MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Forum Czytelników

Redakcja
WYŚLIJ LIST: al. Pokoju 3, 31-549 Kraków. DZWOŃ: 12 68-88-245. PISZ: [email protected]

W związku z propozycją zmian w organizacji ruchu ulicznego chciałbym wyrazić moją negatywną opinię o tym projekcie.

Przez Kraków dziennie przewijają się dziesiątki tysięcy samochodów, przy obecnej infrastrukturze nie ma idealnego rozwiązania, a korki i tak będą się tworzyć, można tylko pokusić się o względne zrównoważenie obciążenia.

Zmiana kierunków ruchu na ul. Czarnowiejskiej i ul. Reymonta spowoduje tylko jedno - jeszcze większe korki, bo ruch w danym kierunku, który obecnie rozkłada się na dwie ulice, będzie skomasowany na jednej ulicy. Czyli w godzinach porannych na ul. Reymonta od Piastowskiej po Aleje, na Czarnowiejskiej od Alej do Nawojki, kiedy następuje wzmożony ruch studentów i wykładowców jednej z większych uczelni w Krakowie, nie mówiąc o wszystkich, którzy spieszą do pracy w Śródmieściu i Podgórzu.

Ulice "objazdowe" nie pomieszczą wszystkich samochodów, jak np. wąska ul. Miechowska, co będzie skutkować następnym korkiem. Proponowana zmiana byłaby możliwa i miała sens, gdyby wiązała się z przebudową wszystkich okolicznych skrzyżowań i kompletnym przeprogramowaniem sygnalizacji na całych Alejach Trzech Wieszczów. Inaczej wyjdzie kolejny bubel na miarę remarszrutyzacji, która wprowadziła system przesiadkowy z autobusami i tramwajami jeżdżącymi rzadziej i punktami przesiadkowymi wymagającymi często przekraczania schodów i kilku jezdni.

Jeden bilet czasowo nie jest w stanie obsłużyć trasy w jedną stronę. I kto dopłaca do biletu? Pasażer. Propozycja zmiany ruchu wokół Plant też jest krytykowana, ze względu na przedsiębiorców, którzy mogą zacząć wycofywać się z Rynku i okolic. Wszystkie proponowane zmiany powinny być przed wprowadzeniem poddane konsultacjom społecznym, przede wszystkim przez szacunek dla mieszkańców.

Kazimierz Łodziński

***

Przez jakiś czas na trasie autobusu 130 jeździły pojazdy przegubowe. Dało się jechać. Teraz kursują małe, krótkie autobusiki. Tłok w nich ogromny, ludzi mnóstwo. I nic dziwnego, bo częstotliwość kursów nie uległa zmianie. Ta część Krakowa zamieszkana jest przez wielu studentów. To również należało wziąć pod uwagę, układając rozkład jazdy.

Danuta Potępa, mieszkanka Krowodrzy

***

Za pośrednictwem "Dziennika Polskiego" chcę wyrazić swoje spostrzeżenia. Zabezpieczmy Nagrodę Nobla dla tego, kto wymyślił sprywatyzowanie sanatoriów i pragnie tę akcję kontynuować!

Ten problem dotyczy także Krakowa, nie tylko miejscowości, w których znajdują się sanatoria - bo wielu krakowian z leczenia w tych placówkach korzysta. Jak leczenie sanatoryjne wygląda po prywatyzacji, doświadczyłam na własnej skórze, przebywając na leczeniu w Krynicy, w dawnym sanatorium "Kolejarza", które przed akcją prywatyzacji świetnie funkcjonowało.

Najśmieszniejszym według mnie pomysłem okazało się powierzenie różnych działów działalności sanatorium różnym spółkom.

Na szczęście opieka lekarska i rehabilitacja ostały się rękach Narodowego Funduszu Zdrowia i działają jak dawniej. Natomiast służby porządkowe, sprzątanie, podawanie do stołu - to wszelakie okropieństwa. Co do wyżywienia - to uważam, że gdyby tak jak pensjonariuszy karmiono więźniów, to strajk w więzieniach byłby nieunikniony.

Odprowadzamy ciężko zarobione pieniądze do ZUS, często przez 40, 50 lat. I miałam nadzieję, że możemy oczekiwać jakiejś poważnej rekompensaty.

Barbara, mieszkanka Krakowa

***

W naszym mieście jest przerażająca ilość błota. Skąd się ono bierze? Moim zdaniem z budów, które są wszędzie.

Proszę sprawdzić, ile błota wywożą codziennie na ulice na wywrotkach z ziemią, na olbrzymich kołach budowlanych samochodów. Błoto wywożone jest z okolic np. ul. Dobrego Pasterza (okolice Parku Wodnego), z ul. Bohomolca (okolice os. Oświecenia i Prądnika Czerwonego). Zastanawiam się, czy istnieje jeszcze jakiś przepis, ustawa o obowiązku mycia takiego sprzętu? Wydaje mi się, że kiedyś taki obowiązek był.

Od tego błota brudno jest nie tylko na ulicach, nie tylko wznoszą się olbrzymie tumany kurzu przy przejeżdżaniu samochodów, ale też brudno jest we wszystkich środkach transportu miejskiego. Nie można oddychać ani będąc czystym dojechać do celu.

Niestety, źródłem błota są również osiedlowe parkingi. Miejsc postojowych dla samochodów jest niewiele, więc kierowcy parkują na okolicznych trawnikach, a raczej kiedyś były to trawniki, teraz zmieniły się w bajorka.

Katarzyna J., krakowianka

***

Kraków jest obrzydliwie brudny, przykro na to patrzeć. Tak chciałabym codziennie wyjść na spacer do Śródmieścia, ale nie chcę psuć sobie i tak niezbyt dobrego samopoczucia. To miasto powinno być naszą piękną wizytówką oraz źródłem dochodu - jest szansa na miliony turystów. Kraków powinien więc podobać się niezależnie od pory roku.

Co robić, by tak było? Przede wszystkim wymagać od ludzi zatrudnionych i pobierających za to pensje (sprzątanie i czystość), aby wykonywali swoje obowiązki - wymagać zarówno od urzędników, jak i od sprząta-jących.

Należy zwrócić uwagę na brudne witryny sklepów. Czasami są tak szare i klejące się, że do sklepów nie chce się wejść. Należy też zwiększyć liczbę koszy na śmieci. Jest ich ciągle za mało, tam, gdzie przechodzi najwięcej ludzi. Powinny być też opróżniane kilka razy dziennie, np. na Plantach w okolicy Dworca Głównego. Zresztą na odcinek Plant przy Dworcu trzeba też zwrócić uwagę ze względu na to, że tam sprzedaje się oscypki z koszy postawionych na chodniku. Co na to sanepid? Bo podobno mamy największą liczbę przypadków chorób tzw. brudnych rąk.

Uważam też, że nie należy szpecić ładnych miejsc bez bardzo ważnej przyczyny. Takim miejscem jest np. otoczenie Teatru im. J. Słowackiego. Po co parking całodobowy przy teatrze? Stoi tam budka parkingowego ze sprzętem do sprzątania (łopaty, miotły itp.). A jesienią w tym miejscu stała przez kilka tygodni lodówka i pralka - naprawdę oglądałam to codziennie i to był koszmar. Dodatkowo często parkuje tam melex. Czy ma na to pozwolenie? Bo tylko blokuje chodnik. Natomiast obok teatru na pl. św. Ducha znajduje się prywatny parking. Jest zaniedbany, zaśmiecony. Czy nikt go nie sprząta? Jakie są obowiązki straży miejskiej, bo w tym miejscu nie można ich prawie nigdy spotkać.

Wypada też zapytać, dlaczego na naszych trawnikach nie chce rosnąć trawa? Czy miasta nigdy nie będzie stać na odpowiednie nasiona? Przecież mamy tak mało zieleni, a ostatnio deweloperzy zabudowują każde miejsce, gdzie mógłby powstać jakiś skwerek. Dlaczego wobec tego nie sadzi się kolorowych, kwitnących krzewów? Coś się robi, ale to wygląda na pozorowane dbanie o estetykę miasta.

Katarzyna, emerytka ze Śródmieścia

***

Z rozbawieniem przeczytałam artykuł red. Anny Agaciak , opublikowany w "Dzienniku Polskim" 14 marca. Z artykułu tego dowiedziałam się, że komendant straży miejskiej w Krakowie uhonorował wysokimi nagrodami dwóch swoich podwładnych (pracowników) za to, że nie ulegli magii łapówek, które zostały im zaproponowane przez nietrzeźwego mieszkańca Nowej Huty, za odstąpienie od czynności służbowych.

Według mnie taka sytuacja to kpina z demokratycznego i praworządnego państwa, jakim jest podobno Polska. Ciekawi mnie, jak to jest w tej straży miejskiej, za co się nagradza ludzi, za co się karze i czemu ma to służyć. To, co powinno być normalnością, traktowane jest jako wyjątek. Przecież przyjmując kandydatów do straży miejskiej czy policji stosuje się odpowiednią selekcję. Powinny to być osoby uczciwe, niekarane i z wysokim morale. Podobno ci ludzie są odpowiednio "prześwietlani". A jeżeli już zostają zakwalifikowani jako pracownicy, to muszą potwierdzić znajomość obowiązującego regulaminu, w którym etyka zawodowa zajmuje (czy powinna zajmować) miejsce priorytetowe.

Jakiż to więc czyn heroiczny był udziałem dwóch funkcjonariuszy straży, że nie przyjęli łapówek? Po prostu postąpili zgodnie z obowiązującym ich regulaminem. Panie komendancie - albo traktuje Pan swoje stanowisko poważnie i przestrzega obowiązujących zasad jako przełożony, albo też robi Pan sobie żarty z poważnych spraw. Dziwimy się później, że łapownictwo kwitnie w Polsce na całego, a ci, którzy się obłowią, nie ponoszą żadnych konsekwencji. Ci zaś, którzy powinni z tym walczyć, uważają, że jeżeli ktoś nie bierze, to jest bohaterem i należy go jeszcze za to nagradzać.

Czyżby wszystko w naszej ojczyźnie stanęło na głowie? Dojdzie do tego, że zacznie Pan komendant nagradzać swoich pracowników za to, że w ogóle pracują. Apeluję do państwa dyrektorów, komendantów itp., aby nagradzali pracowników za to, "że żyją", ale aby robili to z własnej kieszeni, a nie z pieniędzy podatników. Bo to przecież my opłacamy służby porządkowe oraz urzędników.

Moja propozycja - odebrać nagrody strażnikom i przekazać je na cele charytatywne, dać im po łapach za to, że przyjęli, a obciążyć komendanta.

Florentyna K., mieszkanka Nowej Huty

***

Chciałam poruszyć sprawę, która zbulwersowała mnie jak rzadko co. Przed dwoma dniami jechałam autobusem 132 do pracy. I zobaczyłam, jak wygląda odnowione kino Świt. Osłupiałam kompletnie. Nie tak powinien wyglądać ten obiekt.

Nie mam nic do zarzucenia temu, w jaki sposób odnowiono fasadę, bo wygląda to estetycznie i w żaden sposób nie narusza bryły budynku. To, co mnie ogromnie razi - a myślę, że zgodzi się ze mną olbrzymia większość nowohucian - to napisy "Tesco" na kinie.

Jak się zorientowałam, zostały one przytwierdzone na stałe do fasady i to po obu stronach wejścia do budynku. Uważam, że to niedopuszczalne. Jeżeli Tesco ma działać w tym budynku i chce się zareklamować, niechże ustawi sobie plansze reklamowe przy wejściu i jeszcze miastu za tę reklamę płaci. Dlaczego ma zostać oszpecona fasada tego właśnie kina, które dla wielu jest symbolem starej Nowej Huty?

Kto pozwolił na takie "reklamowanie" firmy Tesco? Moim zdaniem należy jak najszybciej oba napisy usunąć. I trzeba zrobić to jeszcze teraz, gdy na miejscu jest ekipa remontowa i może to zrobić. Dziwię się, że nikt z nowohucian dotychczas nie interweniował.

Nowohucianka

***

Interwencje w Zarządzie Infrastruktury Komunalnej i Transportu nic nie dają! Mam na to dowód w postaci sygnalizacji na rondzie Kocmyrzowskim. Kilkakrotnie w różnych odstępach czasu zgłaszałem, że światła w tym miejscu działają jak chcą, ale zawsze na złość przechodniom. I co? Nic się nie zmieniło. A sytuacja wygląda tak - gdy chce się przejść od strony os. Teatralnego na wysokości sklepu "Agata" w stronę os. Spółdzielczego trzeba zmarnować kilka minut.

Przejście składa się z dwóch części, ale sygnalizacje są trzy - po jednej na każde przejście i dodatkowo jedna dla tramwajów. Na jednym zielonym świetle nie ma szans, by pokonać ten odcinek. Gdy zaświeci się zielone dla osób idących od strony os. Teatralnego, ci ledwo zdążą zrobić dwa kroki na pierwszej części pasów i już mają czerwone światło. Potem muszą czekać kilka minut, aż będą mogli przebiec dalej, bo przejść się nie da.

Jacek Soboński, mieszkaniec os. Spółdzielczego

***

W piątkowym "Dzienniku Polskim" przeczytałam recenzję, a właściwie refleksje na temat filmu "Układ zamknięty". Film dotyczy urzędu skarbowego i bardzo nie spodobał mi się fakt, że wszyscy pracownicy urzędu zostali potraktowani jak jedna mafia. To uogólnienie i dodam, że krzywdzące dla pracowników.

Z tekstu wynika, że "skarbówka" - bo takie określenie użyte zostało w tekście - była beznadziejna i pazerna, bo zniszczyła kilku biznesmenów. Tymczasem skarbówka to nie tylko opisana w tekście osoba byłego naczelnika Urzędu Skarbowego Kraków-Śródmieście, ale też zwyczajni pracownicy.

Jestem byłym pracownikiem urzędu skarbowego i bardzo mnie boli takie uogólnianie. Oczywiście wiadomo, że opisana sprawa nie była czysta i idealna, jednak jestem zdania, że z powodu nieuczciowości jednej osoby nie wolno stawiać zarzutów wszystkim pracownikom danej firmy. Rozmawiałam z innymi, byłymi pracownikami i wszyscy jesteśmy oburzeni. Nikt nie chce uniewinniać byłego naczelnika, ale dlaczego przy okazji nas tak potraktowano?

Była pracownica urzędu skarbowego

***

Nie mam nic przeciwko dodatkowym tramwajom nocnym - i mam wrażenie, że nikt nie ma i mieć nie może. Uważam jednak, że naprawdę należy przemyśleć sprawę organizacji ruchu przy Dworcu Głównym. Z tekstu, który znalazłem w "Dzienniku Polskim" wynika, że już przy obecnej organizacji ruchu pod dworcem jest bardzo ciasno, bo w jednej porze zjeżdża się tu wiele składów tramwajowych. Dodanie kolejnego składu tramwajowego - nowego, nocnego tramwaju może tę sytuację drastycznie pogorszyć.

Moim zdaniem nie można do tego dopuścić. Mówię z własnego doświadczenia. Często korzystam z nocnej komunikacji i przesiadam się właśnie przy Dworcu Głównym. I uważam, że absolutnie nie powinno się tu kierować kolejnego tramwaju, bo jest naprawdę bardzo ciasno. Problem z komunikacją w tym miejscu jest nawet w dzień. Autobusy stają na światłach od strony Pawiej, co dezorganizuje przejazd. Nie pomagają też przechodnie, którzy na wysokości Galerii Krakowskiej przechodzą nielegalnie przez drogę.

Jakub Walczak, pasażer

***

Chciałabym wypowiedzieć się o pomyśle darmowej komunikacji, który od pewnego czasu jest lansowany w Krakowie. Pomijając starą prawdę, że za wszystko się płaci i nie ma nic za darmo - chciałam podzielić się jeszcze kilkoma wątpliwościami, które nasunęły mi się po zapoznaniu z rewelacyjnym pomysłem niektórych radnych. Wynika z niego, że darmowe przejazdy mogłyby przysługiwać tylko osobom płacącym podatki w Krakowie.

Wszystko to naprawdę piękne, tylko w jaki sposób będzie sprawdzane to, czy ktoś płaci podatki w Krakowie?

Nie wyobrażam sobie, by pasażerowie wozili ze sobą kopie zeznań podatkowych, uwiarygodnionych przez urzędy skarbowe bądź notariusza. Pozostają inne wyjścia, np. zastosowanie systemu weryfikacji płacenia podatków za pomocą gorącej linii z urzędem skarbowym. Oczywiście, takie rozwiązanie kosztowałoby, bo nie sądzę, by pracownicy urzędów skarbowych chcieli takich informacji udzielać za darmo. Prawdopodobnie też ze względu na ochronę danych osobowych takich informacji udzielać nie mogą.

Jest też wyjście takie, by pasażerowie wystarali się o zaświadczenia, że podatki opłacają w naszym mieście. To też by kosztowało. W rachubę bowiem wchodziłyby zapewne specjalne druki takich oświadczeń, zabezpieczenie ich przed fałszowaniem (w dzisiejszych czasach jest podrabiane wszystko, na czym można zarobić lub oszczędzić), a także potrzebne byłyby nowe etaty dla pracowników skarbówki bądź magistratu, którzy wystawialiby takież zaświadczenia. To oczywiście tylko część kosztów.

Można też założyć, że kontrolerzy woziliby ze sobą listy osób płacących podatki w Krakowie i sprawdzaliby na podstawie dokumentów, czy dany pasażer to faktycznie praworządny płatnik z wykazu... No, ale to oczywiście fikcja, bo wykaz płatników podatku zapewne liczy kilkaset pozycji. Gdzie kontroler mógłby go pomieścić?

Wolę też nie wyobrażać sobie, ile trwałaby kontrola jednego pasażera.

A na koniec mam pytanie do pomysłodawców darmowej komunikacji. Czy byli kiedykolwiek w Tallinie, gdzie taka komunikacja funkcjonuje? Ja byłam i wolę jeździć naszą, płacąc za bilet.

Pasażerka z os. Albertyńskiego
* Kilka dni temu przeczytałam w "Dzienniku Polskim" kolejny tekst o problemach ludzi z nową inwestycją. Tym razem sprawa dotyczyła mieszkańców bloków z os. Na Wzgórzach, gdzie deweloper chce wybudować drogę tuż przed oknami mieszkań.

Pamiętam, że "Dziennik Polski" pisał także o podobnej sytuacji przy ul. Teligi. I zastanawiam się, ile jeszcze trzeba podobnych spraw i problemów, by ktoś zwrócił uwagę na bezmyślność urzędników. Dlaczego wydaje się zezwolenia na budowę i nie sprawdza jakie to będzie miało konsekwencje? I w taki sposób powstają osiedla bez żłobków, lecznic i sklepów, bloki bez dróg dojazdowych czy wręcz przeciwnie - budynki z szerokimi drogami dojazdu, wybudowanymi kosztem zieleńców czy podwórek.

Mieszkam w Czyżynach, w blokach, do których deweloper nie zbudował drogi dojazdowej. Dojeżdżaliśmy i dojeżdżamy nadal "na dziko" prowizoryczną drogą, której część leży na prywatnych terenach. Wszystko dlatego, że deweloper chciał tylko wybudować i sprzedać mieszkania. Nie zależało mu na tym, czy ich lokatorzy będą mieli możliwość dojazdu czy nie. Moim zdaniem, zanim miasto weźmie się za miejscowe plany zagospodarowania (chociaż one też są bardzo ważne) w pierwszej kolejności powinno zadbać o to, by nie budowano więcej bloków bez dojazdu i dróg przez zieleńce.

mieszkanka Czyżyn

***

* Postanowiłem włączyć się do jakże popularnej dyskusji na temat krakowskiej komunikacji. Będę zapewne bardziej oryginalny od większości wszystkowiedzących dyskutantów, bo uważam, że mamy całkiem niezłą komunikację. Oczywiście to i owo dałoby się poprawić, ale jest naprawdę bardzo dobrze.

Mamy nowoczesny tabor - nawet do Nowej Huty, gdzie kursowały niezbyt eleganckie tramwaje teraz jeżdżą bombardiery z klimatyzacją. Autobusy są wygodne dla wszystkich pasażerów, bo niskopodłogowe. Tych, którzy uważają, że Kraków ma paskudne pojazdy odsyłam np. do Poznania czy na Śląsk.

Nie jest możliwe, by we wszystkie rejony miasta komunikacja kursowała co 3 minuty, a prowadzący sprzedawali wszystkie możliwe rodzaje biletów. Na to trzeba więcej pieniędzy, a nasze miasto ich nie ma.

Adam M., pasażer z Płaszowa

***

Wiem, że zima zaskoczyła wszystkich, nie tylko drogowców. I nie chcę naprawdę już narzekać jak wszyscy na urzędników miejskich, ale... To, co się dzieje na drogach i ulicach, a także uliczkach przechodzi ludzkie pojęcie. Nawet jeżeli skończyły się już pieniądze na zimowe utrzymanie, to naprawdę trzeba coś zrobić. Inaczej ludzie starsi, chorzy i kobiety z dziećmi zostaną zamknięte w domach, bez możliwości wyjścia. Nie jestem jeszcze taka stara, mam trochę ponad 60 lat. Ale mam problem z dojściem do sklepu czy na pocztę.

Mieszkam przy ul. Kalwaryjskiej. We wtorek wybrałam się w odwiedziny do znajomej na plac Bohaterów Getta. Spociłam się ze strachu zanim dotarłam na miejsce. Wszędzie po drodze leżały zwały mokrego i ciężkiego śniegu. Nie dość, że był problem z przebrnięciem przez zaspy i kałuże, to jeszcze dodatkowo było ślisko. Nie tylko ja miałam taki problem. Wnuczka wyjechała z dzieckiem na spacer i wróciła po kilkunastu minutach. Nie udało się jej przepchać wózka przez nieodśnieżone chodniki. Sam wózek z dzieckiem swoje waży, a dodatkowych kilogramów dodaje śnieg. Czy naprawdę musimy być skazani na takie warunki? Przecież jakieś pieniądze w miejskiej kasie jeszcze chyba zostały. Trzeba je przeznaczyć na to, co najpilniejsze, w tym wypadku na odśnieżanie.

Ewa M.,mieszkanka Podgórza

***

W tym nowym pomyśle dotyczącym pobierania opłat za wywóz śmieci najbardziej ciekawi mnie jedna rzecz. W jaki mianowicie sposób miasto (MPO czy inna spółka wywożąca śmieci) chce sprawdzić, czy ktoś faktycznie segreguje śmieci, czy tylko deklaruje, że je segreguje? Jak to będzie sprawdzane? Ekipa wywożąca odpadki będzie sprawdzać na miejscu, co jest w workach czy kontenerach? Bo tylko na miejscu przecież można taką rzecz stwierdzić.

Inaczej, wywiezione śmieci będą pomieszane i nikt nie dojdzie, z którego są osiedla czy jakiej posesji. A ludzie, niestety, są wygodni i segregować śmieci im się nie chce. Wiem, jak wygląda to na moim osiedlu. Do żółtego pojemnika na frakcję suchą trafiają oczywiście papier, PET-y, szkło i metal, ale także zwyczajne śmieci gospodarcze. Część mieszkańców segreguje, część tego nie robi. Jak to miasto sprawdzi?

Justyna Kania z os. Złotego Wieku

***

Miałam nadzieję, że opisywane kiedyś w mediach przypadki kuriozalnego dostarczania przesyłek przez Pocztę Polską odeszły w zamierzchłą przeszłość. Mam na myśli m.in. dostarczanie listów poleconych po kilku miesiącach czy przesyłanie paczek na drugi koniec Polski.

Okazuje się jednak, że tej tradycji nasza poczta dalej hołduje. Jestem tego najlepszym przykładem. W listopadzie ubiegłego roku, wysłałam do siostry mieszkającej w Poznaniu list z pamiątkowym zdjęciem. Ponieważ siostrze zależało, aby przesyłka dotarła szybko, zdecydowałam się na list priorytetowy, a nie polecony. List miał dotrzeć najpóźniej za dwa dni. Oczywiście, nie dotarł ani za dwa dni, ani za dwa tygodnie. Nie został też doręczony po miesiącu. Pogodziłam się już z utratą zdjęcia, na którym mi zależało.

Poniewczasie plułam sobie w brodę, że nie wysłałam go listem poleconym, ale na poczcie zapewniono mnie, że priorytet szybciej dojdzie. I jakie jest zakończenie tej historii? Jednak można wierzyć w uczciwość poczty. Kilka dni temu zadzwoniła do mnie moja siostra. Pod koniec marca, po pięciu miesiącach oczekiwania nareszcie otrzymała list ode mnie ze wspomnianym i już odżałowanym zdjęciem. Ucieszył mnie fakt, że zdjęcie nie zaginęło, ale nie mam słów na temat terminu doręczenia.

Co działo się z moją przesyłką? Gdzie była? Na dnie worka pocztowego, leżała gdzieś pod oknem? A poczta reklamuje nadal swoje niezawodne usługi i chwali się nowocześnością.

Jadwiga B., mieszkanka Krowodrzy

***

Przynajmniej cztery razy czytałem w różnych gazetach zapewnienia, że ktoś wreszcie wyremontuje przynajmniej część chodnika przy ul. Bieńczyckiej. Chodnik od strony os. 2. Pułku Lotniczego i os. Dywizjonu 303 jest w makabrycznym stanie. To już praktycznie nie chodnik, ale resztki gruzu i piachu.

Kiedyś urzędnicy tłumaczyli, że chodnik jest nieremontowany, ponieważ chodzi nim mało pieszych. Nieprawda. Mieszkam na os. Kolorowym, dokładnie naprzeciwko najbardziej zrujnowanej części trotuaru. I doskonale widzę, że korzysta z niego całkiem sporo osób m.in. klienci pobliskiego hipermarketu. Może teraz, gdy przyjdzie wiosna, ktoś jednak zdecyduje się na modernizację?

Andrzej Słomka

***

Od dawna zastanawia mnie sprawa funkcjonowania naszej komunikacji miejskiej. Najciekawsze, moim zdaniem, są pomysły na obsługę komunikacyjną nowych torowisk. A oto przykład. Był kiedyś pomysł na zlikwidowanie linii tramwajowej 11. Ostatecznie tramwaj ten kursuje z Płaszowa do nowej pętli Czerwone Maki. Jednak określenie kursuje jest, moim zdaniem, mocno nieadekwatne, ponieważ kursuje tylko czasem. Ta linia jest zawieszana przy każdej możliwej okazji, a to bo święta, a to bo rozkład się zmienia. Ostatnio stało się tak na okoliczność świąt wielkanocnych. A przecież organizator transportu chwalił się, że na Ruczaj będzie woziło pasażerów mnóstwo tramwajów. Urzędnicy z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu podkreślali to "mnóstwo tramwajów" zwłaszcza wtedy, gdy likwidowali lub skracali linie autobusowe jeżdżące na Ruczaj. I teraz efekt jest taki, że w miejsca, gdzie przybyły nowe torowiska tramwajowe, czyli do Płaszowa i na Czerwone Maki tramwajów kursuje tyle co kot napłakał. Warto byłoby, moim zdaniem, zapytać mieszkańców tych rejonów Krakowa, co sądzą na temat polityki komunikacyjnej miasta. Jestem przekonany, że zachwyceni nie będą.

Pasażer ze Śródmieścia

***

Sprawa ogródków działkowych do tej pory jest nierozwiązana. Nie wiadomo ostatecznie, czy działki zostaną odebrane działkowcom czy też nie. To jednak problem ogólnopolski. Moim zdaniem należy zwrócić uwagę na nasz, krakowski problem działek. Konkretnie chodzi mi o działki "dzikie", czyli takie, które znajdują się na terenach nie należących do działkowców ale np. do gminy czy instytucji. Takich mamy w Krakowie mnóstwo i od dawna nikt nic z tym nie robi. A, moim zdaniem, najpierw z takimi działkami należy zrobić porządek. Dlaczego? Bo mogą stać się przyczyną jeszcze większych problemów. Sprawa pierwsza to estetyka i wygląd. Wiele razy przejeżdżamy obok kawałków ziemi zabudowanych obrzydliwymi budami i myślimy, że to działkowcy tak "dbają" o swoją ziemię. A to głównie "dzikie" działki. Na terenach tych często pomieszkują bezdomni lub są one melinami, gdzie np. złomiarze gromadzą swoje łupy przed sprzedażą. Czekam, kiedy miasto rozwiąże ten problem.

Zofia P., mieszkanka Nowej Huty

***

Odnośnie komunikacji - chciałbym się wypowiedzieć na temat czegoś co nazywam "psuciem" linii przyśpieszonych. O co chodzi? Otóż dla linii przyspieszonych dodaje się przystanków, na których powinny się zatrzymywać, przez co linie te przestają być przyśpieszonymi a są nimi tylko z nazwy. Nie ukrywam, że czasem dodanie przystanku jest wskazane, ale najczęściej jest to całkowicie niepotrzebne.

Dobrym przykładem jest linia 502, dla której całkiem niepotrzebnie dodano przystanek "Narzymskiego". W efekcie autobusy 502 zatrzymują się na trzech przystankach pod rząd (chociaż linia jest przyśpieszona!!!): "Rondo Mogilskie", "Narzymskiego", "Pilotów". Na tym odcinku jadą tak jak linie zwykłe. Uważam, że na przystanku "Narzymskiego" autobusy te nie powinny się zatrzymywać. Natomiast wskazane byłoby, gdyby autobusy 501 zatrzymywały się na przystanku "Pilotów". Ten sam autobus jednak moim zdaniem nie powinien mieć przystanku na "Przybyszewskiego".

Inny przykład . Autobusy 304 i 502 nie powinny stawać na przystanku "Uniwersytet Jagielloński". Uważam też, że po ostatniej zmianie trasy autobus 501 nadmiernie "kluczy" po Nowej Hucie, tracąc charakter linii przyśpieszonej. Może na jego obecnej trasie powinno się zawiesić przystanek "Arka" Poprzednia trasa, przez al. Gen. W. Andersa, zapewniała szybszy przejazd. Może ktoś odpowiedzialny za rozkłady jazdy i trasy autobusów powinien się nad moimi uwagami zastanowić?

pasażer z Prądnika

***

Chciałam zwrócić uwagę na zachowanie kierowców. Oczywiście nie wszystkich, ale tylko niektórych. Często jeżdżę z Bieżanowa autobusem 503.

Już kilka razy miałam okazję zaobserwować,jak kierowca tegoż autobusu nie dość, że rozmawia przez telefon komórkowy podczas jazdy (a jest to zabronione, o ile dobrze wiem), to jeszcze przy okazji używa słów co najmniej niecenzuralnych.

Rozumiem, że różne rzeczy mogą się zdarzyć i zapewne wielu z nas odebrało telefon podczas jazdy samochodem. W głowie mi się jednak nie mieści, że kierowca autobusu może kląć, tak by słyszeli pasażerowie, albo też może się z nimi dzielić np. intymnymi szczegółami ze swojego życia. Ktoś powinien coś z tym zrobić.

Barbara K., mieszkanka Bieżanowa

***

Z prawdziwą radością przeczytałam we wczorajszym wydaniu "Dziennika Polskiego" piękny i obszerny wywiad z profesorem Tadeuszem Gadaczem o tym, jak żyć w świecie bez sumienia.

Wywiad porusza bardzo ważne dla współczesnego świata i każdego czytelnika problemy. Uważam, że na takie poważne teksty czeka zdecydowana większość czytelników. Ja sama osobiście uważam (i pewnie nie jestem w tych poglądach odosobniona), że w mediach temat sumienia jest traktowany po macoszemu. Może czasem warto przestać pisać zbyt obszernie o wypadkach i morderstwach i przestać się zajmować sprawami zbyt przyziemnymi? W zamian proponuję przyjrzenie się sprawom ducha, tematy spokojniejsze, które wyciszą czytelników i sprowokują ich do refleksji nad sensem tego co robimy. A za artykuł naprawdę serdecznie dziękuję. I czekam na podobne w tym tonie.

Czytelniczka z Prądnika Czerwonego

***

Nie zdziwił mnie wcale artykuł o tym, ile pieniędzy Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu ma zamiar wydać na....oszczędności. Tak, tak - to stara prawda, że aby zarobić trzeba najpierw wydać.

W tym wypadku, aby zaoszczędzić trzeba wcześniej sporo zapłacić. Ale mówiąc poważnie zastanawia mnie zupełnie inna rzecz. Otóż ZIKiT ma przecież kierownictwo i jeżeli wierzyć opiniom magistratu - jest to bardzo udane i zdolne kierownictwo. Pozostaje więc zadać pytanie, dlaczego to właśnie kierownictwo nie opracuje samo sposobu na uzdrowienie i reorganizację spółki? Przecież to kadra zarządzająca, kierownicza, więc wypada od niej oczekiwać, by takie rzeczy potrafiła robić.

Dlaczego reorganizacją i zmianami ma się zajmować spółka, której ZIKiT nie zna? I zapewne nie pozna, bo czas na to będzie mieć za krótki.

Logiczne jest przecież, że własną firmę i ludzi w niej pracujących lepiej zna kierownictwo oraz pani dyrektor i jej zastępcy. To oni więc powinni reorganizować.

Chcę też zapytać dlaczego za tę planowaną reorganizację mamy płacić my wszyscy krakowianie? Każdy to wie, że ZIKiT działa w strukturach miasta, więc pieniądze na zmiany pójdą z miejskiej kasy. Z naszych podatków.

Kto mi odpowie, dlaczego.

Jerzy W., krakowianin

***

Po przeczytaniu artykułu w "Dzienniku Polskim" na temat budowy kładek, przekazuję swoją opinię w tej sprawie. Uważam, że kładki bezwzględnie powinny powstawać i to łatwo rozwiązałyby sprawę częstego zatrzymywania autobusów. Na razie w Krakowie sygnalizacja wzbudzana to główna przyczyna wstrzymywań autobusów. Nie dość, że - kolokwialnie mówiąc - są one "wybijane" z rytmu przez przystanki, to jeszcze zatrzymuje je czerwone światło.

Prawie za każdym razem, gdy jadę autobusem lub czekam na niego (np. pod Realem przy ul. Dobrego Pasterza) jestem świadkiem sytuacji, że światła zmieniają się na czerwone lub żółte właśnie wtedy, gdy zbliża się do nich autobus. Z kolei wracając z Bronowic autobusem 172, prawie zawsze widzę, jak autobus jest zatrzymywany na Lublańskiej przez światła z powodu... zebry z sygnalizacją.

Co więcej, zaobserwowałem, że czerwone światło obecnie pali się coraz dłużej, natomiast zielone jest notorycznie skracane. W efekcie autobusy zamiast jechać stoją co krok na światłach. A to bardzo niedobrze, bo nowoczesny autobus ma automatyczną skrzynię biegów i jedzie oszczędnie tylko wtedy, gdy porusza się w miarę szybko i jak najrzadziej się zatrzymuje.

W sprawie rozwiązań komunikacyjnych radziłbym naśladować Sofię, gdzie istnieje autostrada miejska - wszystkie skrzyżowania są dwupoziomowe, funkcjonują przejścia podziemne, nie ma żadnej sygnalizacji. Po autostradzie tej jeździ bardzo dużo autobusów, przy czym są to zwykłe linie przyspieszone, co oznacza, że kursują ze średnią z prędkością 80-90 km na godz. U nas też tak powinno być.

Zwolennik autobusów

***

Ciągle się zastanawiam nad rewelacyjnym pomysłem krakowskich radnych, który doprowadził do tego, że u motorniczego lub kierowcy można kupić praktycznie jeden rodzaj biletu. Dlaczego pasażerowie są zmuszani do zakupu określonego biletu? To bez sensu i powoduje zbędne wydatki. Wiem, że możliwość sprzedaży wszystkich rodzajów biletów spowodowałaby zamieszanie, bo kierujący sprzedawałby bilety w nieskończoność. Obydwa rozwiązania, czyli sprzedaż jednego lub wszystkich biletów są niedobre. Trzeba znaleźć coś pośrednego.

Zuzanna Kołodziej, z Nowej Huty

***

Chciałem podzielić się moimi spostrzeżeniami, dotyczącymi podróży autobusami w naszym mieście. Wracałem autobusem przez al. Beliny-Prażmowskiego. Nagle w okolicach ul. Olszańskiej, autobus stanął, chociaż nie ma tam przystanku. Ten postój trwał aż 7 minut.

Powodem było zatrzymanie się samochodu dostawczego, w sposób uniemożliwiający ominięcie go, zwłaszcza przez tak wielki pojazd jak autobus przegubowy. Potem znów nastąpiło przyblokowanie autobusu, bo na zakręcie z al. Beliny-Prażmowskiego w Grochowską znów stał samochód (tym razem również dostawczy).

Kilka dni temu autobus zablokowany był tam przez zaparkowany samochód osobowy. W tym miejscu stoi odpowiedni znak, ale kierowcy i tak tam parkują. Czy nie ma w naszym mieście służby, która byłaby w stanie usunąć zaparkowane samochody z miejsc, gdzie one utrudniają ruch autobusom?

Przecież można nawet mówić o uniemożliwieniu przejazdu autobusom, bo nie ma miejsca, by ten mógł ominąć taką przeszkodę. Samochodów w Krakowie jest za dużo (zresztą miasto jest przeludnione), więc polityka komunikacyjna powinna zachęcać do pozbywania się aut lub - jeśli koniecznie chce się mieć samochód - przeprowadzki poza miasto.

Nie będę się już rozgadywał na temat skandalicznego stanu nawierzchni al. Beliny-Prażmowskiego, która obecnie jest taka, jakby służyła do łamania zawieszeń autobusów. Ciekawe, że wyremontowano takie ulice, jak Widna, św. Filipa (po nich autobusy nie jeżdżą i nie będą jeździły), a na trasach autobusowych się niewiele remontuje. Dlaczego miasto traktuje autobusy jak "niechciane dziecko"? Może by na razie nie przebudowywać torowiska do Nowej Huty (nie jest - moim zdaniem - w najgorszym stanie), natomiast przeznaczyć pieniądze na naprawę ulic, po których jeżdżą autobusy i zapewnić w tych miejscach trwalszą nawierzchnię (w lecie nie powinna ulegać skoleinowaniu pod ciężarem przepełnionego autobusu przegubowego, a w zimie nie powinna pękać).

Trzeba też likwidować niepotrzebne sygnalizacje świetlne i budować przejścia podziemne, kładki oraz estakady (przystanki powinny być tak rozmieszczone, by autobusy mogły korzystać z estakad).

Mieszkaniec Prądnika Czerwonego
Na łamach "Dziennika Polskiego" ukazała się publikacja dotycząca funkcjonowania kolei na trasie Kraków - Rzeszów. Zanim przekażę swoje uwagi na ten temat, pozwolę sobie na przedstawienie mojej skromnej osoby. Mam 81 lat, ponad 60 lat korzystałem po kilka razy w tygodniu z usług kolei. Ukończyłem Politechnikę Krakowską (Wydział Mechaniczny, specjalność pojazdy szynowe). Kolejnictwo nie jest mi obce i wydaje mi się, że wyrażanie przeze mnie w tej sprawie opinii nie jest nadużyciem.

(...) Uważam, że stan torów kolejowych jest katastrofalny, co powoduje, że prędkość pociągów jest znacznie mniejsza niż sto lat temu. Na przykład pociągi na szlaku Trzebinia - Chrzanów - Oświęcim jadą z prędkością 20 km na godzinę. Kiedyś pociąg osobowy z Krzeszowic do Krakowa jechał 26 minut, obecnie jedzie 42 minuty i więcej. Tak źle jeszcze nie było za mojej pamięci. Nie jest prawdą, że ruch pociągów na trasie Kraków - Rzeszów odbywał się będzie po jednym torze, ponieważ od ponad roku wyłączone zostały tory nr 1 lub nr 2 na większości trasy np. na odcinkach Kłaj - Brzesko, Bogumiłowice - Biadoliny.

Na wyłączonych z ruchu torach tempo prac jest wolne, kręci się kilka osób, które wykonują prace w sposób niesłychanie prymitywny, np. podkłady usuwane są ręcznie. To, co powinno być wykonane w ciągu dwóch, góra trzech miesięcy, wykonywane jest rok i dłużej, np. odcinek Bochnia - Brzesko jest remontowany od półtora roku. Można domniemywać, że większość pracowników wykonujących prace, wykonuje je po raz pierwszy, a przecież powinni to być specjaliści.

Zastrzeżenia budzi również jakość wykonanych prac. Na odcinku Czarna - Tarnowiska - Grabiny na wyremontowanym torze prędkość pociągu nie przekracza 40 km na godzinę. A pasażerowie wyraźnie odczuwają rzucanie wagonu. I dlaczego przed wiaduktem wykonanym około półtora roku temu, przed stacją Brzesko pociąg zwalnia do 30 km na godzinę?

Organizacja ruchu pociągów daleka jest od doskonałości. Przykładowo pociąg TLK ze Szczecina do Przemyśla, odjeżdżający z Krzeszowic o godz. 6.14, stał ostatnio w Krakowie ponad godzinę. To za mało czasu na zwiedzanie miasta, a na oglądanie np. reklam informujących o modernizacji torów - za dużo.

Ignacy Waga, pasażer kolei

***

* Chciałam zwrócić uwagę na to, jak traktuje się pasażerów na odcinku Karmelicka - Bronowice Małe. Jechałam jakiś czas czemu tramwajem niskopodłogowym. Gdy wsiadałam, moja noga została przytrzaśnięta przez zbyt szybko zamykające się drzwi pojazdu.

Wyszarpnęłam nogę, ale runęłam do przodu, dopiero pasażerowie pomogli mi wstać. Bardzo się potłukłam, a ponadto zniszczyłam ubranie. Koszt jego czyszczenia wyniósł w pralni kilkadziesiąt złotych. Po upadku byłam w szoku i pewnie dlatego nie zgłosiłam tego faktu motorniczemu. Chociaż od tego zdarzenia upłynęło już sporo czasu, nadal ze strachem wsiadam i wysiadam z tramwaju. Od jednej z pasażerek, która stale podróżuje na trasie Karmelicka - Bronowice Małe, dowiedziałam się, że do podobnych przypadków jak ten, który opisałam, dochodzi bardzo często. Tej właśnie pasażerce szybko zatrzaskujące się drzwi przycięły rękę. Uważam, że motorniczowie powinni bardziej zwracać uwagę na pasażerów.

Również za niedopuszczalne uważam prowadzenie tramwajów w ten sposób, że dochodzi do ciągłego hamowania i przyspieszania. Jestem świadoma istnienia rozkładów jazdy i wiem, że tramwaje powinny przyjeżdżać na czas, ale alarmuję, że tramwaje są przecież dla pasażerów!

Janina Kowalska z Bronowic

***

* Przeczytałem w "Dzienniku Polskim" o projekcie linii tramwajowej na Górkę Narodową i do Mistrzejowic. Moje zdanie jest następujące - na Górkę Narodową linia tramwajowa powstać powinna - jeśli jej przebieg nie zakłóci przebiegu tras autobusowych.

Uważam natomiast, że nie powinno się budować nowej linii do Mistrzejowic. Jej budowa spowodowałaby utrudnienia w przejeździe autobusów, a prawdopodobnie tramwaj miałby priorytet przed autobusami. Mogłoby to spowodować także kolejne cięcia w komunikacji autobusowej - w końcu uruchomienie tramwaju na Ruczaj spowodowało ograniczenia w tym rejonie komunikacji autobusowej.

Mam również jeszcze jeden argument przeciwko tej budowie - przecież już istnieje linia tramwajowa do Mistrzejowic. Moim zdaniem powinno się ją utrzymać, natomiast do Mistrzejowic należy zwiększyć liczbę połączeń autobusowych.

pasażer z Krakowa

***

Jestem starszą obywatelką miasta Krakowa. Od zawsze mam przyjemność korzystać z komunikacji miejskiej, która jest różna, ale nie najgorsza.

Odnoszę jednak wrażenie, że zmieniając trasy linii tramwajowych, nie zastanowiono się, jakim tramwajem z Kazimierza pasażer z obciążeniem typu torba podróżna, walizka, plecak czy sprzęt ma dojechać do Dworca Głównego. Przed zmianą prosto przed Galerię Krakowską dojeżdżał tramwaj nr 19. Nie było to kłopotliwe.

Obecnie, po zmianach, można się dostać tramwajem nr 10 lub 52 do skrzyżowania ul. Westerplatte z ul. Lubicz i dalej trzeba przejść tunelem podziemnym i przez plac Nowaka-Jeziorańskiego, by dostać się na planowany peron.

Odnoszę wrażenie, że starszych ludzi po prostu wyeliminowano z podróżowania. Powinni siedzieć w domu i nigdzie nie podróżować. Ewentualnie mogą skorzystać z taxi, ale niektórych na to nie stać. Prawda jest taka, że nasze społeczeństwo się starzeje, robi się mniej sprawne, ale chce korzystać - dopóki siły pozwolą - z możliwości podróży i oglądania innych zakątków kraju i świata.

M. Broczkowska, mieszkanka Krakowa

***

Przeczytałem informację o nowym pomyśle na zagospodarowanie budynku po byłym hotelu Cracovia. Uważam, że to znakomity pomysł, by budynek został wykorzystany. Jestem zdecydowanie przeciwny temu, by Cracovię wyburzać. Po pierwsze, ze względów sentymentalnych. Mieszkam niedaleko Cracovii, pamiętam czasy jej budowy. A na jej tyłach - gdy byłem młodszy - graliśmy z kolegami w piłkę. Nie wyobrażam sobie, by tego budynku nie było!

Również i dlatego że jest to pamiątka po dawnych czasach, swoisty zabytek - jak Barbakan czy kościół Mariacki. A nikomu przecież do głowy nie przychodzi, by coś w ich wyglądzie zmieniać czy je burzyć.

Za sensowną uznaję również propozycję, by w Cracovii ulokować np. Urząd Marszałkowski. Jak wiadomo, Urząd Marszałkowski ma swoje biura w kilku lokalizacjach i planuje wybudować własny budynek w okolicy ronda Kotlarskiego. Moim zdaniem ta budowa jest niepotrzebna, bo przecież Cracovia na pewno nie jest zbyt zniszczona i niewiele trzeba nakładów, żeby w jej pomieszczeniach ulokować biura.

Leopold Łataś

***

Chcę zwrócić uwagę na konieczność zamiany niektórych przystanków autobusowych na podwójne. Dotyczy to ulic, którymi kursują autobusy wielu linii, a na skutek fatalnej sygnalizacji świetlnej dochodzi do zatorów. Efekt jest taki, że autobusy hamują i ruszają dosłownie co krok, marnotrawiąc przy tym paliwo.

I tak np. uważam, że pilnie należy zmienić status przystanku "Rondo Młyńskie", znajdującego się na wylocie ul. Pilotów, na podwójny. Od pewnego czasu zatrzymuje się na nim także autobus 502 i obserwuję jak dochodzi do sytuacji, że w kolejce do przystanku czekają 2-3 autobusy. Ponieważ przystanek nie jest podwójny, nie odbywa się wymiana pasażerów drugiego autobusu, pomimo że ten stoi. Potem rusza i przejeżdża nie więcej niż wynosi jego długość i zatrzymuje się, by pasażerowie mogli wysiąść. Gdyby przystanek był podwójny, to zmniejszyłaby się liczba zatrzymań autobusów, usprawniłoby to też komunikację w tym rejonie miasta. Także przystanek "Dworzec Główny" na ul. Lubicz powinien być podwójny (dla 2 autobusów lub autobusu i tramwaju), bo znajduje się na torowisku, a przez to autobusy często są blokowane przez tramwaje.

Należy też rozwiązać sytuację dotyczącą częstego zatrzymywania się autobusów w ul. Pilotów. Autobusy zatrzymują się tu na światłach przy Almie i przy wylocie z ul. Wieniawskiego, a zaraz za tymi sygnalizacjami znajduje się przystanek "Pilotów". W krótkim odstępie czasu pojazdy trzy razy stoją. Może da się to inaczej rozwiązać?

Pasażer z Krakowa

***

Miasto się chwali, że podwyżki za wywóz śmieci wynoszą kilka czy kilkanaście procent. To nieprawda. Podobną nieprawdą są twierdzenia urzędników, że od przynajmniej kilku lat nie wzrosły podatki od nieruchomości.

A podatki podskoczyły i to znacznie. Ostatnio porównałam, ile płaciłam za swoją nieruchomość jeszcze kilka lat temu i w tym roku. W 2002 roku podatek wynosił 9 groszy za mkw. W tym roku jest to 40 groszy za mkw. Od razu więc widać, że podatki podniosły się nawet nie o kilkadziesiąt, ale o kilkaset procent. Dokładnie o 445 proc. Stwierdzenia urzędników na temat podwyżek uważam więc nawet nie za wprowadzanie nas w błąd, ale za bezczelność.

Mieszkanka z Nowej Huty

***

Po przeczytaniu artykułu o kontroli biletów w komunikacji miejskiej, który został zamieszczony 13 marca w "Dzienniku Polskim", chciałabym podać dodatkowe fakty, o których zapomniała napisać pasażerka spoza Krakowa.

Pani wsiadła do autobusu linii 130 na Kleparzu z zamiarem dojechania do Galerii Krakowskiej, tj. 2 przystanki. Faktycznie jeden z kontrolerów wsiadł do pojazdu w kapturze, ponieważ w tym dniu było zimno (kontrola odbyła się 10 stycznia), ale kontrola na pewno nie była przeprowadzana "w kapturze" - co zostało wyjaśnione w czasie konfrontacji pasażerki z kontrolerami.

W tym miejscu aż muszę zadać pytanie: skoro kontrolerzy - zdaniem pasażerki - nie okazali identyfikatorów i przeprowadzali kontrolę w kapturze na głowie, to dlaczego pasażerowie posłusznie okazywali bilety, a pasażerka wręczyła dokument, aby kontroler wystawił opłatę dodatkową za przejazd bez ważnego biletu?

Przeprowadzona pomiędzy pasażerką a kontrolerami konfrontacja jednoznacznie wykazała, że pani ta stała w środku pojazdu i nic nie robiła w celu zakupu biletu. Natomiast nieprawdą jest, że po konfrontacji usłyszała, że "jak nie wie, jak się zachować w autobusie, to należy przeczytać instrukcje, które wiszą na każdym przystanku i w każdym autobusie". Poinformowałam pasażerkę, że oferta biletowa jest zawieszona na każdym przystanku, aby każdy podróżny spoza Krakowa mógł się z nią zapoznać i kupić bilet taki, jaki będzie najkorzystniejszy i najdogodniejszy dla niego. Nie ma w tym nic złego, jeżeli krytykujemy prace kontrolerów, którzy niewłaściwie ją wykonują. Ale nie zapominajmy napisać o tym, że nic nie zrobiliśmy, aby zapłacić za przejazd komunikacją miejską.

Marta Migas, pracownik sekcji kontroli biletów MPK

***

Odnośnie monitoringu i kamer w Prądniku Czerwonym chcę powiedzieć, że uważam ten pomysł za dobry. W naszej dzielnicy monitoring jest bardzo potrzebny. Wiele naszych świeżo odnowionych bloków zostało pomalowanych przez kiboli. Nie ma jak zidentyfikować sprawców. Gdyby działał monitoring, może dałoby się wskazać, kto maluje po budynkach. Albo kamery działałyby jako odstraszacz na "artystów".

Krakowianka z Prądnika

***

Skoro jest zakaz palenia to powinien dotyczyć także i takich palaczy. Za takim rozwiązaniem przemawia wiele względów. Po pierwsze, dlaczego osoby używające elektronicznych papierosów mają kusić tych, którzy palenie rzucili, a elektronicznych używek nie stosują?

Poza tym elektroniczny papieros przecież posiada jakiś żarnik, co za tym idzie, może spowodować olbrzymie zamieszanie np. na stacji benzynowej, bo ktoś może pomyśleć, że jeszcze moment i dojdzie do wybuchu.

Zdecydowanie uważam, że trzeba zrewidować lub sprecyzować (stworzyć) przepisy dotyczące używania elektronicznych papierosów. I moim zdaniem należy to zrobić jak najszybciej, bo przecież sprawa dotyczy nas wszystkich.

Tadeusz Hlibowicki, mieszkaniec Nowej Huty

***

Jeszcze na etapie prób i błędów przy ustalaniu nowej stawki za wywóz śmieci, odkryłam, że nowy system z niewiadomych mi względów dyskryminuje osoby samotne.

Mieszkam sama w zasobach spółdzielni mieszkaniowej w Łobzowie. Płacę 9,26 zł miesięcznie za wywóz śmieci. Gdy sprawdziłam, ile będę płacić według prognoz wyszło mi, że będzie to ponad 19 złotych czyli ponad 100 procent więcej.

Ten wzrost opłat miał być znacznie niższy dla osób, które nie mieszkają samotnie. I jestem tym zdziwiona. Dlaczego skoro ktoś, kto prowadzi jednoosobowe gospodarstwo ma być poszkodowany z tego powodu?

Przecież sam opłaca czynsz, opłaty za prąd, wodę gaz. A wiadomo, że łatwiej opłacić to wszystko z np. dwóch czy trzech pensji a nie jednej wypłaty, czy jak w moim przypadku emerytury. Wczoraj przeczytałam w "Dzienniku Polskim" jakie stawki zatwierdzili radni miasta. I w tym przypadku jest tak, że osoby samotne zapłacą więcej. Wystarczy spojrzeć chociaż na stawki dla mieszkańców bloków, w których nie ma lokali użytkowych (mój blok do takich należy). Już na pierwszy rzut oka widać, że największe stawki będą obowiązywać gospodarstwa jednoosobowe - oczywiście wprzeliczeniu na jedną osobę. To niesprawiedliwe.

mieszkanka spółdzielni z Łobzowa

***

Jestem mieszkańcem Prądnika Czerwonego w Krakowie i jestem zaniepokojony, a wręcz oburzony informacjami, do których dotarłem.

Radny Lukasz Wantuch zamierza na moim osiedlu zainstalować monitoring pod tytułem "Ślepa kamera". Chwali się, że zabezpieczył na ten cel ponad 100 tysięcy złotych.

W jaki sposob to zrobił? Z uchwały Rady Dzielnicy III Prądnik Czerwony jasno wynika, że stało się to kosztem... remontów chodników, ulic wraz z oświetleniem, schodów oraz prewencyjnej działalności strażnikow miejskich, czyli spraw od lat czekających na realizacje, na które nigdy nie było wystarczającej ilości pieniędzy. Absurd? To mało powiedziane!

Tę zaproponowaną rzeczywistość można przenieść na plan filmowy Stanisława Barei...Chcę zapytać, dlaczego w imię tak kosmicznych pomysłów radnego ma cierpieć nasze osiedle? Ma pozostać bez remontów dobrych chodników, ulic, oświetlenia, patroli służb miejskich??? Jestem pewien, że zdecydowana większość mieszkańców Prądnika Czerwonego nie ma zielonego pojęcia o tym, co dzieje się z publicznymi pieniędzmi.

Jerzy, mieszkaniec Prądnika Czerwonego

***

Pragnę poruszyć problem współistnienia rowerów z autobusami komunikacji miejskiej. Jest ono - wyrażając się bardzo oględnie - nie najlepsze. Po prostu rowerzyści dyktują tempo autobusom, zmuszając kierowców autobusów do jazdy z szybkością roweru. Zwykle jest tak, że rower jedzie jezdnią. Za rowerem zbliża się autobus. Rowerzysta nie robi nic, by ułatwić kierowcy autobusu wyprzedzenie. W efekcie autobus wlecze się na pierwszym biegu, marnuje paliwo, spóźnia się.

Czasami kierowcy autobusu uda się wyprzedzić rowerzystę (rzadko są ku temu warunki, a wyprzedzenie np. przegubowcem wymaga sporo miejsca). Wówczas zaczyna się "ciuciubabka". Gdy autobus dojedzie do przystanku, stanie na nim, to do tegoż przystanku dojedzie rowerzysta. Zamiast poczekać aż autobus ruszy z przystanku, omija go i znowu jedzie pierwszy.

Powinno się ten problem rozwiązać. Na szczególnie ruchliwych ulicach, po których jeżdżą autobusy, powinien stać znak "zakaz wjazdu rowerów".

pasażer ze Śródmieścia

***

Nie mam nic przeciwko temu, aby kontrolerów krakowskich fotografować i publikować ich zdjęcia, dopóki kontrola będzie wyglądała tak, jak opisuję poniżej.

Niedawno byłam świadkiem jak tylnym wejściem wsiadali do autobusu pasażerowie. Było to ok. 10 osób, trzech mężczyzn ubranych w dżinsy i czarne kurtki z kapturami. Pierwszy przebiegł przez cały autobus, drugi z kapturem na głowie, przepychając się, szybko przechodził do przodu autobusu, potrącając innych po drodze. Gdy tylko autobus zamknął drzwi i ruszył, jeden z nich krzyknął blokada – kontrola biletów.

Stałam na środku autobusu, nie zdążyłam nawet odliczyć pieniędzy na bilet, nie mówiąc już o podejściu do kierowcy, zauważyłam tylko, że nie ma w autobusie automatu do zakupu biletów. Panowie bez widocznych identyfikatorów, bez przedstawienia się przystąpili do kontroli. Pan przepychający się do przodu okazał się jednym z nich. Pan bez identyfikatora z kapturem na głowie sprawdzał bilety – poprosiłam grzecznie o wylegitymowanie się. Miał legitymację w kieszeni kurtki. Na moje stwierdzenie, że nie miałam możliwości ani czasu na zakup biletu, pan uśmiechnął się i rzekł, że nie poczyniłam żadnego kroku w tym celu. On zdążył przebiec przez autobus, kolega przepchał się na środek, a ja tylko grzecznie doszłam do środka autobusu.

Oczywiście zostałam spisana i wypisano mi karę do zapłaty. Umówiłam się na spotkanie w siedzibie MPK, urzędująca pani poprosiła na konfrontację wszystkich trzech kontrolerów. Konfrontacja polega na tym, że najpierw przedstawia swoją wersję pasażer, a później panowie kontrolerzy mówią swoją wersję zdarzenia. To praktycznie słowo przeciw słowu.

Karę oczywiście zapłaciłam, ponieważ, jak zeznał pan w kapturze, nie zrobiłam nic, aby bilet zakupić i nie udowodniłam, że było inaczej. Tym bardziej że autobus według kontrolerów przejechał prawie do połowy następnego przystanku.

Następnie panowie wyszli, a ja usłyszałam, że jak nie wiem, jak się zachować w autobusie, to należy przeczytać instrukcje – które wiszą na każdym przystanku i w każdym autobusie.

Szkoda tylko, że mimo iż zawsze posiadam wszystkie bilety, z każdego przejazdu autobusami i busami w tym dniu – tym razem zostałam potraktowana jak naciągaczka, oszustka i cwaniaczka, która ośmieliła się doprowadzić do konfrontacji.

pasażerka spoza Krakowa

***

7 marca przeczytałem artykuł w "Dzienniku Polskim" dotyczący strony internetowej ze zdjęciami kontrolerów. Nie zdziwiło mnie powstanie tej strony, choć osobiście jej nie popieram. Przyczyny braku zdziwienia opisuję poniżej.

Otóż należę do grona uczciwych pasażerów, zawsze kupujących bilety okresowe lub jednorazowe. Jednakże również naczytałem się wielu historii na temat rywalizacji wśród kontrolerów, szukających zatem dziury w całym i uciekających się do nieuczciwych zagrywek typu - zastępowanie drogi do kasownika, byle tylko wypisać mandat. Nie w Krakowie co prawda, niemniej jednak.

Podejrzewam, że tę sytuacje mogłaby zmienić ewentualna zmiana systemu wynagradzania kontrolerów. Zamiast prowizji od wystawianych mandatów może należałoby wprowadzić ocenę ilości kontroli? Prowizyjny system może bowiem spowodować wśród kontrolerów przysłowiowy wyścig szczurów, czyli niezdrową rywalizację o potencjalnego gapowicza, często posuwającą się poza granice ogólnie przyjętych norm.

Z kolei drogę walki z tym procederem, którą wybrali twórcy stron ze zdjęciami kontrolerów, a także osoby zamieszczające fotografie, zdecydowanie uważam za niewłaściwą. Uważam, że od nagłaśniania spraw są m.in. media. Można zatem zgłaszać do radia, telewizji czy prasy różne bulwersujące kwestie, co niniejszym czynię.

Pozwolę sobie nadmienić, iż wyścig szczurów powstaje zawsze tam, gdzie liczą się uzyskane rezultaty, zwłaszcza finansowe. Dlatego telemarketerzy usiłują nam wcisnąć produkty, jako że mają do wyrobienia normy. Normy nazwane przez snobów, którzy doszli do władzy - targetami. Drogę, którą poszli twórcy strony, uważam za niewłaściwą.

pasażer krakowskiej komunikacji

***

Chcę się wypowiedzieć w sprawie planowanych opłat za wjazd do centrum. Sama jestem za tym, by w centrum było jak najmniej samochodów. Uważam też, że zabytkowe centrum należy starannie chronić przed wszelakimi zanieczyszczeniami.

Pytanie tylko czy pomysł wprowadzenia opłat za wjazd do centrum miasta to najwłaściwszy sposób? Wiele przykładów w historii pokazuje, że Polacy wszystko potrafią. Skoro zostaną ustalone opłaty to będą i zwolnienia z nich dla uprzywilejowanych. Krakowianie potrafią takie zwolnienia zorganizować. I nic się nie zmieni.

Danuta Pabian, mieszkanka Śródmieścia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski