Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdański „Sąd Ostateczny” w bliskich kadrach krakowianina

Wacław Krupiński
Andrzej Nowakowski na tle zamkniętego tryptyku. Obok „Sąd Ostateczny” w pełnej krasie, a poniżej jego detale
Andrzej Nowakowski na tle zamkniętego tryptyku. Obok „Sąd Ostateczny” w pełnej krasie, a poniżej jego detale Andrzej Nowakowski
Z piekła Memlinga wieje taką grozą, że mimowolnie myśli się, co zrobić, by tam nie trafić. A skoro to tak działa teraz, to można sobie wyobrazić, jaką jego wizja miała moc przed wiekami – mówi ANDRZEJ NOWAKOWSKI, krakowianin, któremu Gdańsk oddał swój najcenniejszy skarb

Andrzej Nowakowski, krakowski wydawca, którego pasją jest fotografowanie, zabiegał o możliwość zbliżenia się z obiektywem do gdańskiego „Sądu Ostatecznego” od dłuższego czasu. Miał za sobą mnóstwo argumentów, a koronnym wydawał się album, jaki poświęcił ołtarzowi Wita Stwosza z krakowskiego kościoła Mariackiego.

Dysponując specjalnym wysięgnikiem, mógł jako pierwszy pokazać unikatowe dzieło z innej perspektywy niż ta, z której oglądają je turyści. Obcując z rzeźbami, z jakże bliska przybliżał detale, wydobywał ich ukryte piękno. I właśnie ten album, obok innych swego autorstwa, wysłał do Gdańska. – I nagle otrzymałem wspaniały telefon. Dyrekcja Muzeum Narodowego zgadza się i przyjedzie do Krakowa, by ustalić szczegóły. Krakusowi oddano największy klejnot Gdańska – opowiada.

Przez dwa dni miał Andrzej Nowakowski arcydzieło Memlinga, uważane za jego najdoskonalsze osiągnięcie, tylko dla siebie. Wyjęte zostało ze specjalnej kasety wykonanej z hartowanego i kuloodpornego szkła zapewniającej tryptykowi stabilną temperaturę i wilgotność powietrza.

Losy „Sądu Ostatecznego” Hansa Memlinga, najcenniejszego – obok „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci – dzieła malarstwa zachodnioeuropejskiego w polskich zbiorach, mogłyby posłużyć za temat wielkiego filmu. Byłby w nim piracki napad na inny statek, oczywiście kompletnie złupiony, i wielowiekowe dzieje Europy z jej możnymi, którzy o to dzieło zabiegali, i upór Gdańska, by obraz pozostał w tym mieście.

Kadry z morza z motywem pirackim
10 kwietnia 1473 r., w czasie wojny angielsko-hanzeatyckiej z portu w Lubece wypłynęła w morze wielka karawela „Piotr z Gdańska”, którą dowodził gdański kaper Paweł Benecke. Miała patrolować wody terytorialne i współdziałać z innymi jednostkami w blokadzie brzegów angielskich. I oto któregoś dnia dowódca gdańskiej jednostki zauważył zmierzający ku brzegom Anglii, a płynący pod neutralną banderą Burgundii wielki galeon „Święty Mateusz” oraz towarzyszącą mu mniejszą brygantynę „Święty Jerzy”. Benecke wydał rozkaz ataku. Zwinniejsza brygantyna przedostała się w kierunku Southampton, natomiast załoga „Świętego Mateusza” stawiła opór napastnikom.

Na próżno. 13 marynarzy galeonu poległo, blisko 100 odniosło rany, a zwycięzcy przyholowali zdobycz do portu Stade w biskupstwie bremeńskim, gdzie rozparcelowano łupy. Podzielili je między siebie Paweł Benecke, jego załoga oraz trzej patrycjusze gdańscy, współwłaściciele karaweli. A było tego niemało: znaczne ilości tkanin, w tym przetykanych złotem, płótna, skór, obić jedwabnych i różnych kosztowności. Trafić miały do Pizy i Florencji. I właśnie do jednego z florenckich kościołów, jak chciał fundator obrazu Angelo Tani, miał dotrzeć wieziony również tryptyk „Sąd Ostateczny”. Przejęty wraz z całym załadunkiem przez gdańszczan, ofiarowany został gdańskiemu kościołowi Marii Panny.

