Marcinkiewicz-Baca (żona prok. Pawła Bacy, który oskar- żył m.in. byłych wiceprezydentów Krakowa i b. wojewodę małopolskiego), miała wprawdzie nieprzyjemności, pracowała jakiś czas w pionie śledczym IPN-u (badała m.in. sprawę zbezczeszczenia zwłok słynnego "Ognia"), ale odeszła stamtąd z końcem 2005 roku. Trafiła do Prokuratury Apelacyjnej oraz do zamiejscowego oddziału Prokuratury Krajowej - specjalizuje się w ściganiu przestępczości zorganizowanej.

Prokurator Wiesław Nocuń, nadzorujący śledztwo w początkowej fazie, najpierw stracił stanowisko wiceszefa okręgówki, ale w 2002 roku powrócił w wielkim stylu. Za czasów Leszka Millera został szefem Prokuratury Apelacyjnej. Odszedł dwa lata później - po skandalu z zatrzymaniem Romana Kluski... We wrześniu 2005 został powołany do Prokuratury Krajowej, zyskując w zasadzie dożywotnie źródło wysokich dochodów.

W zeszłym roku Jan Pamuła zażądał w sądzie 15 mln zł odszkodowania za utracone zarobki i milion złotych zadośćuczynienia. Jeśli sąd uzna racje menedżera, za błędy śledczych i wymiaru sprawiedliwości zapłacą podatnicy.

Zbigniew Bartuś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski