– Wystarczyło jedno zwycięstwo, a promotorzy podobno już wyrażają zainteresowanie Pana osobą.
– Takie też odniosłem wrażenie. Jestem człowiekiem, który wie, czego chce, a przede wszystkim doskonale znam swój organizm. Zdaję sobie sprawę, ile mam lat i jestem w pełni świadomy miejsca w życiu, w którym aktualne się znajduję. Dlatego mnie nie trzeba pilnować, ani w żaden sposób dyscyplinować, bo wiem, że jeszcze tylko przez cztery lub pięć lat będę w stanie bardzo ciężko harować. A tylko dzięki uczciwej pracy mogę poukładać życie swoje i mojej kochanej rodziny, która przez tyle lat żyła z piętnem męża i ojca przestępcy. To czas, abym zadbał o przyszłość moich dwóch bohaterek, zanim skończy się moja przydatność do sportu zawodowego.
– Chce Pan powiedzieć, że w przeciwieństwie do młodych zawodników, którzy często są chimeryczni i niewłaściwie reagują na zwycięstwa, Pan jest gwarantem sumiennego wypełnienia kilkuletniego kontraktu i podejmowania każdego wyzwania?
– Trafniej bym tego nie ujął. Widziałem niejednego tzw. prospekta, którego ciągnięto za uszy w boksie amatorskim i zawodowym, bo chłopak miał talent. Promotorzy widząc, że będą z niego pieniądze, robili wszystko, by wygrywał każdą walkę. Z tego powodu w wielu pojedynkach zapadały, niestety, niesprawiedliwe werdykty, bo sędziowie skłaniali się ku utalentowanemu zawodnikowi, wyrządzając krzywdę jego rywalowi. Zresztą dowiedziałem się, że mój sobotni przeciwnik też bardzo ciężko pracuje fizycznie, a na treningi chodzi wieczorami, chcąc rozwijać swoją pasję.
– Naciągane zwycięstwa w równie dużym stopniu krzywdzą tzw. prospektów.
– Dokładnie to chcę dopowiedzieć. Gwarancja zwycięstw daje zgubne poczucie bezkarności. Przekonanie o wygranej sprawia, że zawodnik nie skupia się należycie na treningach, co w dłuższej perspektywie nigdy nie wyjdzie na dobre. Przekonało się o tym wiele tuzów pięściarstwa, na czele z Mike’m Tysonem, który w szczytowym momencie kariery zapomniał o sumiennym wykonywaniu obowiązków i przegrał z rodakiem Jamesem Douglasem.
– Na forach internetowych kibice nie dają wiary, że osoba z Pana kulturą wypowiedzi i zasobem słów mogła tak pobłądzić w życiu. Na ceremonii ważenia, podczas tradycyjnego spojrzenia w oczy, Pana wzrok też nie miał prawa przestraszyć rywala.
– Niektórzy się nakręcają, do tego mówią niestworzone rzeczy, ale mnie zła krew jest zupełnie niepotrzebna. Wchodząc do ringu mam respekt do każdego, nawet słabszego przeciwnika, choćby z szacunku do pracy, jaką musiał włożyć w przygotowania. W ringu nie ma miejsca na lekceważenie, bo jeden cios na brodę kończy walkę. Boks nie polega na tym, żeby kogoś zniszczyć psychicznie i zrobić mu krzywdę. Lepiej pokazywać najlepszą stronę tego sportu poprzez pełnię umiejętności technicznych.
– Jest Pan po obejrzeniu starcia z Wywalcem?
– Tak i zrobiło mi się głupio, bo w pewnym momencie, w ferworze walki, dość mocno uderzyłem chłopaka w tył głowy. Zrobiłem to nieświadomie, gdy rywal pochylił się do przodu, ale poczułem się nie najlepiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?