Kadry z dyplomacją także papieską w tle
Napaść na płynący pod neutralną flagą galeon wywołała natychmiastową reakcję. Pierwszy interweniował drogą dyplomatyczną władca Burgundii Karol Śmiały, grożąc miastom Hanzy sankcjami ekonomicznymi. Zwrotu zagarniętego mienia zażądał też stanowczo przedstawiciel właściciela większości ładunku, Tommasa Portinariego. Roszczenia Włochów poparł legat papieski, a w roku 1478 sam papież Sykstus IV. W ostrej, skierowanej do Rady Miasta Gdańska bulli, papież nazwał Pawła Benecke piratem i domagał się zadośćuczynienia dla obywateli florenckich. Wszelkie zabiegi spełzły jednak na niczym i obraz pozostał w Gdańsku. A jego burzliwe dzieje dopiero się rozpoczynały.

Kadry z władcami na pierwszym planie
Tryptyk wciąż budził emocje. W XVII w. cesarz Rudolf II Habsburg zaproponował władzom Gdańska za odsprzedanie obrazu astronomiczną kwotę 40 tys. talarów. – To była wówczas równowartość dużego miasta__– wyjaśnia Andrzej Nowakowski. Jeszcze większe wrażenie wywarł obraz na wielkim kolekcjonerze dzieł sztuki, w tym malarstwa niderlandzkiego, carze Piotrze Wielkim, który będąc w Gdańsku w 1717 r., zwiedził kościół Mariacki i długo wpatrywał się w dzieło Memlinga. W efekcie do zakończonych już negocjacji z władzami miasta (za wycofanie armii rosyjskiej miały zapłacić 140 tys. talarów, zerwać stosunki handlowe ze Szwecją oraz otworzyć port dla okrętów rosyjskich) dodał żądanie, by w ramach kontrybucji dały i obraz Memlinga. Władze i tym razem oparły się żądaniom, co car uszanował.

Aż nadeszła epoka napoleońska. Po zajęciu Gdańska przez armię cesarza w 1807 r. przybył do Gdańska baron Vivant Denon, dyrektor paryskiego Muzeum Napoleona, który natychmiast wywiózł tryptyk i umieścił w salach Luwru, gdzie dzieło wzbudzało powszechny zachwyt. Po upadku Napoleona „Sąd...” za sprawą pruskich zwycięzców stał się pierwszym obiektem zajętym w ramach rewindykacji dzieł sztuki i trafił do Berlina, wywołując zrozumiały entuzjazm oglądających. Dyrektor berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych zaapelował do króla Fryderyka Wilhelma III o nieoddawanie obrazu, któremu w katalogu zbiorów nadano numer 1.

W formie ekwiwalentu zaproponowano Gdańskowi kopię „Madonny Sykstyńskiej” Rafaela, trzy stypendia dla gdańszczan w tejże Akademii oraz wykonanie nowego ołtarza. Gdańszczanie i tym razem odparli zakusy i 18 stycznia 1817 r. powitali dzieło w swym mieście. Pozostało w nim do czasów II wojny światowej. Wywiezione pod jej koniec przez hitlerowców i ukryte w Turyngii zostało odnalezione przez Armię Czerwoną i trafiło do leningradzkiego Ermitażu. Tam poddano je bardzo rzetelnej konserwacji i dopiero w 1956 r. przekazano je Polsce. Po czasowej ekspozycji „Sądu Ostatecznego” w Muzeum Narodowym w Warszawie trafił on do Gdańska, ale już nie do Bazyliki Mariackiej, a do tamtejszego Muzeum Narodowego. W świątyni wisi jedynie kopia. – Tak zła, że lepiej, by jej nie było__– ocenia Andrzej Nowakowski.

Kadry nie tylko wizji piekła, które złożą się na album
Liczący 226 na 160 cm „Sąd Ostateczny” namalowany został na dębowych deskach, które zależnie od wilgotności powietrza zwiększają lub zmniejszają swą objętość. Dlatego przechowywany jest we wspomnianej ochronnej kasecie zafundowanej zresztą gdańskiemu muzeum przez Amerykanów w zamian za wypożyczenie dzieła, które w 2002 r. eksponowano w Milwaukee na wystawie „Splendor of Poland”; razem z „Damą z gronostajem”. Nieoficjalnie mówi się, że z przy okazji podróży do USA dzieło Memlinga zostało wycenione na 50 mln dolarów. Gdy dwa lata temu zamierzano je wysłać na wystawę do Rzymu, kwota ubezpieczenia miała wynosić 80 mln euro. Do tej wędrówki już jednak nie doszło, bo podróże arcydzieła budzą w Gdańsku podobne emocje i kontrowersje, jak wysyłanie w świat krakowskiej „Damy”.

Andrzej Nowakowski przez dwa dni obcował z tryptykiem „na milimetry”, świadom, że to jeden z najważniejszych obrazów świata, a na pewno jedno z kilku najważniejszych dzieł malarskich kultury średniowiecza.
– Odczuwałem rodzaj wzruszenia – także czysto estetycznego, wiedząc, że wchodzę w świat będący zapisem mentalności człowieka średniowiecza, który przedstawiał to, o czym był przekonany, w co wierzył – mówi. I dodaje, że największe wrażenie robi umieszczona na prawym skrzydle tryptyku wizja piekła. – Z niej naprawdę wieje grozą i mimowolnie myśli się o tym, by zrobić wszystko, by tam nie trafić. A skoro tak to działa teraz, w XXI wieku, to można sobie wyobrazić, jaką ta wizja miała moc przed wiekami. Może to wizja piekła działała na niektórych władców i dlatego nie decydowali się na zabór obrazu? Ale co sprawiło, że oddali go nam Rosjanie w połowie lat 50.?__– zastanawia się Andrzej Nowakowski.

Zrobił wiele tysięcy klatek, fotografując, jak nikt wcześniej, najdrobniejsze detale. Dzięki tzw. makrofotografii przybliży to, co dla oka niedostrzegalne: niuanse warsztatu Memlinga, miejsca, w których sam twórca coś zmienił, jak i takie, w których po latach dokonano uzupełnień.

Kiedy ukaże się album? – Na razie zamówiłem u wybitnych znawców malarstwa flamandzkiego teksty, także o autorze. Na targach książki w świecie nieraz pytano mnie: Dlaczego wy, posiadając dzieło tej rangi, nie macie całej biblioteki poświęconych mu prac. Mam nadzieję, że zainicjuje ją mój album.

Album ukaże się we współpracy z władzami Gdańska, nakładem krakowskiego Wydawnictwa Universitas, którym Andrzej Nowakowski kieruje.

Kadry odsłaniające nie tylko urodę arcydzieł
Jak powiedział nam Piotr Żuchowski, wiceminister kultury, generalny konserwator zabytków, są w Polsce trzy arcydzieła, bez których nie można rozpatrywać historii sztuki tamtego czasu: „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci, „Sąd Ostateczny” Memlinga i ołtarz Wita Stwosza w kościele Mariackim.

– Dlatego tak interesowała mnie kwestia bezpieczeństwa tych dzieł – tak w miejscach ich stałej ekspozycji, jak i podczas wyjątkowych ich prezentacji poza granicami Polski. I temu właśnie miała służyć proponowana przeze mnie Lista Skarbów Dziedzictwa, na której tryptyk Memlinga był jednym z pierwszych obiektów. Podlegałyby one precyzyjnym obostrzeniom konserwatorskim, a zarazem szczególnej promocji. Niestety, inicjatywa ta została zablokowana przez prezydenta Komorowskiego.

Tak, zgadzam się, że o ile „Dama z gronostajem” istnieje w świadomości społecznej, o tyle tryptyk Memlinga jest mniej znany, za słabo wypromowany… Pewnie i dlatego, że łatwiej do odbioru społecznego trafia piękna dziewczyna, jaką była sportretowana przez Leonarda da Vinci Cecylia Gallerani, niż rozbudowana, wielopostaciowa scena „Sądu Ostatecznego”. A na pewno dzieło Memlinga zasługuje na to, by było szeroko rozpoznawane przez Polaków – _ocenia minister Żuchowski. _

Album Andrzeja Nowakowskiego bez wątpienia dzieło Memlinga rozsławi, zwłaszcza że zostanie wydana i jego wersja angielska.

Przy okazji warto przypomnieć, że wspomniany już album Andrzeja Nowakowskiego, poświęcony ołtarzowi Wita Stwosza nie tylko przybliżył to dzieło – i to dosłownie. Autor, obcując z dziełem z najbliższej odległości, ujawnił to, co dla oka niedostępne – ukazał pojedyncze rzeźby, rysy twarzy, ich grymasy, jak i najmniejsze detale, jakie wyszły spod dłuta Stwosza. Zarazem nie tylko uwydatnił skalę i urodę arcydzieła, ale też zwrócił uwagę na korozyjne działanie czasu, co wywołało dyskusję i kontrowersje w gronie konserwatorów, jak i włodarzy kościoła Mariackiego.

Fotografik pokazał bowiem, że ołtarz pokryty jest warstwą tłustego brudu, zwłaszcza w górnych, trudno dostępnych partiach ołtarza (obrabiając cyfrowo zdjęcia, większość czasu poświęcał na usuwanie owego brudu), jak wykazał ponad 40 ubytków, które dostrzegł na wielu figurach. Wywołało to burzę i powołanie zespołu ekspertów, który oceniał, w jakiej kondycji jest jedno z najcenniejszych dzieł sztuki w Polsce.

I choć ostatecznie eksperci orzekli wówczas, że ołtarz jest w dobrym stanie, obecnie, po czterech latach, rozpoczęto jego konserwację. Prace mają trwać minimum do 2020 r. i kosztować blisko 14 mln zł. Można przyjąć, że to dodatkowy efekt pracy Nowakowskiego, który na sześciu tysiącach kadrów ukazał nie tylko urodę ołtarza, ale i szkodliwe skutki upływu czasu.

Okazuje się, że efektem pracy fotografika jest nie tylko wytwór artystyczny w postaci imponującego albumu. Czy zdjęcia tryptyku Memlinga również odsłonią jakąś tajemnicę?

***

Hans Memling – jeden z najwybitniejszych przedstawicieli malarstwa niderlandzkiego XV w. – żył w latach ok. 1430/40–1494.

Przypisuje mu się dziś ok. 80 dzieł: pojedynczych tablic i nastaw ołtarzowych (głównie dyptyków i tryptyków). „Sąd Ostateczny” jest jedynym dziełem Memlinga w polskich zbiorach.

Andrzej Nowakowski (ur. 1952) – dr polonistyki, wykładowca na Wydziale Polonistyki UJ, fotograf, od 1993 r. dyrektor wydawnictwa Universitas. W latach 2001–2003 prezes Polskiej Izby Książki.

Jego zdjęcia zostały opublikowane m.in. albumach: „Blask. Ołtarz Mariacki Wita Stwosza”, „Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sfery i cienie”, „Gołębnik. Polonistyka. Uniwersytet Jagielloński”, „Powiększenie. Nowy Cmentarz Żydowski w Krakowie”, „Sławomir Mrożek”, „Skarb. Kopalnia soli Wieliczka”, „Poza horyzontem zdarzeń. Auschwitz”.

Otrzymał m.in. Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze - Gloria Artis”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski