Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gang sprytnych oszustów. Ofiary same wręczały pieniądze

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Gangsterom z tej historii, a już na pewno „Kruciakowi”, nie można odmówić sprytu. Rom wymyślił świetny spoosób na zarobek. Sławomir C. wszedł do kantoru z atrapą policyjnej blachy. Pracownik sam dał mu w reklamówce 270 tysięcy złotych.

FLESZ - Kryzys w branży taxi. Nawet 80% mniej kursów

od 16 lat

Gang, który stworzyło czworo oszustów z Warszawy, istniał ledwo trzy tygodnie. Wystarczyło, by od ofiar wyłudzić 450 tysięcy złotych. Najbardziej spektakularny wyczyn? Obrobienie kantoru w Krakowie. Bez użycia przemocy. Jak im się to udało?

Przestali istnieć dokładnie 15 czerwca 2016 roku, kilka godzin po tym, jak dokonali swojego największego wyczynu pod Wawelem, po którym spokojnie wrócili autem do stolicy.

Umówili się na spotkanie w mieszkaniu Marcina, by tam podzielić łup. W sumie 270 tysięcy złotych.

O tym, jak zdobyli taką fortunę, za chwilę.

Wpadka w mieszkaniu

Dochodziła godzina 20, gdy Sławomir dotarł na owe spotkanie. Jego dziewczyna Anna, zaufana wspólniczka, została pod blokiem. W środku, obok gospodarza, siedział też Adam. Szef gangu. To on odegra kluczową rolę w tej opowieści.

Trzech mężczyzn usiadło przy stole. Już zabierali się za podział zysków, gdy Marcina coś tknęło. Wyjrzał na korytarz. Zobaczył, że po schodach - większą grupą - wspinają się uzbrojeni policjanci. Zdołał tylko krzyknąć do wspólników: idą psy! Zamknął drzwi na zamek od wewnątrz.

Pierwszy zareagował Adam. Przez okno wyrzucił reklamówkę z pieniędzmi, zwinnie - niczym kot - zeskoczył z balkonu na drugim piętrze na niższą kondygnację, a z niej - już wprost na ziemię. Sławomir też nie czekał bezczynnie na rozwój wydarzeń. Podobnie jak Adam, szef gangu, bez strachu o upadek z wysokości pokonał barierkę balkonu, zsunął się w dół i za moment znalazł się przed blokiem. Zdołał jeszcze wyrzucić w krzaki telefon komórkowy, ale na ucieczkę było za późno. Rosły policjant podciął mu nogi, obezwładnił i założył kajdanki.

Już skuty Sławomir zauważył, że kryminalni skrupulatnie zbierają pieniądze, które wysypały się z reklamówki wyrzuconej z drugiego piętra przez Adama. Około 70 tysięcy złotych, w różnych walutach.

Adam też nie zwiał daleko. Po chwili trzech kumpli i Anna znaleźli się na komendzie. To był koniec gangu, ale dla policjantów dopiero początek roboty. Jak wpadli na trop oszustów - to już ich tajemnica.

Pomocna nawigacja

W mieszkaniu, które dokładnie przeszukano i w innych lokalach, które wynajmowali przestępcy, odkryto między innymi: telefony komórkowe, atrapę tak zwanej blachy policyjnej oraz nawigację wykorzystywaną w trakcie podróży po Polsce. To był ślad, do których miejsc oszuści jeździli i gdzie można szukać ich ofiar.

Szybko ustalono nazwiska tych, którzy stracili najwięcej, czyli czworga mieszkańców Wrocławia, Krakowa, Biłgoraja na Podkarpaciu i Konstancina Jeziornej pod Warszawą.

Oszuści, przyparci do muru, zaczęli sypać. Z ich opowieści wyłonił się obraz grupy, która bardzo profesjonalnie oszukiwała ludzi.

Adam opowiedział, że kilka tygodni wcześniej, w maju 2016 roku, spotkał się w Międzyzdrojach z kolegą z Niemiec, który zaproponował mu robotę przy odbieraniu pieniędzy od ludzi oszukiwanych metodą „na policjanta”. Zleceniodawca miał 160 centymetrów wzrostu i był Romem. Adam określał go słowem „Kruciak”.

„Kruciak” i telefony

Adam to zawodowy przestępca. Miał wyroki w Warszawie i Krakowie, między innymi za oszustwa, rozboje, włamania i kradzieże. Za kratkami spędził w sumie kilkanaście lat.

Ze względów praktycznych nic o „Kruciaku” nie zamierzał powiedzieć. Przecież kiedyś wyjdzie na wolność i trzeba będzie dalej robić szemrane interesy. Kumpli się nie wydaje, to niehonorowe i basta. Przyznał jednak, że dogadali się w kwestii podziału zysków. „Kruciak” miał dzwonić z Niemiec i mamić ludzi, Adam skrzyknąć wspólników, by odbierać „zarobione” w ten sposób pieniądze. Dostawał za to 40 procent zysków, 60 procent miało trafiać do „Kruciaka”.

Adam wziął się do roboty i zaproponował udział w biznesie Marcinowi, recydywiście z imponującym dorobkiem, który prowadził nocny klub w Warszawie. Marcin z kolei zwerbował Sławomira, pracownika gospodarczego w jego klubie. Ten z kolei wziął do pomocy swoją dziewczynę Annę. Miała być „wozakiem” i zabierać autem Sławomira pod wskazane adresy, bo ten nie miał prawa jazdy. Samochodu zresztą też nie, ale Adam załatwił mu peugeota i Anna usiadła za kierownicą.

Sławomir pełnił rolę „odbieraka” pieniędzy, dzierżył atrapę policyjnej blachy, by uwiarygodniać się przed pokrzywdzonymi. Adam dał „Kruciakowi” namiary na Annę i Sławomira, by mógł ich bezpośrednio kierować na wskazane miejsca odbioru pieniędzy.

W trzech przypadkach „Kruciak” omotał ofiary jak dzieci. Niesamowite, jak inteligentni i radzący sobie w biznesie ludzie dali się podejść.

Trzy oszukane kobiety

Pierwszą ofiarą była Edyta M., właścicielka kilku aptek na Podkarpaciu, która 7 czerwca 2016 roku odebrała telefon od rzekomego agenta Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Artura Stępniowskiego.

Nastraszył ją, że trwa tajna operacja, która ma na celu przerwanie akcji hakerów, którzy usiłują ukraść z jej konta pieniądze. Agent CBA polecił kobiecie wybranie numeru 997, by sprawdziła u dyżurnego policji, że trwa taka akcja i że on nie kłamie.

Kobieta nie wiedziała, że bez przerwania połączenia - mimo wybrania numeru 997 - nie dodzwoniła się do prawdziwej policji, ale została przekierowana na telefon wspólnika oszustów. Tam męski głos potwierdził, że agent Stępniowski nie kłamie.

Edyta M. pojechała 60 kilometr ów do apteki, potem drugiej. Z kas wybrała pieniądze, by zabezpieczyć je przed hakerami. W sumie 120 tysięcy złotych oddała człowiekowi, który okazał jej blachę policyjną. Nie wiedziała, że została oszukana.

Dwa dni później w podobny sposób oszuści podeszli bizneswomen z Konstancina Jeziornej. Od niej wyłudzili 21 700 złotych. „Kruciak” podał się wtedy za oficera CBŚ, Andrzeja Stępnia.

Trzecią ofiarą była aptekarka z Wrocławia, która straciła 50 tysięcy złotych.

Skok na kantor w Krakowie

Do pracownika kantoru z Krakowa, Pawła P., zadzwonił „funkcjonariusz policji” Andrzej Stępień i poinformował, że na kantor planowany jest napad rabunkowy.

Dzwoniący podał numer legitymacji służbowej i poprosił o kontakt pod 997, by potwierdzić, że faktycznie policja szykuje się do zatrzymania przestępców zamierzających obrabować kantor. Paweł P. wykręcił numer 997 i - tak jak pozostałe ofiary - usłyszał fałszywe zapewnienia, że taka operacja policyjna trwa. Funkcjonariusz Stępień kazał mu się zamknąć w kantorze, zasunąć rolety, przeliczyć pieniądze i podać, ile ich jest.

- Za chwilę podejdzie nasz człowiek z odznaką policyjną. Trzeba mu dać tę gotówkę. Wiemy, że z trzech bandytów dwóch jest w pobliżu kantoru. Mamy namierzonego hakera, który założył podsłuchy na pana telefonie - mówił Stępień.

Gdy Sławomir C. z atrapą blachy policyjnej podszedł do kantoru, pracownik sam dał mu reklamówkę z walutami. W sumie 270 tysięcy złotych. Paweł P. miał zostać w środku kantoru trzy godziny, do 19, gdy akcja policji się skończy. Gdy w końcu wyszedł na zewnątrz, po oszustach nie było śladu. Wpadli dopiero wieczorem w Warszawie. Właściciel kantoru nie odzyskał jeszcze 200 tysięcy złotych ze skradzionej sumy.

Wyrok skazujący

Oskarżeni przyznawali się do winy. Sąd Okręgowy w Krakowie wymierzył im kary: Adam P. za kierowaniem gangiem i oszustwa dostał dwa lata więzienia, a Sławomir C. - trzy i pół roku. Sąd złagodził karę Marcinowi A., bo to on ujawnił nieznane szczegóły przestępstw i dlatego usłyszał karę czterech lat więzienia w zawieszeniu na siedem lat. Anna G. została skazana na dwa lata odsiadki. Cała czwórka ma solidarnie oddać zrabowane kwoty na łączną sumę 390 tysięcy złotych. Teraz sprawą zajmuje się Sąd Apelacyjny w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski