MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ekologiczne priorytety

Redakcja
Niedawno połączone siły ekologów i dziennikarzy nawoływały do wielkiej akcji gaszenia na godzinę oświetlenia. Uzasadnienie było przejrzyste: do oświetlenia zużywamy energię elektryczną, której wytwarzanie związane jest z emisją zanieczyszczeń, a te są przyczyną ocieplenia klimatu, które prowadzi nas ku katastrofie, a zatem…

Ryszard Bugaj: Lewy prosty

Akcja udała się - mówiąc delikatni - średnio. Ale choć teza ekologów jest ciągle nie przez wszystkich badaczy podzielana, nie ma się z czego cieszyć. Rozsądnie jest bowiem przyjąć - choćby na wszelki wypadek - że ocieplenie rzeczywiście nam zagraża. Pytanie - jak się temu przeciwstawić.
Gaszenie światła to działanie tyleż spektakularne, co mało skuteczne. Podejrzewam, że wątpliwe jest też budowanie wiatraków. Ba, nieoczywiste są nawet limity emisji zanieczyszczeń nakładane przez Brukselę na zakłady produkcyjne. Wszystkie te działania mają jednak wspólną cechę: nie naruszają interesów grup najbardziej wpływowych.
Rzecz w tym, że do zanieczyszczenia środowiska w największym stopniu przyczyniają się ludzie najzamożniejsi. Mieszkam pod Warszawą i w mojej miejscowości obserwuję budowę domów o powierzchni 500-1000 metrów kwadratowych. Ich ogrzanie - nie ma cudów - wymaga zużycia pewnie tyle energii, ile potrzeba dla ogrzania 10-20 mieszkań w bloku. Jeżdżąc po Warszawie, widzę dwutonowe dżipy (na ogół kierowane przez tłustych 50-latków), które muszą - nie ma cudów - zużywać po 15 litrów benzyny, czyli tyle ile 2 i pół seicento. Menedżerowie uwielbiają zajmować gabinety o powierzchni 50-100 metrów kwadratowych, które na ogół są klimatyzowane. W każdym z tych przypadków mamy do czynienia nie tyle z dobrobytem, co z ostentacją. Jeżdżenie po Warszawie dżipem komfortu nie daje. W domu o powierzchni przekraczającej - powiedzmy - 200 metrów kwadratowych też wygodne chyba nie jest. Ale w każdym przypadku szpan jest wielki. Obserwowałem kiedyś menedżerów rywalizujących o gabinety. Po prostu jak małe dzieci.
Czy to znaczy, że należy ustalić standardy dopuszczalnej konsumpcji, jak w niektórych średniowiecznych miastach, w których zakazane było np. noszenie spiczastych butów?
Nie sądzę, ale też nie ma powodów, by rezygnować z proekologicznych bodźców podatkowych. Konsumpcja - nawet najbardziej ostentacyjna - powinna być dopuszczalna, ale i odpowiednio kosztowna. A jest raczej odwrotnie. W każdym razie wiele wspomnianych dżipów jest kupionych "na firmę" i choć na ogół (a na pewno w znacznej części) są eksploatowane w celach prywatnych, to wydatki na ich eksploatację idą w koszty firmy, czyli pomniejszają dochód do opodatkowania. Także niektóre gigantyczne wille są (w całości lub części) "firmowe", a koszty ich eksploatacji też pomniejszają podatek. Powiedzmy przy okazji: właściciele wielkich domów i dżipów na ogół płacą tylko 19-procentowy podatek liniowy.
To, o czym powinniśmy pomyśleć możliwie szybko, to ekologiczny podatek od ponadstandardowego zużycia energii. W przypadku domów może to rozwiązać (choć nie precyzyjnie) wprowadzenie podatku katastralnego, który przeciętnie nie musi być wyższy od podatku od nieruchomości (można choćby przyjąć, że podatek płacony jest tylko od nadwyżki wartości nieruchomości przekraczającej np. 300 tysięcy zł). W przypadku samochodów można wprowadzić podatek od nadwyżki ich ciężaru przekraczającego np. 800 kilogramów. Skomplikowane? Dosyć, ale bez przesady. Bardziej skomplikowane - ale i bardziej konieczne - wydaje się ograniczenie możliwości unikania płacenia podatków przez najbogatszych obywateli naszego kraju. Niestety, obecny rząd (podobnie jak rządy poprzednie, a może i bardziej) nie ma tu żadnych pomysłów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski