MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdy wysiadam z samochodu, znów chcę do niego wsiadać

Redakcja
Adam Małysz dostał wczoraj od prezesa firmy Lotos Pawła Olechnowicza (z prawej) pamiątkową nartę, upamiętniającą wszystkie jego sukcesy na skoczni Fot. Wacław Klag
Adam Małysz dostał wczoraj od prezesa firmy Lotos Pawła Olechnowicza (z prawej) pamiątkową nartę, upamiętniającą wszystkie jego sukcesy na skoczni Fot. Wacław Klag
ROZMOWA. - Czasami myślę, że będąc skoczkiem narciarskim nie potrzebowałem aż takiej wytrzymałości jak teraz - mówi ADAM MAŁYSZ, który buduje formę do najtrudniejszego rajdu na świecie

Adam Małysz dostał wczoraj od prezesa firmy Lotos Pawła Olechnowicza (z prawej) pamiątkową nartę, upamiętniającą wszystkie jego sukcesy na skoczni Fot. Wacław Klag

Którego biegu w terenowym porsche cayenne najczęściej Pan używa? - rozpoczęliśmy rozmowę z Adamem Małyszem.

- Głównie dwójki i trójki, bo w piachu nie da się jeździć na wyższych biegach. Dla mnie to wielka szkoła, bo gdy jeżdżę po poligonach i czołgowiskach, gdzie są ogromne wertepy i piach, potrzeba dużych umiejętności. W takich warunkach muszę nauczyć się zmieniać koła oraz właściwie zareagować, gdy auto się zakopie. To nie tak, że wciśnie się gaz do dechy i samochód wyjeżdża. Moje szczęście polega na tym, że za pilota mam Rafała Martona, który jednocześnie jest mechanikiem i zna się na samochodach. Cały czas się od niego uczę, a podczas treningów siedzę w warsztacie i obserwuję pracę mechaników. Zresztą zanim zostałem blacharzem-dekarzem, chciałem być właśnie mechanikiem, tylko w szkole nie było już wolnych miejsc.

- Nowa pasja kosztowała już Pana bezsenną noc?

- Ostatnie trzy noce to spanie po trzy godziny, bo jeździmy do bardzo późna. Uczestniczę w ostrych przygotowaniach, bo wiemy dokładnie, jak bywa na Dakarze, gdy nieraz trzeba spędzić noc na pustyni. Gdy byliśmy w Chorwacji, czy w Drawsku, spaliśmy w namiotach, które nie były nawet zamykane. Wszystkiego trzeba się nauczyć, bo do tej pory nocowałem w hotelach, w miarę ekskluzywnych. Jednak lubię wyzwania i to też mnie cieszy.

- Nadal nie tęskni Pan za odpoczynkiem?

- Zawsze było tak, że najlepiej wypoczywałem, będąc aktywnym. Nawet, gdy po sezonie miałem wolne, nie wybierałem siedzenia i opalania się, tylko na przykład zasuwałem w ogródku.

- Twierdzi Pan, że przed rajdami nie czuje strachu, bo skoki narciarskie to też był ekstremalny sport. Czy pod względem emocji i adrenaliny to również porównywalne dyscypliny?

- W skokach emocje trwają dość krótko, bo zaczynają się na rozbiegu i są do momentu wylądowania. W samochodzie każdy zakręt, przyspieszenie i hamowanie to wielkie emocje, bo dochodzą do tego duże prędkości i dziurawy teren.

- Rafał Marton przyznał, że wielkie wrażenie zrobił na Panu pierwszy skok samochodem.

- Zawsze tak jest, że pierwsze odbicie, nawet niewielkie, jest przeżyciem. Gdyby wykonywałoby się skok samochodem nieprzystosowanym do tego, mogłoby się różnie skończyć, ale to są auta wyspecjalizowane. Żeby wykonać skok samochodem, który waży ponad dwie tony, trzeba trochę umiejętności. Z pewnością to ekstremum, które wciąga, bo gdy wysiadam z samochodu, znów chcę wsiadać. Ale to chyba dobry objaw.

- Ile czasu dziennie spędza Pan za kierownicą?

- Bardzo różnie, zależnie od tego, czy testujemy samochód, czy jeździmy na wytrzymałość. Myślę jednak, że jest to średnio 5-6 godzin każdego dnia.

- Czyli to bardziej wyczerpujące przygotowania, niż do sezonu narciarskiego.

- Trochę się śmieję, bo wyczytałem, że sport motorowy to nie jest sport. Teraz widzę po sobie, jak bardzo takie przygotowania dają w kość. Wręcz czasami myślę, że będąc skoczkiem narciarskim przez tyle lat, nie potrzebowałem aż takiej wytrzymałości. Dlatego teraz cały czas nad nią pracuję.
- Co sprawia Panu największą trudność w prowadzeniu samochodu terenowego?

- W byciu kierowcą wyczynowym jest wiele trudności, ale myślę, że koledzy zgodzą się ze mną, że w miarę dobrze zaczynam sobie dawać radę. Gdy popełniam niewielkie błędy, od razu staram się je korygować, a analizy dokonuję nawet wracając z treningu do domu. Początkowo "kosmosem" było dla mnie trzymanie dwóch rąk na kierownicy, bo do tej pory jedną dłoń trzymałem na drążku zmiany biegów lub na podłokietniku. Teraz ręce muszą być na kierownicy, bo wystarczy chwila, by auto znalazło się poza trasą. To tylko drobne rzeczy, a wiele trudniejszych pewnie dopiero przede mną.

- Zbliża się rajd Wrocław - Drezno, a razem z nim wielkie emocje.

- Zgadza się, emocje są, ale ulżyło mi, że pojadę samochodem z trzema zerami, czyli przedstartowym. W związku z tym na pewno nie będzie wielkiej presji i oczekiwań już w pierwszym występie. Tym bardziej że rajd startuje w naszym kraju.

- Co ważne, egzamin na licencję rajdową dopiero przed Panem. Utrwala Pan już tylko wiedzę?

- Myślę, że żaden kierowca ani pilot nie posiada książkowej wiedzy od deski do deski. Zresztą jest tak dużo materiału, że trudno byłoby wszystkiego nauczyć się na pamięć, ale wiele już wiem. Przed samym egzaminem, który jest zaplanowany na przełom lipca i sierpnia, pewnie przejdę jeszcze drobne przeszkolenie i mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

- Rajdy, z najważniejszym startem w Dakarze, to jednorazowa przygoda, czy związek na lata?

- To się okaże, bo teraz nie powiem, że jest to mój sposób na życie. Wszystko wyjdzie w praktyce, choć powiem szczerze, że na razie bardzo się zaraziłem.

- Marzy się Panu pójść w ślady narciarza alpejskiego Luca Alphanda, który w 2006 roku wygrał Dakar?

- Ale zanim wygrał, przejechał rajd sześć razy. Na pewno wiele rzeczy musiał się nauczyć. Bardzo podobał się przeprowadzony niedawno z nim wywiad. Okazało się, że ludzie takiego pokroju, jak Luc, nigdy nie odpuszczają. Opowiadał, że wywrócił się na motorze i uszkodził kręgi, ale nie zrezygnował i mimo problemów chce teraz startować w regatach. To jest prawdziwy sportowiec, który nie poprzestaje na jednej dyscyplinie.

- Przez lata walczył Pan w skokach o pierwsze miejsce, a w rajdach potrzeba cierpliwości, co powtarzają starzy wyjadacze. Da Pan sobie z tym radę?

- Cały czas się uczę. Gdy za bardzo sobie pofolguję, pilot uspokaja mnie: "Adaś, nie jedziemy po pierwsze miejsce". My mamy jechać tak, żeby było bezpiecznie i dotrzeć do mety. To wielka szkoła cierpliwości, ale być może do mojej galerii w Wiśle trafi coś z innej dyscypliny.

- Ma Pan pełnić rolę attache polskiej reprezentacji na igrzyskach olimpijskich w Soczi w 2014 roku. Jaki będzie zakres pańskich obowiązków?

- Na razie ich nie poznałem, jedynie przyjąłem propozycję. Zgodziłem się, bo mam nie mieć wielu obowiązków, a dzięki temu w innej roli będę uczestniczył w kolejnych igrzyskach. Moje kompetencje mają być podobne do tych, jakie spoczywały na Zbigniewie Bońku w Turynie. Przede wszystkim mam nadzieję, że poradzę sobie, a przy okazji dalej będę przy sporcie zimowym. Miałem taki plan, aby odpocząć i dać sobie luzu, ale jednak cały czas interesuję się skokami. Regularnie rozmawiam z Łukaszem Kruczkiem i Robertem Mateją, żeby być w temacie.
- Nie skorzystał Pan za to z oferty pracy w Polskim Związku Narciarskim, którą złożył Panu prezes Apoloniusz Tajner.

- Była propozycja, bym został kimś na wzór dyrektora sportowego, pełniąc rolę koordynatora między trenerami a zawodnikami. To spadło na mnie trochę za szybko i po dłuższym namyśle odmówiłem. Przez 27 lat byłem skoczkiem narciarskim, dlatego po takim czasie chciałem odpocząć od tego sportu. Z pewnością praca w branży byłaby dla mnie wielką przyjemnością, ale potrzebowałem wziąć oddech. Najbardziej w kość dały mi trzy ostatnie lata. Podziękowałem, ale uznaliśmy z prezesem, że wrócimy do tej rozmowy, gdy nabiorę ochoty.

Rozmawiał i notował Artur Gac

SPADŁ NA NIEGO DESZCZ PREZENTÓW

Na Adama Małysza spadł wczoraj deszcz prezentów. A to wszystko z okazji pożegnania, jakie oficjalnie zgotował mu w Krakowie Polski Związek Narciarski. - Żegnamy fantastycznego skoczka, jednego z trzech najbardziej wybitnych w tej konkurencji. Moim zdaniem z Małyszem mogą się równać tylko Jens Weissflog i Simon Ammann - mówił prezes PZN Apoloniusz Tajner. - To Adam nakręcił koniunkturę na skoki w Polsce, sprawił, że zimą miliony Polaków zasiadały przed telewizorami i ściskały na niego kciuki. Bardzo cieszy mnie, że Adam tak znakomicie pożegnał się ze skokami, zdobył medal w mistrzostwach świata w Oslo, w ostatnim konkursie o Puchar Świata wskoczył na podium, wysłuchał Mazurka Dąbrowskiego, bo w tych zawodach triumfował Kamil Stoch. To było symboliczne przekazanie pałeczki.

Prezes przekazał Małyszowi prezenty od związku, było ich kilka. Najbardziej okazały to drewniana ławeczka w stylu góralskim, był też pamiątkowy medal, wybity z okazji zakończenia kariery sportowej, album z unikalnymi znaczkami sportowymi, pamiątkowa plakietka. Obecny na spotkaniu prezes firmy Lotos (sponsorującej polskie narciarstwo) Paweł Olechnowicz obdarował skoczka szklaną nartą, na której wypisane zostały wszystkie sukcesy z 17-letniej kariery sportowej Małysza. Był też czek na 34 tys. zł - nagroda pieniężna za wyniki sportowe Małysza w minionym sezonie.

Dziękując za prezenty Adam Małysz powiedział: - Miniony sezon był dla mnie i dla polskich skoków bardzo udany. Rośnie mój następca Kamil Stoch. Zostawiam polskie skoki w dobrej kondycji, mamy już niezłą bazę, dzięki firmie Lotos znakomicie rozwija się rywalizacja wśród dzieci i młodzieży.

Stoch otrzymał wczoraj czek na 10 tys. zł za wyniki w sezonie 2010/2011. - To wielki zaszczyt stać obok Adama, który jest ikoną polskich skoków, polskiego sportu. W Polsce nikomu chyba nie uda się dorównać Adamowi - oświadczył Stoch.

Wczorajsza uroczystość połączona była z zakończeniem już siódmej edycji akcji "Szukamy następców mistrza" - Lotos Cup. Najlepsze młode zawodniczki i zawodnicy odebrali nagrody i stypendia. Wśród triumfatorów w poszczególnych kategoriach znalazło się pięciu przedstawicieli Zakopanego, są to - w kombinacji norweskiej: Dawid Jarząbek (TS Wisła Zakopane) i Wojciech Marusarz (AZS Zakopane), w skokach: Joanna Gawron (TS Wisła Zakopane), Krzysztof Leja (AZS Zakopane) i Andrzej Gąsienica (TS Wisła Zakopane).

Andrzej Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski