Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Egzekutor

Redakcja
Próba porwania, pobicie, wymuszenia i groźby. Takimi metodami - zdaniem prokuratury - posługiwał się Janusz K., ps. "Bokserek", znany w krakowskim półświatku, m.in. z egzekucji fikcyjnych długów.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Jedną z jego ofiar był Michał K. Mieli wspólnych znajomych, obracali się w tym samym towarzystwie. Zdaniem prokuratury konflikt zaczął się w 2007 r., kiedy "Bokserek" oznajmił, że mężczyzna jest mu winien 20 tys. zł, bo "zarżnął jeden z jego interesów". O co chodziło - do dziś nie ustalono. Według Michała K. dług był fikcyjny. Według "Bokserka" - przeciwnie.

Przez kilka miesięcy Janusz K. tylko dopominał się o pieniądze. Później postanowił wyegzekwować je siłą. Z pomocą kilku osiłków zaczął polować na ukrywającego się Michała K. Dopadli go przy zakopiance.

Zasadzkę zorganizowali zimą 2008 r. na stacji benzynowej. Michał K. wsiadł tam do samochodu jadącego w kierunku Krakowa. Po kilku kilometrach kierowca nagle zaparkował na poboczu między dwoma autami i sam wyskoczył z pojazdu. Natychmiast pojawili się egzekutorzy. Siłą wyciągnęli go z samochodu i zaczęli okładać, m.in. metalową pałką teleskopową po głowie. Grozili, że go zabiorą do "dziupli" i tam zabiją - opowiadają śledczy.

Michałowi K. cudem udało się uciec. Zatrzymał przejeżdżający samochód, kierowca zawiózł go prosto do zakopiańskiego szpitala. Tam w rejestracji podał dane kuzyna, ponieważ sam był poszukiwany w związku z niepowrotem z przepustki z zakładu karnego. W szpitalu spędził kilka dni. Wystarczyło, żeby wszystko przemyśleć i dojść do wniosku, że na wolności nie jest bezpiecznie. Po opuszczeniu szpitala sam zameldował się pod więzienną bramą.

W czasie kolejnej przepustki przekazał Januszowi K. 2 tys. zł, żeby - jak mówił później śledczym - załagodzić konflikt. I znów wrócił za kraty. Odsiadywał wyrok do końca minionego roku. Sądził, że "Bokserek" już mu odpuścił. Mylił się jednak. W lutym, w czasie przypadkowego spotkania, egzekutor przypomniał o długu. Zagroził zemstą. "Poleję twojego syna benzyną. Potem podpalę" - miał usłyszeć od niego Michał K. Tego już było za wiele. Dwa dni później sam zadzwonił do szantażysty, proponując mu 10 tys. zł za "święty spokój". Ten przystał na to, umówili się na 25 lutego. Rozmowę nagrywali policjanci. "Bokserek" wpadł w ich ręce podczas próby przejęcia pieniędzy. Do dzisiaj siedzi w areszcie. Postawiono mu też inne zarzuty.

Kolejną jego ofiarą miał być właściciel komisu samochodowego, Lukas Ch., dzierżawiący pomieszczenia i parking od salonu samochodowego. Klientem tego salonu był w 2008 r. Nikola M., serbski piłkarz, grający wówczas w Wiśle Kraków. Kupił volkswagena tuarega, a w rozliczeniu zostawił swoje audi A8. Audi potem odkupił Lukas Ch. i w ten sposób zaczęły się jego problemy.

W czasie przypadkowego spotkania piłkarz miał mu oznajmić, że przepłacił za volkswagena. "Masz pretensje, idź do właściciela salonu. Mnie nic do tego" - odparł Lukas Ch. To jednak nie przekonało piłkarza. Według aktu oskarżenia, który właśnie prokuratura skierowała do sądu, Serb miał mu wówczas zagrozić "nasłaniem ekipy".
Po jakimś czasie Lukasa Ch. rzeczywiście odwiedziło kilku osiłków, domagających się zwrotu długu. Występowali już jednak w imieniu Janusza K. Czy serbski piłkarz "sprzedał" mu dług i czy w ogóle miał z tym nalotem coś wspólnego - nie ma na to dowodów. Nie udało się go nawet przesłuchać, bo od dłuższego czasu przebywa w Rosji. Śledczy podejrzewają, że "Bokserek" jakimś sposobem dowiedział się o pretensjach piłkarza i wykorzystał to, próbując egzekwować fikcyjny dług.

Sprawa na jakiś czas przycichła. Ale w ub. roku Lukas Ch. znów usłyszał, że za rzekomy dług właściciel salonu samochodowego już zapłacił, a on sam jeszcze zobaczy... Kilka dni później nieznani sprawcy rozbili szyby w dwóch samochodach stojących w jego komisie.

Z zeznań Lukasa Ch. wynika też, że w sierpniu ub. roku spotkał się z "Bokserkiem", od którego usłyszał, że "wisi" nad nim 30 tys. długu. Egzekutor miał mu zagrozić śmiercią. On jednak twardo odmówił. Co ciekawe, poskutkowało.

Kolejny zarzut, o którym mowa w akcie oskarżenia, dotyczy przywłaszczenia sobie przez Janusza K. porsche carrera, wartego ponad 300 tys. zł. To auto "Bokserek" przejął od znajomego, udzielając mu 150 tys. zł pożyczki. Sęk w tym, że bez umowy, a jego dłużnik nigdy nie był właścicielem samochodu.

Do żadnego z zarzutów Janusz K. się nie przyznaje. Twierdzi, że są oparte jedynie na pomówieniach jego dłużników. W trakcie śledztwa badali go biegli psychiatrzy, którzy nie znaleźli podstaw do kwestionowania jego poczytalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski