Budząca kontrowersje moda zapanowała wśród młodych osób zwiedzających teren byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. To zdjęcia robione samemu sobie telefonami komórkowymi, m.in. na tle drutów kolczastych czy napisu "Arbeit macht frei".
Takie fotografie, zwane w slangu młodzieżowym "słitfociami" (od angielskiego słowa "sweet", czyli słodki), publikowane są później na portalach społecznościowych, m.in. na Facebooku. Pokazują zazwyczaj roześmiane twarze nastolatków. Nie tylko z Zachodu, ale ostatnio także z Polski.
- Są to fotografie wykonywane najczęściej w miejscach, które uważane są za symbole Auschwitz - przede wszystkim przy bramie wejściowej, ale też np. pod Ścianą Śmierci - mówi Bartosz Bartyzel z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
W przypadku ujęć przy bramie z napisem "Arbeit macht frei" można zrozumieć, że w tym miejscu niektóre osoby jeszcze nie wiedzą, co wydarzyło się w KL Auschwitz-Birkenau. Dziwi jednak chęć uwiecznienia się przy Ścianie Śmierci. Zwłaszcza gdy chwilę wcześniej usłyszało się od przewodnika o rozstrzelaniu tam przez Niemców nawet kilkunastu tysięcy osób.
Psycholog społeczny prof. Zbigniew Nęcki takie zachowanie młodych ludzi podczas zwiedzania KL Auschwitz uważa za jeden z objawów "psychopatyzacji społeczeństwa". - To wyraźny dowód na to, że kładzie się akcent na sensacyjny wymiar wojny, kosztem wymiaru humanitarnego. Młodzież chwali się obecnością w byłym obozie koncentracyjnym jako ekstremalnym przeżyciem, ale zapomina o wczuciu się w powagę miejsca. To lekceważące, a nawet poniżające dla ofiar Auschwitz - uważa prof. Zbigniew Nęcki.
Były opozycjonista, w 2012 r. uczestnik krakowskiej głodówki w obronie lekcji historii w szkołach Adam Kalita dostrzega w tym skutki tego, że polską młodzież źle się uczy o historii współczesnej.
- Na lekcjach mówi się o Auschwitz, ale w sposób nieumiejętny. Powinno się to robić językiem młodych, odwoływać się do ich sposobu patrzenia na świat. Nie ma dobrych podręczników. A historia niemieckich obozów śmierci została zapomniana przez filmowców. Dlaczego nie mówić o nich, pokazując losy rotmistrza Witolda Pileckiego, organizatora ruchu oporu w Auschwitz. Zwłaszcza że to postać popularna wśród młodzieży - mówi Kalita.
Przedstawiciel muzeum zapewnia, że przewodnicy zawsze uczulają zwiedzających na potrzebę stosownego zachowania na terenie byłego KL Auschwitz-Birkenau. I mimo że fotografie np. na tle komór gazowych czy obozowych baraków są "specyficzną pamiątką", nie są zakazane prawem.
- W naszym przekonaniu nie obrażają ofiar Auschwitz, tak jak próby kradzieży przedmiotów z terenu byłego obozu czy wykonywanie faszystowskich gestów. Raczej świadczą o stanie psychologicznym osoby, która je sobie robi i publikuje w sieci - mówi Bartosz Bartyzel.
Kradzieże, napisy na ścianach, hitlerowskie gesty. Tak bezcześci się pamięć ofiar obozu Auschwitz
Tak samo ochrona muzeum postąpiłaby, gdyby ktoś ubrany był w koszulkę z Adolfem Hitlerem lub swastyką. Podobnie zareagowaliby przewodnicy. Bo w dawnym niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu nie ma miejsca na propagowanie faszyzmu. Tak jak i na inne zachowania, które godzą w pamięć o ofiarach zgładzonych przez Niemców.
Szpilki i drut kolczasty
Najgorsze są kradzieże. Dochodzi do nich kilka razy do roku. I zawsze odbijają się szerokim echem, nie tylko w Polsce.
Sierpień tego roku. Tzw. Kanada - stały tam baraki, w których esesmani gromadzili dobytek odebrany Żydom. Na monitoringu widać, jak mężczyzna podnosi coś z ziemi i wkłada do reklamówki. Później policja znajdzie w niej widelec, część nożyczek, kawałki szklanych butelek i porcelany. A 47-letni obywatel Niemiec zezna, że rzeczy należące do Żydów chciał pokazać uczniom. Bo jest nauczycielem w Berlinie.
Nauczycielami byli też Kanadyjczycy, którzy cztery lata temu dokonali nieudanej próby kradzieży szpil z rampy kolejowej w byłym obozie Auschwitz II-Birkenau. Z kolei w 2012 r. na lotnisku w Balicach znaleziono kawałek drutu kolczastego przy nauczycielu z Francji. Okazało się jednak, że nie pochodził on z terenu Auschwitz-Birkenau.
- Linia obrony jest zawsze taka sama - że ludzie ci nie wiedzieli, że tak nie można, co jest absurdalnym tłumaczeniem. Auschwitz to nie tylko muzeum, ale też miejsce pamięci. Wielki cmentarz. A każdy przedmiot znajdujący się w obrębie byłego obozu to jego integralna część - mówi Bartosz Bartyzel. Dodaje, że rzeczą bez precedensu w historii muzeum była kradzież w grudniu 2009 r. napisu "Arbeit macht frei".
Uwrażliwieni na gesty
Kradzieże to niejedyne przewinienia zwiedzających Auschwitz-Birkenau. Placówka kończy właśnie walkę z bazgrołami, które pojawiają się na ścianach budynku tzw. Aufnahmegebäude, gdzie obecnie jest recepcja muzeum. Hasła w stylu: "Tu byłem…" wypisywane są też od lat w barakach w Auschwitz II-Birkenau.
Notowano też przypadki wykonywania faszystowskich gestów przed bramą KL Auschwitz. Ostatni raz uczynili tak studenci z Turcji. Oczywiście, sfotografowali się komórkami.
We wszystkich takich przypadkach zarówno strażnicy, jak i przewodnicy muszą reagować. - Nie trzeba nawet specjalnych szkoleń, żeby być uwrażliwionym na takie rzeczy. Choć np. niedawno odbyło się szkolenie z symboliki nazistowskiej - mówi Tomasz Michaldo, odpowiedzialny za metodykę oprowadzania po Auschwitz-Birkenau.
W 2013 r. muzeum w Auschwitz odwiedziło ok. 1 mln 333 tys. osób, w 2012 r. - 1 mln 430 tys.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?