Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Gdy kark skręcisz - dam gromnicę"

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Od zawsze już na kilka dni przed Gromniczną na krakowskim Rynku, naprzeciw kościoła Mariackiego stały stoły pełne świeczek. Takich prawdziwych, woskowych, z którymi nie wstyd pokazać się w kościele, z wosku ciemnego lub oczyszczonego, biało-żółtawego.

Kiedyś, kiedyś każdego drugiego lutego wyruszała z kościoła procesja z zapalonymi w czasie mszy świecami; dziś procesji nie ma, zwyczaj - może już nie wszędzie, ale pozostał.

Płomyk troskliwie otulano dłońmi, by nie zgasł i by z jego cudownej mocy mogli skorzystać - odpalając inne świeczki, pozostali członkowie rodziny. Komu zgasła pierwsza - ten jako pierwszy przenieść się miał do wieczności. Zgaśnięcie ognia płonącego na ołtarzu czy w domu było zawsze powodem do niepokoju.

Nie bez racji: śmierć mieszkającego już u krakowskich jezuitów wielkiego kaznodziei Piotra Skargi poprzedziło o kilka sekund zgaśnięcie - bez racjonalnego powodu wielkiej woskowej świecy na ołtarzu świątyni na Jasnej Górze. Kilka lat wcześniej sam Skarga z ambony kościoła Mariackiego głosił, że „te nasze gromnice taką moc mają, iż zapalone, gromy i pioruny oddalają”. Zaiste, tak było i jest. Ale wobec majestatu śmierci były i są, jak widać, bezsilne…

Gromnica to królowa świec, zapalana w burzę przed świętym obrazem, w otoczeniu całej rodziny, i, jak się rzekło, posiadająca cudowną moc odpędzania gromów. „Lud nasz -pisał Adam Chmiel - opala sobie w ten dzień gromnicą włosy z czterech stron, ażeby się grzmotów bez potrzeby nie lękać”. Dzieci dzięki temu miały się nie bać wilków. Czuwała nad tym sama Matka Boska, która ongi - że to zawsze pełna jest miłosierdzia - schroniła wilka pod swoim płaszczem broniąc przed widłami chłopów. Niezbyt lojalne i szczególnie napastliwe zwierzęta odstraszała później nieraz blaskiem trzymanej w rękach świecy…

Świecę przyniesioną z kościoła 2 lutego, umocowaną na co dzień na ścianie wraz z palemką wielkanocną wkładano również obowiązkowo w kostniejące ręce ułożonego pod świętymi obrazami konającego. Tak umierali polscy królowie, wielmoże i biedacy. Woskowe świece były drogie, gospodarowano nimi oszczędnie i skrupulatnie rozliczano z nich służbę, podejrzewając nadużycia.

W Wiedniu z westchnieniem opowiadają sobie do dziś, że w 1740 roku zaraz po sekcji swych zwłok cesarz Karol VI Habsburg ostro skarcił medyków, którzy zignorowali fakt, że zamiast przewidzianych etykietą i zapłaconych sześciu świec przy stole sekcyjnym płoną tylko cztery. Ale cóż robić, gdy cesarski skarbiec był pusty? Wydatek na wielką świecę z prawdziwego pszczelego wosku był dla każdego znaczący, stąd ostrożność w deklaracjach: „Gdy kark skręcisz dam gromnicę/Lub gromnicy obietnicę” - mówił pan Łatka z „Dożywocia”. Może właśnie magia gromnicznego światła sprawia, że najbardziej wierzymy w słuszność związanych z nim prognoz meteorologicznych. Jest ich mnóstwo. „Gromnica - zimy połowica”; „Jasny dzień podczas Gromnice lnu przyczynia na prząśnice”; „Ile razy przed Gromniczną z dachu kapie, tyle razy przed Wniebowstąpieniem burze”, etc., etc.

No coż, czasy są, jakie są. Przy całym szacunku dla Czytelników nie przypuszczam, by każdego było stać na wielką, woskową gromnicę i by nikt nie miał wątpliwości komu ją zapalić. Osobiście serdecznie radzę Panu Bogu świeczkę. a diabłu ogarek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski