Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Epitafium dla Amy

Redakcja
Fot. Universal Music Polska
Fot. Universal Music Polska
Była jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki pop, choć nagrała zaledwie dwa albumy i miała jeden wielki przebój. Krytycy twierdzili, że "zrobiła dla kobiecej wokalistyki tyle, co Nirvana dla alternatywnego rocka". W wieku 24 lat zdobyła pięć statuetek Grammy. Jej życie było jednak koszmarem, który skończył się w sobotę 23 lipca. Nigdy już nie zobaczymy jej na żywo. Amy Winehouse. Czekając na samobójstwo

Fot. Universal Music Polska

Wielki głos, szybka śmierć

Paparazzi czatowali na jej śmierć już od kilku lat. Przed domem piosenkarki w londyńskiej dzielnicy Camden Town zawsze stało kilkanaście samochodów z fotoreporterami w środku. Mimo oficjalnego zakazu zbliżania się do piosenkarki, nie opuszczali jej na krok, czekając aż pozwoli im zarobić kilkaset funtów. I najczęściej dostawali to, czego chcieli. Tak jak 2 grudnia 2007 roku, kiedy to wyszła przed dom boso, ubrana tylko w biustonosz i dżinsy, z rozczochraną fryzurą, o nieprzytomnym wzroku. Flesze błyskały przez kilka minut, zanim schowała się z powrotem za drzwi. Jeszcze przed południem w Internecie zaroiło się od wykonanych wtedy zdjęć. Dzień później fotografie trafiły na pierwsze strony plotkarskich gazet.

Kilka miesięcy potem brytyjski "The Sun" umieścił na swej stronie internetowej amatorski film wideo, na którym młoda kobieta, w której rozpoznano Amy Winehouse, zażywała kokainę i opowiadała o swoim uzależnieniu od ecstasy i valium. Nagranie trafiło na policję, ale ta nie wszczęła żadnego dochodzenia. Rzecznik prasowy wokalistki tłumaczył publicznie, że jego podopieczna czuje się świetnie i nie ma problemów z narkotykami. Paparazzi jednak nie dali za wygraną - kilka dni później sfotografowali Winehouse w jednym z londyńskich klubów ze śladami krwawych cięć na rękach i udach.

Kiedy niespodziewanie odwołała serię koncertów, okazało się, że wylądowała na odwyku. Wtedy do prasy przedostały się przerażające informacje. Młoda wokalistka była uzależniona od heroiny, ecstasy, kokainy, ketaminy i alkoholu. Mało tego - cierpiała również na depresję maniakalną, napady agresji, problemy z łaknieniem, zaburzenia rytmu serca i rozedmę płuc. Uciekając przed kłopotami ze zdrowiem w chemikalia, z każdym zastrzykiem czy wypalonym skrętem pogarszała swój stan zdrowia. Nagrania piosenkarki sprzedawały się jednak jak przysłowiowe ciepłe bułeczki - im głośniejsze były skandale z jej udziałem, tym jej płyty osiągały wyższe notowania na listach przebojów.

Kolczyk w nosie

Urodziła się w żydowskiej rodzinie londyńskiego taksówkarza 14 września 1983 roku. Ojciec był wielbicielem Franka Sinatry i często śpiewał w domu jego piosenki. To sprawiło, że Amy od małego interesowała się muzyką. Już w szkole podstawowej często nie potrafiła cicho usiedzieć na lekcji, ciągle nucąc pod nosem jakieś jazzowe standardy. Wtedy jej babka zasugerowała, że warto posłać wnuczkę do szkoły muzycznej, aby ćwiczyła głos. W ten sposób Amy trafiła do Susi Earnshaw Theatre School, a potem do Sylvia Young Theatre School, zakładając w międzyczasie z koleżankami swój pierwszy zespół - Sweet`n`Sour. Nauczyciele ciągle narzekali na rozbrykaną dziewczynkę - kiedy pewnego dnia przyszła do klasy z kolczykiem w nosie, została wyrzucona ze szkoły. Rodzice przenieśli ją wtedy do BRIT School, nowej uczelni powołanej do życia przez brytyjskich speców od show-biznesu. I okazało się to strzałem w dziesiątkę. Dysponująca oryginalnym kontraltem Winehouse od razu została zauważona przez wykładowców. Jej ówczesny chłopak, soulowy wokalista, Tyler James, wysłał taśmę z nagraniami swej dziewczyny do jednego z najważniejszych menedżerów angielskiej muzyki pop, Simona Fullera. Ten natychmiast podpisał z nią kontrakt - i zaczął działać: puścił pierwsze profesjonalne nagrania wokalistki w obieg tworzony przez właścicieli największych wytwórni płytowych. Nie zdradzając tożsamości swej podopiecznej, uczynił z niej w ciągu kilku tygodni najbardziej strzeżoną tajemnicę brytyjskiego show-biznesu. Wydawcy byli zachwyceni głosem Winehouse - zaczęły więc padać coraz to hojniejsze propozycje kontraktów. Fuller wybrał najbardziej renomowaną firmę - Universal.

Powrót do korzeni

W październiku 2003 roku ukazał się debiutancki album Winehouse - "Frank". Zawierał on trzynaście piosenek wyprodukowanych przez Salaama Remi, kolejnego chłopaka wokalistki. Nagrania utrzymane były w stylistyce klasycznego soulu z silnymi wpływami jazzu. Do tej stylowej muzyki idealnie pasował image piosenkarki - ogromny kok tapirowanych włosów, wymalowane "na jaskółkę" oczy, obcisła sukienka mini i wysokie buty na koturnie. Winehouse zapożyczyła go od wizerunku swej ulubionej dziewczęcej grupy popowej z lat 60. - The Ronettes. W przeciwieństwie do wielu swych koleżanek po fachu wokalistka była współautorką większości piosenek z płyty. Nie było w tym nic dziwnego - pierwsze melodie zaczęła układać już w wieku czternastu lat, kiedy rodzice kupili jej w prezencie gitarę.

Album, promowany singlami "Stronger Than Me", "Take The Box", "In My Bed" i "Pumps", z miejsca stał się bestsellerem, pokrywając się potrójną platyną, oznaczającą ponad 600 tysięcy sprzedanych egzemplarzy w samej Anglii. Sukces płyty sprawił, że Winehouse została natychmiast zaproszona na dwa prestiżowe festiwale - w Glastonbury i w Montrealu.

Piosenkarka nie do końca była jednak zadowolona z jazzowego sznytu, jaki nadał jej utworom Remi. Dlatego też na współproducenta drugiej płyty wybrała zdobywającego dopiero popularność Marka Ronsona, który podzielał jej uwielbienie dla żeńskich zespołów soulowych i popowych z przełomu lat 50. i 60. Efektem pracy całej trójki okazał się wydany w październiku 2006 roku album "Back To Black", zawierający przejmujące piosenki o ekshibicjonistycznych wręcz tekstach. Jego popularność prześcignęła debiut - w ciągu dwunastu miesięcy płyta sprzedała się w samej Anglii w prawie dwóch milionach egzemplarzy. Krążek spodobał się również na kontynencie i w Stanach Zjednoczonych. Do dziś kupiło go ponad dziewięć milionów słuchaczy na całym świecie. Wydawnictwo przyniosło Winehouse jeden wielki przebój - "Rehab". Sporą popularnością cieszyły się również inne piosenki z płyty, wydane na singlach: "You Know I`m Not Good", "Tears Dry On Their Own", "Love Is A Losing Game", "Just Friends" i tytułowy "Back To Black". Pod koniec sezonu komercyjny triumf albumu przypieczętowały prestiżowe nagrody od krytyków - angielskie BRIT Awards i amerykańskie Grammy. W tym samym czasie Winehouse wkroczyła na drogę samodestrukcji wiodącą wprost na spotkanie śmierci.

W zabójczym związku

Pierwsze sukcesy sprawiły, że pojawiła się wokół niej grupa ludzi żerujących na jej popularności. Najbliższym z nich okazał się Blake Fielder-Civil, niespełniony artysta, w którym zakochała się na zabój. Nie przeszkadzało jej to, że nie ma żadnej pracy, ma opinię wykorzystującego kobiety lowelasa i, co najgorsze, ciągnie go do wszelkich możliwych używek. Płomienny romans, który przerwała na krótko inna kobieta, przybrał na intensywności, kiedy Winehouse stała się wielką gwiazdą po sukcesie "Back To Black". W maju 2007 roku para wzięła ślub w Miami - ceremonia kosztowała niecałe dwieście dolarów, a w menu serwowano hamburgera z frytkami. Wtedy zaczął się zabójczy ciąg: alkohol, narkotyki, środki przeciwbólowe, tabletki nasenne, awantury i bijatyki. Winehouse znalazła się w szpitalu, gdzie musiano jej zrobić płukanie żołądka. Nie zmieniło to jednak jej nastawienia do męża. W sierpniu 2007 sfotografowano zakochaną parę na ulicach Londynu - oboje byli pokryci siniakami i krwią.
Paparazzi, znając słaby charakter męża Winehouse, zorganizowali prowokację - podczas wręczania łapówki właścicielowi jednego z nocnych klubów, którego wcześniej pobił, aresztowała go policja. Fotografie zaskoczonego mężczyzny obiegły całą bulwarową prasę. Winehouse po odwiedzinach męża w więzieniu pokazywała z dumą fotoreporterom malinkę na szyi, która miała dowodzić, jak bardzo ją kocha.

Stosunek Winehouse do paparazzi był bowiem dwuznaczny - z jednej strony skarżyła się na ich ataki, dostała w sądzie zakaz zbliżania się do niej na sto metrów, ale z drugiej - pokazywała się im w niekompletnym stroju, ze śladami krwi na butach, kokietowała niegrzecznym zachowaniem i kolejnymi pobytami na odwyku. W tym samym czasie dołączyła do niej para innych straceńców - Pete Doherty z indie-rockowej grupy The Libertines i jego dziewczyna, słynna modelka, Kate Moss. Prasa brukowa szalała - co tydzień można było w niej zobaczyć szokujące zdjęcia: aresztowanej za posiadanie narkotyków Winehouse, leżącego w rynsztoku Doherty`ego, wstrzykującej sobie heroinę Moss. W pewnym momencie doszło do paradoksu - ponieważ ani Winehouse, ani Doherty nic nie nagrywali, byli sławni jedynie dzięki swemu nałogowi. Pierwsza otrząsnęła się Moss, bo nikt nie chciał zatrudniać jej na pokazy. Potem próbował wziąć się w garść Doherty, bo krytyka miażdżyła bez litości jego płyty i koncerty. Z Winehouse było inaczej - pieniądze płynęły na jej konto nieprzerwanym strumieniem. Za prywatny koncert w moskiewskiej Art Galery dla rosyjskiego oligarchy, Romana Abramowicza, zainkasowała milion funtów. Drugi milion zarobiła za dwa występy podczas Paris Fashion Week w stolicy Francji. W 2008 roku brytyjski "Sunday Times" oszacował jej fortunę na dziesięć milionów funtów. Rok później - stopniała ona dokładnie o połowę. Ojciec męża Winehouse zaapelował publicznie do fanów piosenkarki, aby nie kupowali jej płyt - chciał w ten sposób odciąć syna i jego żonę od dopływu gotówki, która była przeznaczana na narkotyki. Bez skutku.

Ostatnia szansa

W 2009 roku udało się piosenkarce zaliczyć zakończoną sukcesem sesję na odwyku. "Obudziłam się pewnego dnia i stwierdziłam, że nie chcę już tego robić" - wyznała potem w jednym z wywiadów. Po rozwodzie z Fielderem-Civilem (co ciekawe - nie dostał ani grosza), Winehouse znalazła pocieszenie w ramionach młodego reżysera Rega Travissa. Przystąpiła nawet do pracy nad kolejnymi nagraniami. Spustoszenia poczynione przez alkohol i narkotyki w organizmie wokalistki szybko dały jednak o sobie znać. 25 maja tego roku znów trafiła na tydzień do kliniki odwykowej. Lekarze powiedzieli jej wtedy: "Albo przestaniesz pić, albo umrzesz".

Na lato tego roku zaplanowano cykl występów, który miał przypomnieć piosenkarkę publiczności w przededniu wydania przez nią trzeciego albumu. Kiedy 18 czerwca wyszła z niemal godzinnym opóźnieniem na scenę w Belgradzie, nie mogła utrzymać w rękach mikrofonu i nie pamiętała słów piosenek. Po kilkunastu minutach wróciła za kurtynę, a towarzyszyło jej wściekłe buczenie dwudziestotysięcznej publiczności. Niebawem odwołano całą trasę koncertową - w tym występ zaplanowany w Polsce na 30 lipca. Dokładnie tydzień wcześniej Winehouse została znaleziona martwa w swym londyńskim mieszkaniu.

Brytyjski dziennik "Daily Telegraph" poinformował w miniony poniedziałek, że wszystko wskazuje na to, iż nowa płyta Amy Winehouse ukaże się już niebawem. Na album trafi materiał zarejestrowany przez wokalistkę tuż przed śmiercią. Na pewno będzie on bestsellerem.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski