- Jak Pan ocenia początek sezonu w wykonaniu Cracovii?
Janusz Filipiak: - Budujemy tę drużynę, to jest nowy zespół. Drużyny, z którymi konkurujemy grają przez dłuższy czas w podobnym składzie, np. Legia. Już chyba trzeci sezon występuje w podobnym zestawieniu i są tego efekty. My mamy wielu nowych piłkarzy i trener musi to poukładać. Zawodnicy muszą się poznać nawzajem. Końcówka meczu ze Śląskiem Wrocław wyglądała nieźle. Oczywiście, że bramka nie padła, ale końcówka spotkania dała nam satysfakcję. Spokojnie patrzę w przyszłość.
- Dokonaliście dziewięciu transferów w tym okienku transferowym, a ma być jeszcze dziesiąty.
- Raczej go nie będzie, takie last minute jest trochę nerwowe. Uważam, że drużyna powinna się zgrywać i będziemy się przygotowywali do zimowego okienka transferowego.
- Transfer nie dojdzie do skutku z uwagi na barierę finansową?
- Nie, jest za mało czasu, by zawodnika przetestować. Trener musiałby jechać, by go zobaczyć, a kiedy ma to zrobić? Jutro jest już mecz, potem kolejny, a następnie okienko się za myka. Jest za późno na zbadanie, sprowadzenie zawodnika. Robiliśmy tak w zeszłych sezonach i było to kosztowne.
- Czy klub będzie funkcjonował bez dyrektora sportowego?
- Nie lubię tego określenia, bo dyrektor to jest co najmniej Huty Lenina... Dyrektor sportowy to funkcja na wyrost. Mamy sporo osób w sekcji piłki nożnej, jest trener Łach. Są inni trenerzy i jeśli chodzi o wyszukiwanie kandydatów, to oni mają do odegrania sporą rolę.
Mamy zdolną młodzież, transfery też robimy, a w ogóle widzę tu największą rolę trenera Podolińskiego. Na koniec i tak każdy transfer musi być przez niego zaakceptowany. Szkoleniowiec jest z definicji najlepszym fachowcem, bo gdyby nim nie był, to nie byłby trenerem. Jego rola powinna iść w stronę modelu angielskiego trenera-menedżera.
- Jaki cel postawił Pan przed drużyną w tym sezonie?
- Cel wynika z systemu premiowania. Są wysokie premie za miejsce w pierwszej trójce, są premie za wejście do ósemki. Walczymy o jak najwyższą lokatę. To jest dobrze zdefiniowane, nie tylko ustnie, ale poprzez system nagród finansowych.
- Czy Pana zadowoli każde miejsce wyższe niż w zeszłym sezonie (Cracovia zajęła 14. lokatę - przyp. żuk)?
- Nie, nie zadowoli mnie. Kibice chcą, żebyśmy grali o jak najwyższe cele, o mistrzostwo Polski.
- Przecież to jest nierealne, żeby Cracovia walczyła o mistrzostwo kraju...
- Dlaczego? Jest realne. Jesteśmy klubem o bardzo stabilnej sytuacji finansowej. To jest taki typowo polski bałagan, że kluby typu Górnik czy inne, mają wielomilionowe długi i grają, a ja muszę konkurować z tymi, którzy dają pieniądze wirtualne. My dajemy rzeczywiste, mamy budżet zrównoważony, te pieniądze wypłacamy, a konkurujemy z kimś, kto obiecuje bardzo duże pieniądze, których w rzeczywistości nie ma.
- Wracając do walki o czołowe miejsca, to jest to tylko marzenie. Sam trener Podoliński stwierdził, że Cracovia to nie jest zespół, który byłby w stanie grać o puchary, to drużyna, która przez ostatnie sezony dołowała.
- Pan pyta o cel, więc odpowiadam, że chcemy grać w pucharach i widzę taką możliwość. Trener jest powściągliwy, ale też chce grać o miejsce w pucharach. Nie chce tego powiedzieć, żeby mu potem tego nie wypomniano. Tak jak trener Stawowy się wychylił i śmieją się z niego do dzisiaj (ówczesny szkoleniowiec stwierdził, że Cracovia będzie grać w Lidze Mistrzów - przyp. żuk). Powtarzam, nasz trener jest powściągliwy, ale na pewno mu to po głowie chodzi, bo jest młody i ambitny.
- Przemknęła Panu przez głowę po tych trzech porażkach taka myśl, że to nie był jednak dobry wybór sprowadzając tego trenera i tych piłkarzy?
- Nie. Dla mnie najważniejsze jest to, że muszę widzieć u piłkarzy motywację i atmosferę w drużynie. Nie mogę widzieć głów zwieszonych w szatni. Było widać, że przykładają się do treningów. Kadra Cracovii jest bardzo dobra. Jak się bierze zawodników, każdego z innej bajki i rywalizuje z zespołami, które są już zgrane, to musi być problem.
- Polityka transferowa zależy w dużej mierze od Pana. Można było zostawić poprzednią drużynę...
- Nie, jest np. sprawa Danielewicza. Przyszedł i powiedział, że chce daną kwotę. Powiedziałem, dobra, masz te pieniądze. Ale on wolał odejść. Strausa nie chcieliśmy, bo przez trzy lata wiele grał, a miał może jedną asystę, wiadome było, że w odbiorze piłki jest dobry, a w grze do przodu już nie. Bernhardt to z kolei chimeryczny zawodnik, niepoważny. Odejścia tych piłkarzy były uzasadnione i absolutnie tego nie żałujemy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?